Kornel Osyra: „Wyjazd do Bułgarii dał mi dużo pozytywnego myślenia” [WYWIAD]

Zapraszamy na długi i szczery wywiad z Kornelem Osyrą. W ubiegłym sezonie polski obrońca reprezentował barwy beniaminka ligi bułgarskiej – Hebaru Pazardżik. Rozmawialiśmy m.in. o trudnych losach beniaminka, lidze bułgarskiej czy marazmie w tamtejszym futbolu. Pytaliśmy także o życie w Bułgarii czy cele na nadchodzący sezon, który Kornel spędzi już w Resovii. Zapraszamy do lektury!

Na początek chciałbym pogratulować Ci utrzymania się w lidze bułgarskiej wraz z Hebarem. Postawiliście sobie taki cel jako zespół w przerwie zimowej. Było to ciężkie zadanie, ale finalnie udało się je Wam zrealizować.

Tak. Szczerze mówiąc to chyba cała Bułgaria traktuje nasze utrzymanie trochę w kategorii cudu. Nikt nie stawiał, że będziemy w stanie utrzymać się w lidze bezpośrednio. Było wiele zdarzeń które mogły wpłynąć na nasze losy, ale udało nam się. Osobiście jest mi szkoda, że w końcówce sezonu nie uczestniczyłem już tak czynnie w  boiskowych wydarzeniach, ale prawdę powiedziawszy to dawno nie przeżywałem takich emocji jak w trakcie ostatniego meczu ligowego. To co się działo na ostatnim meczu z Beroe to było naprawdę fajne przeżycie.

To była walka dosłownie do ostatnich minut i w dramatycznych okolicznościach. W Hebarze z powodu utrzymania musiało chyba być wielkie święto. Zespół był beniaminkiem, nigdy wcześniej w swojej historii nie grał na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kraju. Daliście lokalnym kibicom spory powód do radości. 

Tak. Chyba wszyscy się nie spodziewali, że się utrzymamy. Czuć było, że nawet wśród pracowników czy prezydenta klubu wiara w utrzymanie ledwo się tliła. Nie wiem czy do końca wierzyli, że damy radę. Szczególnie przy tych wszystkich zawirowaniach. Począwszy od startu przygotowań do sezonu, poprzez jesień i zimę, czy na zmianach trenerów kończąc. Myślę że jednak wszyscy mogą być zadowoleni z pracy jaką wykonali. Tak jak wspomniałeś, jest to pierwszy raz w historii, gdy klub utrzymał się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w kraju, więc nie ma na co narzekać. Byle tylko klub poszedł dalej za ciosem, a nie wiem czy tak do końca będzie.

Myślisz, że pod względem organizacyjnym klub sobie może nie poradzić w kolejnym sezonie?

Trochę tak. Jestem w kontakcie z chłopakami, którzy zostali. Niedawno zaczęli przygotowania do sezonu, ale na razie trenują w czternastu. Nie wiem więc czy klub był przygotowany na utrzymanie. Dużo zawodników odeszło, znów wszystko musi być budowane od nowa. W dłuższej perspektywie to utrzymanie może nic nie przynieść, ponieważ klub idzie tą samą drogą, którą szedł po awansie. Nie ma zachowanej jakiejś ciągłości, wiele rzeczy robione jest na hura. Przynajmniej tak to z boku wygląda. Boję się, że będzie podobna sytuacja jak w poprzednim sezonie. Z drugiej strony może być trochę łatwiej, bo słyszałem że dużo drużyn, szczególnie tych z dołu tabeli, ma problemy finansowe i nie wiadomo co z nimi będzie. Jestem bardzo ciekaw jak to się wszystko potoczy, będę śledził losy Hebaru.

Mówisz, że powtarza się schemat z początku minionego sezonu, gdy razem z Tobą do klubu trafiło bodajże 20 nowych zawodników. W tej sytuacji pierwsze miesiące musiały być ciężkie pod kątem zgrania całej ekipy.

Tak naprawdę problemem nawet nie było to, aby ogarnąć szatnię, zgrać się. Problemem było to, że przychodząc latem do klubu, nie licząc niektórych bułgarskich zawodników, wszyscy obcokrajowcy były piłkarzami, którzy nie przegrali w pełni poprzedniego sezonu. Może kilku z nich było w rytmie meczowym. Wydaje mi się, że w to był większy problem niż samo zgranie. Ci wszyscy zawodnicy meczami ligowymi musieli dojść do optymalnej formy. Na to też nie mieliśmy specjalnie dużo czasu, bo wielu zawodników dochodziło już w trakcie rozgrywania ligi. To nigdy nie jest łatwe, aby w takich warunkach zbudować zespół. Dlatego, runda jesienna w naszym wykonaniu wyglądała tak jak wyglądała. Zresztą zimą z klubu odeszła większość obcokrajowców, którzy przychodzili w tym samym czasie co ja. W Hebarze, nie licząc mnie, zostali tylko Ci zagraniczni zawodnicy, którzy trafili tam na przełomie września i października. To pokazuje skalę problemu i potwierdza, że klub nie był do końca organizacyjnie przygotowany na awans, na to wszystko co się działo.

Dokładnie. Dodatkowo, tak jak sam mówiłeś, w klubie w trakcie jednego sezonu pracowało trzech trenerów. Każdy z nich miał pewnie swoją wizję futbolu czy grupę zaufanych zawodników, na których chciał stawiać. Pytanie czy w nowym sezonie karuzela trenerska w Hebrze znów się mocno nie zakręci i czy nie będzie kolejnego wielkiego zaciągu piłkarzy?

Transfery na pewno będą, ale mam nadzieję, że trener Penew dostanie swoją szansę. Tym bardziej, że cieszy się on dużą renomą w Bułgarii i może klub nie podejmie tak łatwo decyzji o jego zwolnieniu po kilku słabszych wynikach. Może przynajmniej ta jedna instancja w postaci trenera pozostanie nienaruszona i chociaż pod tym kątem w zespole będzie jakaś ciągłość, co pomoże klubowi.

Ostatnim z trzech trenerów, z którymi pracowałeś w trakcie ubiegłego sezonu, był Ljubosław Penew. Tak jak wspomniałeś, jest on obecnie jednym z bardziej uznanych bułgarskich trenerów, ale chyba nie będziesz go zbyt ciepło wspominał?

Nie, ja jakiś pretensji do niego nie mogę mieć. Tak naprawdę na początku, gdy trener przyszedł do klubu, to grałem w wyjściowym składzie. Chociaż nasze wyniki były w kratkę. Trafił mi się później nieszczęśliwy mecz z CSKA Sofia. Szkoda mi tylko tego, że ten jeden mecz padł cieniem na cały mój sezon. Mecz, przez który w końcówce ligi nie dostawałem już szans. Między mną a trenerem był też problem w komunikacji. W sztabie oprócz trenera przygotowania fizycznego już nikt nie rozmawiał po angielsku. Co prawda wtedy zaczynałem już trochę rozumieć bułgarski i wszystkie polecenie szkoleniowca rozumiałem. Ale wiadomo, że trenerowi łatwiej było komunikować się z Bułgarami czy z Hiszpanem Alexem Serrano, ponieważ Penew grał wiele lat w Hiszpanii i rozmawia po hiszpańsku. Także w sytuacji, gdy nie miałem pełnego zaufania, ciężko było też było nam się dotrzeć i zrozumieć czego trener konkretnie oczekuje. Na domiar złego trafił mi się ten pechowy mecz z CSKA, który przegraliśmy 0-4 i było już pozamiatane.

Jakby nie patrzeć, był to mecz z jednym z faworytów do wygrania ligi. Tym bardziej z waszej perspektywy beniaminka, taki wynik chyba nikogo nie mógł zaskoczyć. Mało kto obstawiłby inny rezultat niż wygrana CSKA. 

To jest ta pechowość tego spotkania. Oczywiście, mogłem zagrać lepiej przeciwko CSKA, ale uważam, że ktokolwiek by w tym meczu nie zagrał, to wynik byłby podobny. Ten mecz równie dobrze mógł się skończyć wynikiem 0-9, więc pryzmat straconych bramek nie ma tu aż takiego znaczenia. Może trener chciał mnie zmienić i tylko czekał aż powinie mi się noga? Ciężko powiedzieć. W poprzednich meczach nie miał do tego pretekstu, bo wygraliśmy z Łokomotiwem Sofia 4-1, z Botewem Wraca zremisowaliśmy 0-0. Wyniki z drużynami naszego pokroju nie były złe. W ostatniej części sezonu graliśmy z zespołami słabszymi czy równymi nam, więc było łatwiej o dobre rezultaty. Niemniej, powtarzam najważniejszy jest fakt, że się utrzymaliśmy. Grając 27 meczów na przestrzeni całego sezonu również miałem poczucie odpowiedzialności abyśmy nie spadli. Ja też przy okazji przełamałem swoją klątwę, że z trzecim beniaminkiem, w którym występowałem w najwyższej lidze, utrzymałem się. W poprzednich dwóch, kiedy grałem w Polsce, od razu po roku spadałem. Bardzo się z tego cieszę.

Czyli czułeś satysfakcję z tego powodu pomimo posadzenia Cię na ławce pod koniec sezonu? 

Tak, zdecydowanie. Gdy dowiedziałem się, że trener Penew zostaje na kolejny sezon, co nie było do końca pewne, to poczułem pewien smutek. Liczyłem, że spędzę jeszcze jeden rok w Hebarze. Zaaklimatyzowałem się w klubie, fajnie żyło mi się w Bułgarii z rodziną. Także szkoda, ale nie ma co spoglądać się za siebie. Jeden rozdział się kończy, a zaraz zaczyna kolejny.

Gdyby wraz z nowym sezonem klub objął jakiś inny trener, bądź jeśli nie został odstawiony na boczny tor przez Penewa na podstawie jednego meczu, zostałbyś w Hebarze na kolejny sezon? 

Myślę, że tak. W klubie byli ze mnie zadowoleni, nie dochodziły do mnie głosy aby działo się coś nie tak. Może trener miał po prostu inną wizję stopera i nie chciał kontynuować ze mną współpracy? Zresztą ciężko jest mi to stwierdzić. Trener Penew nie pracował z nami od samego początku, nie przepracował ze mną okresu przygotowawczego, więc nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy wpisałbym się w jego plany czy nie. Szkoda, ale mimo wszystko jestem bardzo zadowolony z tej przygody. Na pewno będę bardzo miło wspominał swój pobyt w Bułgarii oraz wszystkich życzliwych i pomocnych ludzi, których tam spotkałem. Dla mnie osobiście, oprócz końcówki sezonu, wszystko potoczyło się tak jak miało być. Utrzymaliśmy się, daliśmy trochę radości wszystkim związanym z Hebarem i to jest najważniejsze.

W porównaniu do kilku ostatnich sezonów, w trakcie których zmagałeś się z kontuzjami i nie grałeś w pełnym wymiarze czasu, w Bułgarii od samego początku łapałeś się do wyjściowego składu. Zbierałeś też dobre opinie pomimo wyników w kratkę. Sezon możesz więc zaliczyć do udanych?

Tak. Tym bardziej, że przed samym wyjazdem za granicę zacząłem odnosić wrażenie, że ludzie w Polsce przestali wierzyć, że jestem w stanie grać. Po kontuzji w Podbeskidziu, gdy zerwałem achillesa, wiele spraw potoczyło się nie do końca tak jakbym chciał i rynek mnie zweryfikował. Chociaż osobiście uważam, że jeszcze mogę sporo od siebie dać. Nie jestem jeszcze piłkarskim dinozaurem. Dlatego bardzo cieszę się z tego wyjazdu. Zagrałem 27 meczów, pokazałem, że jestem zdrowy. Było kilka spotkań za które byłem chwalony, byłem w stabilnej formie. Może ostatnie spotkania na wiosnę graliśmy w kratkę, ale uważam że runda jesienna i początek wiosennej były solidne w naszym wykonaniu. Ja na pewno jestem zadowolony. Nie wyjeżdżam z Hebaru z niedosytem, że nie dałem z siebie wszystkiego bądź, że przyjechałem tylko zarobić pieniądze i wrócić do Polski.

Kornel Osyra w meczu ligowym przeciwko Botewowi Wraca, fot. dbsport.bg

Jak z perspektywy całego sezonu zagranego w Bułgarii, oceniłbyś tę ligę pod kątem sportowym? Jak ona wypada w porównaniu np. do Ekstraklasy?

Ciężko jest mi porównywać obie ligi. Trochę żałuję, że Raków nie trafił na Łudogorec w eliminacjach do Ligi Mistrzów, bo byłaby to doskonała okazja do zobaczenia, porównania na żywo obu mistrzów. Uważam, że czołówka efbet Ligi dałaby sobie radę w Ekstraklasie, bo grają tam zawodnicy o dużych umiejętnościach. Z drugiej strony Ekstraklasa moim zdaniem jest o wiele bardziej wyrównaną ligą. W Bułgarii masz 5-6 mocnych zespołów, a reszta klubów odstaje od nich poziomem. W Polsce masz oczywiście kilku liderów, ale tutaj każdy może przegrać z każdym. Z kolei w Bułgarii wpadki Łudogorca czy CSKA zdarzają się w lidze sporadycznie. Uważam, że gdyby Łudogorec nie grał w pucharach to tych potknięć w ogóle by nie miał i z tej ligi nie byłoby co zbierać. Zresztą było to zauważalne. Najpierw grali z nami, a za kilka dni mieli grać z Romą. Widać było, że nie podchodzili do meczu z nami z pełnym zaangażowaniem, a i tak była zauważalna duża różnica w poziomach obu drużyn. Co więcej, w Bułgarii jest trochę inna kultura gry. W Polsce jest dużo rwanej gry. Tam czołowe zespoły starają się grać spokojniej, rozgrywać piłkę, nie panikować. Dlatego będę powtarzał, że ciężko jest porównywać takie ligi na zasadzie jeden do jednego. Najlepiej byłoby zobaczyć bezpośredni mecz dwóch drużyn na porównywalnym poziomie.

Rozmawiałem kiedyś z Danielem Kajzerem, który opowiadał mi, że z perspektywy bramkarza, liga bułgarska jest bardziej ofensywna. Trenerzy dają tam zawodnikom ofensywnym więcej swobody taktycznej. Z kolei przykładają oni więcej uwagi do defensywy. Blok defensywny dostaje przed meczem konkretne zadania, z których później jest rozliczany, a napastnicy czy skrzydłowi dostają pewną taryfę ulgową. Czy Ty też odnosisz podobne wrażenia po sezonie w Bułgarii?  

Uważam, że tak. W Bułgarii zawodnicy ofensywni, szczególnie skrzydłowi, pokazywali dużo niekonwencjonalnych zagrań. Ciężko było wygrać pojedynek z nimi gdy zostawało się sam na sam. Jeśli miałbym porównywać skrzydłowych w Polsce, czy w Ekstraklasie, a w Bułgarii to widać duże różnice na korzyść Bułgarii. Nasza polska liga jest bardziej fizyczna, przykłada się o wiele więcej uwagi aby biegać, pressować. Z kolei w Bułgarii jest większa swoboda w graniu do przodu. Nie ma takiego chaosu w konstruowaniu akcji, faza przejścia z obrony do ataku jest bardziej wyważona. Mimo to, sądzę że zespoły w Polsce lepiej bronią. Oglądając skróty spotkań, czy wspominając nasze mecze, to uważam, że defensywa nie jest mocnym punktem efbet Ligi. Zresztą widać jacy zawodnicy odchodzą z Bułgarii do lepszych lig. To są praktycznie wyłącznie ofensywni piłkarze. Chociażby Igor Thiago z Łudogorca przeszedł teraz do Club Brugge [za ok. 7,5 mln euro – przyp. red.]. Czytałem też, że Kirył Despodow jest łączony z Blackburn w Championship. Liga bułgarska promuje ofensywnych piłkarzy.  

Słusznie to zauważyłeś. Liga promuje ofensywnych piłkarzy, ale również do ligi są w pierwszej kolejności ściągani zawodnicy do linii ataku. Ciężko jest mi wskazać jakiś hitowy transfer obrońcy z Bułgarii w ostatnich latach.

Muszę Ci powiedzieć, że jak przyglądałem się obrońcom w lidze bułgarskiej, to nie wskazałbym Ci żadnego, który wywarł na mnie jakiś efekt “wow”. W przeciwieństwie do graczy ofensywnych. Grali tam oczywiście stoperzy silni fizycznie, trzymający poziom. Jednak żaden z nich nie pokazywał takich umiejętności gry w defensywie, wyprowadzenia piłki czy w przewidywaniu boiskowych sytuacji abyś mógł brać z nich przykład. Wiadomo też, że w lepszych zespołach obrońcy mieli mniej roboty. Pod ich bramkami dzieje się zdecydowanie mniej niż w polach karnych słabszych drużyn. Dlatego też ciężko jest ich zweryfikować wyłącznie na podstawie samych meczów ligowych. 

Rozmawiamy o ofensywie i napastnikach, więc chciałbym się zapytać kogo udało Ci się wypromować w trakcie gry w Bułgarii? W jednym ze starych wywiadów dla Weszło żartowałeś, że grając w Ekstraklasie wypromowałeś Kownackiego i Gergela. Ktoś w efbet Lidze dostąpił tego zaszczytu? <śmiech>

Nie, chyba nie <śmiech> Nie miałem w ciągu sezonu takiego meczu, abym mógł znacząco kogoś wypromować. Ale jak już rozmawiamy, o napastnikach to niezbyt przyjemnie grało się przeciwko Brayanowi Perea z Botewu Wraca. Występował on kiedyś w Lazio i muszę przyznać, że zaszedł mi za skórę. Bardzo trudno się przeciwko niemu grało, namęczyłem się rywalizując z nim. Trudno było z nim wygrać pojedynki wręcz czy grać sam na sam. Zapadł mi w pamięć. Jeszcze Nazona z CSKA Sofia zapamiętam. W dwóch meczach przeciwko nam zdecydowanie się wyróżniał. Rywalizację z napastnikami Łudogorca trudno jest nawet wspominać. Tam nikt się na nas nie napinał a i tak było widać ich umiejętności.

Nie licząc Łudogorca czy CSKA Sofia, przeciwko jakiej drużynie grało Ci się najciężej. Kto spoza ligowego topu sprawiał Wam problemy?

W rundzie jesiennej zaskoczyło mnie Septemwri Sofia. To również był beniaminek, w którym grało sporo młodych chłopaków. Wszyscy powtarzali, że tam grają sami młodzi i że nie ma się czego obawiać. No i nas na jesienią zaskoczyli. Męczyliśmy się w tym spotkaniu. Cały mecz z nami jechali, ciężko było się nam połapać co się dzieje na boisku. Bardzo fajnie wypadli w tym spotkaniu pod względem piłkarskim. Mimo to Septemwri spadło z ligi, co pokazuje że młodzi i kreatywni zawodnicy nie dają gwarancji utrzymania stabilnej formy na przestrzeni całego sezonu. Jeśli chodzi jeszcze o kluby z czołówki, to CSKA 1948 charakteryzowało się bardzo schematyczną grą. Nie było w ich grze fajerwerków, na jakie wskazywałoby ich miejsce na koniec sezonu [3 miejsce – przyp. red.] Ich dyrygentem był Iwajło Czoczew i bez jego dotknięcia piłki nic się w tym zespole nie działo. Nie grali nic nadzwyczajnego, ale widać było, że grają ze sobą już od dłuższego czasu. Mają swojego lidera, który moim zdaniem był jednym z lepszych pomocników ligi.

Mogę Ci tylko przytaknąć. Czoczew grał swój najlepszy sezon w dotychczasowej karierze. Strzelił 21 bramek w lidze, wrócił do kadry narodowej.

Dokładnie. To nie przypadek, że on przez tyle lat grał we Włoszech i utrzymywał się na tym wysokim poziomie. W końcu wrócił do kraju, bo Palermo zbankrutowało. Miał też problemy z kolanami. Widać, że obecnie nie biega już na pełnej intensywności, ale swoim ustawieniem, spokojem dawał bardzo dużo swojej drużynie. 

A jak oceniłbyś ligę bułgarską pod kątem kibicowskim?

Lewski, CSKA, to jest miazga. Nawet jak graliśmy w rundzie rewanżowej z Lewskim u siebie, w Pazardżiku to czuło się ten klimat, pomimo, że nasz stadion nie był duży. Kibice Lewskiego i CSKA są naprawdę fanatyczni i to widać. Doping na derbach Sofii robi wrażenie. U nas w Polsce, przepisy bezpieczeństwa nie pozwoliłby na coś takiego. Przez to, że w Bułgarii póki co są stadiony są jakie są, to kibice mogą sobie pozwolić na taki doping.  

Całą rundę jesienną graliście w Sofii na wielkim Stadionie Narodowym. Powrót do Pazardżiku na wiosnę, i co za tym idzie o wiele liczniejszy doping własnych kibiców, z pewnością dodał Wam skrzydeł.  

Uważam, że jeśli od początku gralibyśmy na swoim obiekcie, w Pazardżiku, to po pierwszej rundzie mielibyśmy więcej punktów. Nie leżał nam stadion w Sofii. Był on strasznie wielki. Tym bardziej, że mniejsze boiska premiują mniejsze zespoły, które nie są do końca zgrane. Małe obiekty lepiej pomagają w łapaniu ustawienia, poruszania się po boisku. Co więcej, stadion w Sofii ma ponad 40 tysięcy pojemności, a naszych kibiców było z 50-60 osób. Nie każdy mógł dojechać do stolicy na mecz, więc nasze spotkania tam wyglądały jak jakieś sparingi. Nie było tam jakiejkolwiek atmosfery.

Nawet jak kibice gości przyjeżdżali liczniejszą grupą to i tak publiczność rozpływała się na tym wielkim stadionie.

Dokładnie. Dlatego też powtarzam, że jakbyśmy od początku grali u siebie to mielibyśmy szansę na lepszy wynik w lidze. Może uniknęlibyśmy tej nerwówki na sam koniec sezonu. Najważniejszy jest jednak efekt końcowy. Za kilka lat nikt nie będzie patrzył na styl, na to gdzie graliśmy. Ważne, że nie spadliśmy z ligi. Tym bardziej, że każdy rzucał nas na pożarcie. Przed sezonem wszystkim dawano szansę na utrzymanie, ale nie nam. Zagraliśmy wszystkim na nosie i dlatego życzę klubowi, aby się ustabilizował i pozostał w efbet Lidze na jeszcze kolejny rok. Tym bardziej, że nie było tam problemów z finansami, w porównaniu do innych klubów z ligi. To może być naprawdę ciekawy projekt, więc życzę im jak najlepiej.

W innych wywiadach, których udzielałeś w trakcie sezonu, nie raz podkreślałeś, że Hebar jest stabilny finansowo. Pensje przychodziły na czas, co nie jest tak oczywiste w Bułgarii czy w innych bałkańskich ligach. Jakie są więc kulisy Twojego transferu do Hebaru? Bułgaria nie jest oczywistym kierunkiem dla polskich piłkarzy.

Teraz to i w Polsce są problemy z płatnościami na czas, a jeszcze z 2-3 lata temu o takich problemach się nie słyszało. Obecnie gdzie nie słyszę, to są z tym mniejsze lub większe problemy. Mój menedżer współpracował z włoskim menedżerem, który miał kontakty w Hebarze. Na samym początku sezonu trenerem w klubie był Włoch, dyrektor sportowy odpowiedzialny za transfery również był Włochem i jakoś przez tę siatkę połączeń się udało. Akurat szukali środkowego obrońcy. Do Hebaru zostały wysłane filmy z moimi występami i inne statystyki, narzędzia, które teraz pomagają szkoleniowcom. Klub zaakceptował moją kandydaturę, a ja też za długo się nad ich ofertą nie zastanawiałem. Pozostawało więc tylko zarezerwować bilety i ruszyć w drogę.

Przed transferem do Hebaru grałeś w Sandecji, gdzie dzieliłeś szatnię z Bułgarem Swetosławem Dikowem. Pytałeś się go o ligę, o klub przed wyjazdem?  

Tak, pytałem go. Tym bardziej, że wiedziałem jaki to jest kierunek, że mogą występować problemy z płatnościami. Ale on też nie za bardzo miał jak mi pomóc. Dikow rozmawiał ze swoim znajomym o Hebarze i opowiadał mi, że w klubie dzieje się wiele zmian i nie do końca wiadomo jak to wszystko będzie wyglądało. Było trochę niewiadomych, ale zaryzykowałem. Chciałem odpocząć psychicznie od naszego kraju i od tej całej piłkarskiej otoczki. Moja żona też była za wyjazdem. Mieliśmy trochę obaw co może się dziać na miejscu, ale ryzyko się opłaciło. Nawet mimo, że był to tylko roczny “wypad”, to wiele mi on dał. Odpocząłem, nabrałem trochę luzu, pogodę też miałem lepszą. Udało się wszystko co chciałem.

Kornel Osyra walczący o piłkę z piłkarzem Lewskiego Sofia, fot. dbsport.bg

Kiedyś w jednym ze starych wywiadów wspomniałeś, że zamiast gry w europejskim średniaku wolisz odbyć egzotyczną przygodę z Adrianem Mierzejewskim. Można więc powiedzieć, że udało się to “marzenie” zrealizować.

Tak, tak <śmiech> Wyjechałem, nauczyłem się trochę nowego języka, poznałem bardzo fajnych ludzi. Kontakty zawsze się w życiu przydadzą, nigdy nie wiadomo co człowiek w przyszłości będzie robił lub gdzie wyląduje. Także pod tym kątem była to mega fajna sprawa. Teraz wracam do Polski, zobaczymy co się tutaj będzie działo. Jestem ciekaw też poziomu 1 Ligi. Zapowiada się, że będzie moc.

W 1 Lidze zapowiada się jedna z najmocniejszych obsad od lat. Będzie dużo silnych marek jak chociażby Lechia Gdańsk, Wisła Płock, Wisła Kraków

Dokładnie. Patrząc po samych nazwach, bo jeszcze nie do końca wiemy co będzie się działo chociażby z Lechią Gdańsk. Wisła Płock zaczęła się budzić i ściągać jakiś zawodników, ale też nie wiadomo kto tam zostanie. Nawet pod względem stadionów ta liga będzie mocna. Zauważ, że jedne z gorszych stadionów w lidze właśnie awansowały do Ekstraklasy.

Tak, a całkiem fajne stadiony spadły z Ekstraklasy do 1 Ligi.

W drugą stronę przyjemne obiekty awansowały też z drugiej ligi. Myślę, że naprawdę może być fajnie w tym sezonie. Sam też jestem ciekaw jak to będzie się wszystko układać. Jest paru faworytów, a przynajmniej kilka klubów jest uważanych za faworytów przed startem ligi. Ale w Ekstraklasie nie ma tylu miejsc dla wszystkich pretendentów do awansu. Sądzę, że w tym sezonie 1 Liga będzie bardzo ciekawa pod kątem piłkarskim i trenerskim. 

A czy w Resovii macie już postawiony jakiś cel na 1 Ligę?

Ciężko jest na razie mówić o jakiś celach, jeśli nie mamy jeszcze skompletowanej kadry. Czekamy na ruchy klubu pod kątem transferów i zobaczymy co z tego będzie. To dopiero początek okienka, początek lata, a wiadomo, że cele krystalizują się z czasem, po każdym meczu, po każdym zwycięstwie. Wydaje mi się, że na ten moment Resovia nie jest klubem, który może powiedzieć “bijemy się o awans”. Do tego trzeba powoli dojść. Zwycięstwami, naszą codzienną pracą możemy się do tego celu przybliżyć. Najważniejszym dla nas celem będzie na pewno utrzymanie, bo jak już rozmawialiśmy w tym sezonie 1 Liga jest piekielnie mocna. Uważam, że to powinien być nasz główny cel, ale wiem też, że nikt nie przychodzi grać w piłkę aby walczyć o utrzymanie. Tylko o wygranie ligi. Nieważne czy to będzie Resovia czy Znicz Pruszków bądź Motor Lublin. Każdy chce wygrywać, nikt nie lubi przegrywać. Zawsze trzeba stawiać sobie wysokie cele. Gramy po to aby wygrywać, a nie przegrywać. Ja sobie nie wyobrażam, aby ktokolwiek grający w piłkę, bądź uprawiający jakikolwiek sport, nie chciał wygrywać. To przeczy idei sportu. Także mam nadzieję, że nadchodzący sezon będzie fajny pod kątem piłkarskim. Że będzie w nim dużo jakości, bo to wpłynie też na oglądalność ligi. Czasami żartuję sobie, że 1 Liga będzie miała teraz większą oglądalność niż Ekstraklasa. Chociaż tam wyniki będzie zaburzać nam Legia i Lech <śmiech>

Jeśli poruszyliśmy już Twoje przenosiny do Resovii, to chciałbym się zapytać czy nie miałeś jakiś ofert z innych klubów z Bułgarii? Wspomniałeś, że może mógłbyś zostać w Hebarze gdyby kilka spraw potoczyło się inaczej. Nie rozważałeś więc aby zostać w efbet Lidze, ale w innym klubie? Czy nie miałeś ofert od innych zespołów?

Nie rozważałem innych ofert, bo musiałbym mieć taką przed oczyma aby o niej pomyśleć. Końcówki sezonu nie grałem, więc może wypadłem z listy zainteresowań innych klubów. Nie chciałem też czekać na ofertę. Mam 30 lat, żonę, dwójkę dzieci. Nie mogłem czekać na miejscu w Bułgarii, więc i tak musiałbym wrócić do Polski. Już nawet przed końcem sezonu miałem pierwsze oferty z Polski, a jestem typem człowieka, który jeśli już ma jakąś ofertę to nie chce ryzykować, czekać w nieskończoność. Wolałem przygotowywać się już od początku sezonu z nowym zespołem. Nie tracić czasu na przygotowania chociażby ze względu na kontuzje, które wcześniej odnosiłem np. na achillesa. Więc im dłużej bym czekał na jakąś ofertę tym później dłużej dostosowywał bym się do treningów z nowym zespołem. Mógłbym czekać, ale z upływem czasu mógłbym mieć problem ze znalezieniem klub w Polsce. Z kolei rynek w Bułgarii jest o tyle specyficzny, że sporo zależy w nim od dojść i od znajomości. A tak, jestem obecnie zadowolony ze swojej decyzji. Chociaż kto wie, może też wrócę do Bułgarii. Daniel Kajzer teraz wrócił do Botewu, bo już tam wcześniej grał. Jego nazwisko zadziałało. Nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość. 

Jednym słowem nie zamykasz za sobą drzwi.

Nie, ja nigdy nie zamykam za sobą drzwi. Dobrze wspominam Hebar, tak na prawdę większość swoich były klubów dobrze wspominam. Wszędzie staram się cieszyć z faktu, że jeszcze mogę grać w piłkę, bo tego czasu na grę zostaje mi coraz mniej. Nawet teraz w Resovii trenuje z nami młody chłopak, 15 latek, i momentami człowiek siada i myśli jak ten czas szybko leci. Nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć, więc korzystam z szansy cieszenia się piłką nożną. Wyjazd do Bułgarii pomógł mi trochę zdjąć ze mnie zmęczenie materiału. Pokazał mi, że gra w piłkę to jest wciąż to co kocham robić i że nie warto z tego przedwcześnie rezygnować. 

Kilkukrotnie podkreślałeś, że wyjazd do Bułgarii pozwolił Ci odkleić pewne łatki ciągnące się za Tobą, odpocząć psychicznie i znów nabrać radości z gry.

Tak, ale wiesz jak jest z tymi łatkami. Jeśli się z nimi nie skonfrontujesz to nigdy ich od siebie nie odkleisz. Nasze piłkarskie środowisko jest dość hermetyczne i ciężko jest takie łatki odkleić. Wielu ludzi w tym środowisku nie jest szczerych, nie potrafią się zachować jak dorośli. Nie mam wpływu na charakter innych, ale chyba mamy taki mental w Polsce. Ten wyjazd dał mi takiego pozytywnego kopa. Może tamtejsze słońce tak działa, że zaczynasz myśleć bardziej pozytywnie niż negatywnie. I mam nadzieję, że ta pozytywna energia zostanie ze mną jak najdłużej.

Przechodząc trochę do tematów poza sportowych, chciałbym się zapytać jak Ci się żyło w Bułgarii? Wspomniałeś, że razem z rodziną byliście zadowoleni z pobytu tam.

Luźno. Ludzie tam nie przykładają wagi do wielu spraw, żyją spokojniej niż u nas. Mentalność też mają trochę maruderską, lubią sobie ponarzekać. Jednak mi to nie przeszkadzało. Ze względu na barierę językową nie miałem jak i po co się tym przejmować. Ja robiłem swoje, słońce świeciło. Rodzina była ze mną, co było dla mnie bardzo ważne. Jestem człowiekiem, któremu nie potrzeba wiele do szczęścia. Ale chciałbym też podkreślić, że jest różnica w życiu pomiędzy Polską a Bułgarią. Życie tam toczy się spokojniej, na drogach też nikt się nie napina, ludzie nie wbiegają bez sensu na pasy. Zawsze ktoś gdzieś popija kawkę, rozmawia, kawiarnie są zapełnione. Wystarczyło tylko, że wróciłem do Polski, wsiadłem do auta… Miazga.

Jak mieszkałem w Bułgarii przez pół roku, w Warnie, również zauważyłem, że tam niezależnie od godziny, na ulicach jest tyle samo ludzi czy samochodów. Kawiarnie są zawsze zapełnione. A u nas w Polsce ruch jest o poranku i po południu jak wszyscy jadą lub wracają z pracy, a w godzinach 8-16 w miastach dzieje się o wiele mniej.  

Jak wychodziłem gdzieś z żoną, w takich godzinach gdzie teoretycznie wszyscy powinni być w pracy, to moja żona się śmiała, że może tam nikt nie pracuje. Że ludzie tam po prostu tak siedzą i się bawią. Tam na mieście zawsze było pełno ludzi, niezależnie od pory dnia. Nie raz myśleliśmy, że może będzie spokój, a tu taka niespodzianka. Ale fajnie będę cały ten pobyt wspominał. Specyficzny klimat jest w Bułgarii, ale zarazem jest on jakiś taki swojski. Coś w nim jest pociągającego.

Taki klimat Polski z 20 lat temu, tak to chyba określiłeś w którymś z wywiadów.

Tak, chyba inaczej się tego opisać nie da. Chociaż Jarosław Koliński z Przeglądu Sportowego, jak ze mną jakiś czas temu rozmawiał, opowiadał że wyczytał w jednej z angielskich gazet, że Bułgaria jest najsmutniejszym państwem w Europie. Ja bym się jednak z tym stwierdzeniem nie zgodził. Chyba ten artykuł powstał na takiej samej zasadzie jak teksty o Polsce przed Euro 2012. Gdzie opisywano, że Polacy są największymi rasistami w Europie, a później się okazało że Anglicy są jednak większymi rasistami od nas. To może być chyba opinia ludzi, którzy przyjechali do Bułgarii tylko raz, dosłownie na 2-3 dni. Pewnie wtedy można takie wrażenie odnieść, ale jak ktoś pożyje w tym kraju dłużej, pozna lepiej ludzi i zrozumie ich charakter to zmieni zdanie. Ja na przykład mieszkałem blisko Płowdiwu, który rok wcześniej był Europejską Stolicą Kultury. W tym mieście naprawdę da się poczuć super klimat. Pewnie było kilka rzeczy, które mi się nie podobały w Bułgarii, ale wynoszę stamtąd o wiele więcej pozytywów. I te wszystkie pozytywy przysłaniają jakieś drobne mankamenty. 

Chyba czytałem ten artykuł. Pamiętam, że śmiałeś się w nim, że zaskoczyły Cię lokalne prysznice <śmiech>

Tak <śmiech> Czegoś takiego naprawdę się nie spodziewałem. [W Bułgarii prysznice głównie montowane są w łazience bezpośrednio na ścianie, bez żadnej kabiny prysznicowej, brodzika czy wanny. Reszta łazienki nie jest niczym zabezpieczona przed wodą – przyp. red.] Początkowo myślałem, że może w domach tak robią, a potem pojechałem z żoną do kilku hoteli i wszędzie było tak samo. Śmieszne to było w sumie, nie była to jakaś wielka przeszkoda w normalnym funkcjonowaniu. Ale muszę przyznać, że jadąc tam bałem się o mieszkanie. Zapewniał je klub i nie miałem pojęcia co dostanę. W Polsce kluby załatwiają do dyspozycji naprawdę schludne mieszkania, a tam nie wiedziałem jak to będzie wyglądać. Tym bardziej, że klub zdjęć żadnych mi wcześniej nie wysyłał. Na szczęście dostałem przyjemne mieszkanko, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony.

Jakbyś ocenił Pazardżik – miasto, w którym mieszkałeś? W swojej dotychczasowej karierze występowałeś głównie w zespołach z mniejszych miast. Nowy Sącz, Legnica, Bielsko-Biała, Nieciecza. Chociaż z tego się orientuję to piłkarze grający w Termalice mieszkają głównie w Tarnowie. Pazardżik też jest dość małą miejscowością.

Jakby porównać pod kątem liczby mieszkańców Pazardżik to taki Nowy Sącz. Około 70 tysięcy ludności. Było to trochę specyficzne miasto. Z tego co rozmawiałem, to wiele ludzi wyjechało stamtąd szukając lepszych perspektyw. Patrząc pod względem jakiś atrakcji czy rozrywek to nie za bardzo było co tam robić. Pod koniec mojego pobytu trochę się ożywiło. Ktoś otworzył nową kawiarnię, powoli zaczynały się letnie koncerty. Także miasto było spokojne. Jak ktoś chciał zaszaleć, to jechał do oddalonego o 30 minut drogi Płowdiwu. Do Sofii była godzina jazdy. Pod tym względem Pazardżik miał fajną lokalizację. Leżał blisko dwóch dużych miast. Jeśli ktoś lubi metropolie, szum, masę ludzi to tam by się nie odnalazł. Mi jednak to miasto odpowiadało. Ja nie lubię tłumów i dużych miast. Lubię ludzi i kontakt z nimi, ale duże miasta i ich pośpiech mnie przytłaczają.

Centrum Pazardżika, fot. gody.vn

Czy oprócz Sofii i Płowdiwu miałeś okazję zwiedzić z rodziną inne zakątki kraju?

Pod koniec mojego pobytu w Bułgarii, pojechałem z rodziną do Słonecznego Brzegu, aby dzieci trochę odpoczęły nad morzem. Poza tym było ciężko, bo jest to kraj w dużej mierze górzysty. Sporo tam wodospadów, dzikich terenów. Trudno jest tam dojechać w ładne miejsca, a miałem małe auto i bałem się, że jeśli pojechałbym w góry to mógłbym już z nich nie wrócić. Nie wiem też czy mój samochód dałby radę w takich warunkach. Jakbym był sam z żoną w Bułgarii, to może byśmy coś wspólnie zwiedzili. A że mam dwójkę małych dzieci, które trzeba pilnować i mieć na uwadze ich bezpieczeństwo to się jakoś nie zdecydowaliśmy.

Jeśli zobaczyłeś chociaż Słoneczny Brzeg to czy podtrzymujesz, że jest to lepsze miejsce na wakacje niż Ustka? <śmiech> W jednym bardzo starym wywiadzie na pytanie czy wybrałbyś relaks w Ustce czy w Złotych Piaskach, wskazałeś na bułgarskie wybrzeże.

Wiesz co, są to podobne lokalizacje. W Słonecznym Brzegu czuje się klimat znany z polskiego morza. Pogoda jest może lepsza i morze jest cieplejsze. Polacy są zarówno tu i tu. Mój syn się bardzo z tego powodu ucieszył, bo długo nie słyszał innych dzieci mówiących po polsku.

Jakbyś ocenił lokalną kuchnię? Ze swojego doświadczenia pamiętam, że była dość tłusta czyli chyba nie była to najlepsza dieta dla sportowca.

Szczerze mówiąc to byliśmy z żoną zawiedzeni smakami typowej bułgarskiej kuchni. Mi jakoś w ogóle nie przypadły one do gustu. Żonie też nie za bardzo. Próbowałem jeść ten ichniejszy chłodnik – Tarator. Zupa na śmietanie, z czosnkiem. To nie dla mnie. Bułgarzy jedzą głównie tłuste potrawy na bazie mięsa ze świni. A jest to chyba najgorszy rodzaj mięsa pod względem jakości. Tak więc jedzenie mogło być takim jedynym poważnym minusem. Jedliśmy też tam na przykład kuchnię włoską czy sushi, ale tego nie oceniam, bo to można zjeść na całym świecie. Te typowo ich dania były bez szału. Z drugiej strony arbuzy mają świetne. W ogóle owoce, warzywa to inna klasa niż u nas.

To może chociaż lokalne winko i rakija przypadły Ci do gustu?

Rakija nie. Ja po prostu nie lubię anyżu a często się go dodaje do rakii. Kiedyś miałem okazję spróbować i w ogóle mi nie posmakowało. Jeśli chodzi o wino to trochę żałuję, bo nie za bardzo go popróbowałem. W okolicach Płowdiwu rośnie dużo winorośli i jak przyjeżdżałem to akurat było winobranie. Potem sprzedawano to domowe wino, ale jakoś nigdy go nie kupiłem. Sam w sumie nie wiem czemu.

Czyli masz przynajmniej jeden pretekst do powrotu do Bułgarii.

Ja tak sobie planuję, że kiedyś tam na pewno wrócę. Tym bardziej, że od marca ruszyły loty z Wrocławia, czyli moich rodzinnych okolic, do Sofii. Akurat jak musiałem wracać do Polski to uruchomili mi połączenie do domu. Więc jeśli te loty zostaną, to myślę że odwiedzę klub, odwiedzę Hebar. Jeśli zostaną tam pracownicy, którzy działali w klubie to będę chciał ich spotkać ponownie. 

Fajnie słyszeć, że klub zostawia po sobie tak dobre wrażenie, że miło go wspominasz, że chcesz tam w jakiejś formie wrócić.

Klub pozostawił po sobie dobre wrażenie, bo ja jadąc tam spodziewałem się, że wiele rzeczy może pójść nie tak. I w tym wszystkim chodzi właśnie o to, że w klubie było normalnie. Nie było żadnych niespodzianek, przykrych sytuacji. Było bardzo przyjemnie, nie miałem się do czego zrazić.

Chciałbym jeszcze się zapytać czego nauczył Cię ten wyjazd? Czujesz się lepszy piłkarsko po roku w Bułgarii?

Co dał mi ten wyjazd? Dał mi dużo pozytywnego myślenia, oczyszczenie głowy, wiele fajnych znajomości i ciekawych przeżyć. Mam nadzieję, że ten czas poskutkuje pozytywnie. Piłkarsko natomiast nie wiem. Będę mógł odpowiedzieć Ci na to pytanie dopiero po tym jak zagram parę meczów w lidze. Sam po sobie czuję, że z każdym zagranym sezonem nabieram doświadczenia. Wydaje mi się, że gram spokojniej w obronie, ale wiadomo, że samego siebie jest zawsze najciężej ocenić. Dużo nauczyłem się też od trenerów. Byli to trenerzy, którzy pracowali lub grali na jakimś poziomie. Pierwszy z nich, Włoch Fulvio Pea był blisko awansu z Sassuolo do Seria A. Następny był Władimir Manczew – reprezentant Bułgarii, który grał we Włoszech, Francji, Hiszpanii. Na koniec Ljubosław Penew. Już praktycznie legenda bułgarskiej piłki. Jego pokolenie jest nadal wynoszone na piedestał w Bułgarii. Jakby nie patrzeć kojarzy się z największymi sukcesami reprezentacji w historii. 

Zdecydowanie. Bułgarzy obecnie nie potrafią wrócić na poziom, który na Mundialu ‘94  prezentowała kadra m.in. z Penewem w składzie. Zresztą co tu mówić o nawiązywaniu do tamtego poziomu. Lwy nie potrafią się nawet wyrwać z toczącego ich od ładnych kilku lat marazmu.

Po Berbatowie Bułgarzy nie doczekali się piłkarza, który prezentowałby się na podobnym poziomie. Nawet w Łudogorcu większość kadry stanowią obcokrajowcy. Jest niby Despodow, ale on już był za granicą i się odbił. W Lewskim jest fajny, młody piłkarz – Filip Krastew. Należy nawet do City Group. Widać było, że on ma luz piłkarski i papiery na fajne granie. Brakuje im takich piłkarzy. Zresztą ciężko im jest też takich piłkarzy produkować. W Bułgarii żyje niecałe 7 milionów ludzi, a populacja kraju cały czas maleje. Jest tam spory problem demograficzny, bo dużo ludzi wyjeżdża za granicę w poszukiwaniu lepszego życia. Nie da się ukryć, że w Bułgarii żyje się biednie. Zarobki nie są duże. Są tam ludzie albo bogaci albo biedni. Nie ma tam klasy średniej, tak jak w Polsce, którą stać na życie na poziomie i na zagraniczne wakacje. To jest problem Bułgarów. Zresztą problemem jest też rząd. Już od 2-3 lat nikt nie może się tam dogadać i stworzyć parlamentu. Było już kilka przedterminowych wyborów, które nie przyniosły żadnych rozstrzygnięć. Mają też trochę zażyłości korupcyjne, dużo mafiozów. Podobnie jak u nas w latach 90. na przełomie ustrojów.

A jak to wyglądało pod tym względem w piłce? Oficjalnie, zdaniem związku piłkarskiego, korupcji u nich nie ma. Jak byś to ocenił ze swojej perspektywy?

To nie była może taka korupcja jak u nas za czasów Fryzjera, że działy się różne cuda na boisku. Ale czuć było, że bywało dziwnie. Nie było takich przypadków, że na 100% wiedziałeś, że coś się dzieje. Ale sytuacji, w której mogłeś sobie pomyśleć, że tutaj coś się mogło wydarzyć trochę było. Zresztą jak przychodziłem do Hebaru i rozmawiałem z kolegami z drużyny, to mówili mi, że Berbatow chciał jakiś czas temu zostać prezesem Związku. Nie został został jednak dopuszczony przez obecne towarzystwo. Berba chciał przywrócić jakąś normalność, przejrzystość.

Tak. Śledziłem ostatnie wybory na prezesa bułgarskiego Związku. Czytałem co się tam dzieje i szkoda mi było, że Berbatowowi się nie udało.

Z drugiej strony, tak sobie czasami myślę, że bez tych wszystkich mafiosów i bogatych ludzi, którzy mają kluby, to piłka w Bułgarii by upadła. Nawet nie mam pewności czy właściciel Łudogorca robi wszystko legalnie.

Jego obecne interesy są raczej w pełni legalne. Ale kwestia jak się dorobił dużych pieniędzy w okresie transformacji pozostawia sporo pytań.

O to chodzi, ale z drugiej strony tacy ludzie łożą na tę piłkę. Albo właściciel CSKA 1948, który ma firmę bukmacherską efbet. Nie wiem czy wiesz, ale on sponsoruje w Bułgarii z połowę lig w różnych sportach. On tym klubom daje pieniądze po prostu aby były.

Tak, z tego co kojarzę to chyba też z połowa pierwszej ligi piłkarskiej biega z logiem efbetu na koszulkach.

Dlatego też ciężko jest temat omawiać i oczekiwać, że nastanie tam normalność. Skoro tacy ludzie wykładają tyle pieniędzy to pewnie chcą mieć jakieś zyski z tego. Niestety tam są takie realia. Mam wrażenie, że jakby odsunąć ludzi tego pokroju od piłki to tam mogłoby skończyć się jeszcze gorzej. Nie wiem czy wtedy byłby ktoś to w stanie wszystko sponsorować. Taki tam mają klimat. Może i o tym wiedzą, ale nic nie mówią. Pewnie dzięki temu Łudogorec też osiąga takie rezultaty. Lech zrobił teraz furorę w Lidze Konferencji, ale biorąc pod uwagę całokształt to polskie kluby w pucharach nie mają podejścia do Łudogorca. 

Nie da się ukryć. Dwa występy w fazie grupowej Ligi Mistrzów, regularna gra w pucharach. 12 mistrzostw kraju na 12 sezonów spędzonych w najwyższej lidze. U nas w Polsce tak zdecydowanego hegemona w lidze nie ma. I z perspektywy ligi chyba dobrze, że rozgrywki u nas są bardziej wyrównane i że więcej się w nich dzieje.

To działa w dwie strony. Z jednej strony u nas jest lepiej, ale patrząc z ich perspektywy to taka sytuacja pozwala Łudogorcowi skupić się na grze w pucharach. Nie muszą przez to przykładać zbyt dużej uwagi na mecze ze słabszymi drużynami w lidze. Zresztą rozmawiałem z Kubą Piotrowskim i opowiadał mi, że mają w Razgradzie dwie jedenastki praktycznie na podobnym poziomie. To też pokazuje skalę na jaką ten zespół jest budowany. Nie wiem czy w Polsce znajdziesz takie zespoły. Może Raków ostatnio konstruował taką kadrę, że miał po paru piłkarzy na równym poziomie na jedną pozycję. Ale w Lechu czy Legii nie ma obecnie chyba takiej sytuacji, że mogą oni pozwolić sobie na wystawienie dwóch równych jedenastek. Także fakt, że liga bułgarska jest na słabszym poziomie pozwala Łudogorcowi osiągać takie rezultaty w europejskich pucharach. Chociaż w tym sezonie było blisko, aby gra na pół gwizdka w lidze się na nich zemściła. Końcówka sezonu była u nich nerwowa. CSKA mocno postraszyło.

Tak samo jak Ty z Hebarem do ostatnich minut broniłeś się przed spadkiem, tak Łudogorec do ostatnich minut walczył o mistrzowski tytuł. 

Rozmawiałem jeszcze z Kubą na wiosnę, kiedy wygrali z nami tylko 2-1. Gdzie jesienią wbili nam sześć bramek. W rewanżu długo z nimi remisowaliśmy. Wiadomo mieli swoje okazje, przeważali i w końcu wygrali. Ale Kuba mówił mi, że byli słabo przygotowani fizycznie na wiosnę. Dlatego w trakcie rundy zmienili szkoleniowca na Iwajło Petewa – byłego trenera Jagielloni. 

Tak, dokładnie. Pomimo, że w Łudogorcu mają taką mocną kadrę i duże pieniądze to i tak karuzela trenerska mocno się u nich kręci. Sam nie wiem czy trenerzy mają stawiane tam aż tak wygórowane oczekiwania czy o co w tym chodzi?

Może niekoniecznie oczekiwania. Jak na jesień rozmawiałem z Kubą, to mówił, że mieli trenera typowo pod puchary. Chcieli grać lepiej w defensywie, a niekoniecznie skupiać się na ofensywie. Prezes doszedł później do wniosku, że Łudogorec musi grać jednak bardziej ofensywnie. Im po prostu nie wypada grać defensywnie. Grali mało widowiskowo, mieli słaby styl. Chyba ta szala najbardziej przeważyła. To też pokazuje, że jeśli nie przygotujesz się odpowiednio na rundę wiosenną to nieważne jakich będziesz miał zawodników w składzie. Budżety na boisku nie grają. Natomiast jeśli będziesz odpowiednio przygotowany to twoja jakość na boisku wtedy jeszcze bardziej się uwypukli.

Kornel, powiedz mi  w takim razie na koniec, czego można życzyć Ci na nadchodzący sezon?

Można mi życzyć regularnego grania, zdrowia i radości. Tak naprawdę to chyba tyle, abym był pozytywnie nastawiony. Więcej mi na ten moment chyba nie potrzeba. 

Także jak najbardziej tego wszystkiego Ci życzę. Trzymam kciuki za Twój udany powrót do Polski, do pierwszej ligi. Dziękuję Ci również bardzo za czas poświęcony na naszą rozmowę. 

Również dziękuję.

Rozmawiał Sławomir Słowik