Komplet ligowych zwycięstw, pełen Poljud, mocna kadra i stabilizacja finansowa. Tylko europejskich pucharów żal… Hajduk Split rozpoczął walkę o mistrzostwo kraju, a zdaniem niektórych taka szansa na zdobycie tytułu może się potem długo nie powtórzyć.
W ostatnich latach Hajduk nie spisywał się najlepiej w Europie. Trudno mieć pretensje, że w ubiegłym roku nie dał rady Galatasarayowi Stambuł czy Villarrealowi, ale za kompromitujące należy uznać porażki z maltańską Gżirą United i kazachstańskim Tobołem Konstanaj. Wpadki te spowodowały, że teraz musi on mierzyć się z mocnymi rywalami. Dlatego też w tym roku, w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy, już pierwszą przeszkodą nie do przejścia okazał się być PAOK Saloniki. Co prawda, Chorwaci pozostawili po sobie dobre wrażenie, przegrywając dwumecz 0:3 głównie z powodu indywidualnych błędów, tym niemniej to Grecy grają dalej.
Inną gorzką pigułką dla fanów „Bilich” była druga z rzędu porażka w Superpucharze Chorwacji z jego głównym rywalem. Dinamo Zagrzeb po raz ósmy sięgnęło po to trofeum, natomiast Hajduk mógł jedynie pocieszać się, że zwłaszcza w drugiej połowie tworzył sobie sytuacje i pozostawił po sobie dobre wrażenie. Jednak to nie za ładną grę przyznawane są puchary…
Priorytetem dla klubu ze Splitu jest jednak liga. Tutaj Hajduk pozostawia po sobie nie tylko dobre wrażenie, ale również może pochwalić się na ten moment kompletem zwycięstw w czterech meczach rozegranych z NK Rudeš, NK Rijeka, Slaven Belupo i w pierwszej kolejce z Dinamo. Nie trzeba chyba szczególnie dodawać, że największym sukcesem jest pokonanie przez Hajduk swojego największego rywala (nie tylko) w walce o mistrzostwo. Na dodatek, Dinamo w rozegranych dotychczas trzech meczach (jeden został przełożony) odnotowało zwycięstwo, remis i porażkę.
Nowe twarze
W meczach z PAOK-iem w Hajduku szwankowała przede wszystkim skuteczność i gra w obronie. Aktualny wicemistrz Chorwacji stworzył sobie łącznie w dwumeczu blisko 10 groźnych sytuacji, ale nie był w stanie wykorzystać żadnej z nich. Nawet dostając prezent od chorwackiego bramkarza Dominika Kotarskiego. Zupełnie inaczej zachowali się Grecy, którzy błędy swoich rywali zamienili łącznie na trzy bramki.
Jeden z prezentów zespołowi z Salonik podarował Vadis Odjidja-Ofoe, znany polskim kibicom z występów w Legii Warszawa i wspominany z rozrzewnieniem nie tylko przez fanów stołecznego klubu. Po faulu belgijskiego pomocnika podyktowano rzut karny dla PAOK-u. Niemniej trudno jak na razie przyczepić się do jego gry. Wręcz przeciwnie, Vadis jest dużym wzmocnieniem Hajduka i zarazem swego rodzaju symbolem nowych porządków w klubie.
Tego lata drużyna ze Splitu została wzmocniona także innymi ciekawymi zawodnikami: obrońcami Zvonimirem Sarliją z Panathinaikosu Ateny, Ismaëlem Diallo z francuskiego AC Ajaccio (w ubiegłym sezonie spadł z tym klubem do Ligue 2), Fahdem Moufim z portugalskiego Portimonense oraz napastnikiem Leonem Dajaku z Sunderlandu. Jeśli chodzi o straty, to z piłkarzy odgrywających większą rolę w zespole, odeszli jedynie stoper Chidozie Awaziem (zażądał zbyt dużych zarobków, więc nie wykupiono go z Boavisty Porto) oraz pomocnicy Lukas Grgic i Marco Fossati. Karierę zakończył natomiast rezerwowy bramkarz i zarazem wicemistrz świata z 2018 roku – Danijel Subašić. Ze znanych nazwisk bez żalu pożegnano się zaś z Nikolą Kaliniciem i znanym z występów w Lechu Poznań Gergő Lovrencsicsem.
Nie można zapominać, że do bram pierwszego zespołu, jak zwykle zresztą, pukają wychowankowie klubowej akademii. I to nie byle jacy, bo mogący pochwalić się grą w finale młodzieżowej Ligi Mistrzów, w którym Hajduk nie sprostał AZ Alkmaar. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że jeden z nich, Rokas Pukštas, już wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce, strzelając dwie bramki w dwóch ligowych meczach (obecnie leczy jednak kontuzję kolana). Inny, 16-letni stoper Luka Vušković, już wzbudził zainteresowanie ze strony europejskich gigantów i z tego powodu na razie nie zagrał ani minuty w nowym sezonie.
Być może to nie koniec wzmocnień, choć trudno spodziewać się, aby znalazł się wśród nich Ivan Perišić. O możliwym powrocie po 17 latach przerwy srebrnego i brązowego medalisty mistrzostw świata pisał w ubiegłym miesiącu Gianluca Di Marzio, ale piłkarz ostatnio wchodził z ławki Tottenhamu w meczach Premier League. Dwumecz z PAOK-iem pokazał jednak dobitnie, że „Bili” myśląc poważnie o mistrzostwie powinni wzmocnić ofensywę.
Pieniądze – są
W kontekście nowych wzmocnień pojawia się jednak pytanie, czy ich dokonanie będzie możliwe bez sięgnięcia do sakiewki. Co prawda, zakontraktowanie wspomnianych wcześniej piłkarzy na pewno wiązało się z koniecznością wyłożenia sporych pieniędzy za sam podpis na kontrakcie, ale oficjalnie przyszli oni do Hajduka za darmo. Po rozpoczęciu większości europejskich rozgrywek pozyskanie wartościowych zawodników z kartą w ręku może okazać się trudne, a być może zwyczajnie niemożliwe. Tymczasem ostatni raz w Splicie głębiej do kieszeni sięgnięto cztery lata temu, gdy zysk w postaci blisko 6,5 miliona euro zapewnił transfer Domagoja Bradaricia do Lille.
Za wydawaniem pieniędzy w tym okienku transferowym przemawia nie tylko dobry ligowy start i związane z nim nadzieje na mistrzostwo, lecz także dobra sytuacja finansowa klubu. Obecnie jego prezesem jest Lukša Jakobušić, biznesmen z Dubrownika i jeden z twórców potęgi klubu piłki wodnej VK Jug (od pewnego czasu toczy się dochodzenie w sprawie nieprawidłowości w jego księgowości).
Na początku sierpnia pozyskał on zresztą nowego sponsora. Nie obyło się przy tym jednak bez kontrowersji. Partnerem Hajduka został bowiem chorwacki oddział rosyjskiego koncernu naftowego Łukoil, posiadający obecnie w całym kraju dokładnie 47 stacji benzynowych. Jakobušić ogłaszając partnerstwo z firmą z Rosji nie ukrywał, że umowa o współpracy została podpisana w „trudnych okolicznościach dla Łukoilu i Hajduka, Europy i świata”, ale to właśnie porozumienia „zawarte w trudnych czasach pozostają trwałe”. Tak czy inaczej, fani klubu będą mogli go wesprzeć za pośrednictwem koncernu dzięki specjalnym kartom lojalnościowym.
Najważniejszą formą wsparcia Hajduka ze strony kibiców, oczywiście poza dopingiem na stadionie, pozostaje członkostwo w klubie. Niedawno pod tym względem pobito kolejny rekord, bo oficjalnie jego członkami jest już dokładnie 90 512 osób (stan na 10 sierpnia) i ambicją Jakobušicia jest przekroczenie w niedługim czasie progu 100 tysięcy. Poza tym sprzedano już blisko 17,8 tysiąca karnetów na bieżący sezon.
Trener już wygrał
Jedną z głównych bolączek Hajduka w ostatnich latach były częste zmiany szkoleniowców. Najbardziej niebezpiecznym miesiącem dla trenerów pracujących z zespołem ze Splitu był listopad, bo w latach 2017-2021 właśnie w tym miesiącu zwolniono ich aż czterech. Ogółem od sezonu 2015/16, gdy zespół przez całe rozgrywki prowadził ten sam trener, nastąpiło aż 12 zmian szkoleniowców!
Najdłużej spośród nich pracował Valdas Dambrauskas. Litwin trenował piłkarzy „Bilich” od listopada 2021 do września ubiegłego roku, czyli łącznie przez 314 dni. Jego zwolnienie wzbudziło zresztą sporo kontrowersji, bo według części kibiców osiągał bardzo dobre wyniki i zbudował dobrą atmosferę w drużynie oraz wokół niej. Jakobušić musiał zresztą tłumaczyć się z jego zwolnienia pół roku temu, gdy kibice narzekali na kiepskie wyniki pod wodzą obecnego szkoleniowca Hajduka, Ivana Leki.
Prezes klubu ze Splitu wytrzymał jednak ciśnienie i Leko dalej zasiada na ławce trenerskiej, chociaż dziennikarze „zwalniali” go w ostatnich miesiącach kilkakrotnie. Najpierw jego posadę miało uratować jedynie zdobycie Pucharu Chorwacji, a potem miała być ponownie zagrożona z powodu porażki z Dinamo w Superpucharze. Teraz 45-letni szkoleniowiec jest zaś chwalony za taktykę i umiejętność przeprowadzania zmian odwracających losy meczów.
Leko nie ukrywa jednocześnie, że oczekuje dalszych wzmocnień, sugerując to wyraźnie dyrektorowi sportowemu Mindaugasowi Nikoličiusowi (notabene chwalonemu za swoją dotychczasową politykę transferową). Trener Hajduka zdaje sobie bowiem sprawę, że staje przed wyjątkową szansą zdobycia pierwszego od 2005 roku mistrzostwa Chorwacji dla Hajduka. Co ciekawe, 18 lat temu triumfował jeszcze w roli piłkarza.
Cztery powody
Sportowy dział najpopularniejszego chorwackiego portalu internetowego Index.hr wymienia cztery powody, dla których Hajduk wręcz musi zdobyć mistrzostwo Chorwacji właśnie w tym sezonie. Po pierwsze musi wykorzystać potencjał swojej kadry, a zwłaszcza szczytową formę swojego 29-letniego lidera Marka Livaji, który według witryny za kilka lat nie będzie w stanie jej utrzymać.
Drugim podstawowym powodem są zmiany w systemie europejskich rozgrywek, bo od przyszłego sezonu występujące w nich kluby będą mogły liczyć na jeszcze większy zastrzyk gotówki. Co prawda to dosyć odważna teza (znamy to z polskiego podwórka), ale zdaniem Index.hr triumf Dinama w lidze i awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów w przyszłym roku może więc spowodować całkowite zabetonowanie chorwackiej ekstraklasy na całe lata. Po trzecie, Hajduk nie zdobywając mistrzostwa w tym sezonie zapewne nie będzie miał za rok tak silnej kadry, jak obecnie.
Czwarty powód, dla którego ten sezon jest wyjątkowy z punktu widzenia „Bilich”, to natomiast poważne problemy jego największego rywala. Dinamo nie tylko słabo rozpoczęło krajowe rozgrywki, ale dodatkowo odpadło z eliminacji do Ligi Mistrzów, zmieniło trenera i straciło kilku swoich czołowych piłkarzy (Josip Šutalo czy Dominik Livaković). „Teraz albo nigdy” – podsumowuje więc Index.hr.