Można by napisać górnolotnie „Mecz, który rozpoczął wojnę” jednak tego nie zrobię. Wydarzenie ważne, tragiczne, ale wojny nie rozpoczęło. Wojna bez tego meczu i tak by wybuchła.
Pamiątki z tego meczu są niczym relikwie. Boban kopiący milicjanta to symbol walki o niepodległość i dziękować tylko Bogu, że nikt nie zginął.
13 maja. Rok 1990. Zagrzeb.
Do Zagrzebia oddalonego 442 kilometry od Belgradu po godzinie 7 rano docierają pierwsze grupy Delije. Z dworca nie jest daleko do centrum. Rozpoczynają się rozboje, wybijanie szyb w witrynach sklepowych, niszczenie aut.
Tak musiało być. Wszyscy wiedzieli, że będzie chaos.
Kilka miesięcy wcześniej, w lutym rozpisano wybory do Chorwackiego Parlamentu. Głosowano w dwóch turach, pod koniec kwietnia 22i 23 oraz 6 i 7 maja, czyli tydzień przed meczem. W Belgradzie mówiło się tylko o chorwackich nacjonalistach, którzy chcą zniszczyć Jugosławię. W Zagrzebiu dążono do niepodległości.
Lata 80 w jugosłowiańskim ruchu kibicowskim też z dzisiejszej perspektywy były niestandardowe.
Normą były wspólne wyjazdy BBB, Torcidy i Kohorty na mecze z Czerwoną Gwiazdą czy Partizanem, a kiedy serbskie zespoły pojawiały się w Chorwacji, gospodarze mogli liczyć na wsparcie z na co dzień sobie wrogich klubów. Była to forma bezpieczeństwa i postanowiono interes narodowy, nad barwy klubowe. Powstał nawet film fabularny ZG80 opowiadający historie tamtego okresu na jeszcze jugosłowiańskich stadionach. Czy film jest dobry, czy nie, nie mnie oceniać. Warto zapoznać się z tą historią, która została zekranizowana. W filmie oddano hołd legendarnym założycielom grupy BBB, z których większość już nie żyje, ale wciąż są obecni w świadomości kibicowskiej społeczności na Bałkanach czy też ex-Yu. Jak kto woli.
Ta przedostatnia kolejka.
33 kolejka sezonu 1989/1990 Ligi Jugosławii. Wszystko było wiadome. Wszystko przez głupio stracone punkty, w tym w sumie po decydującej porażce Dinama z Olimpiją Ljubljana. Crvena zvezda Belgrad mając 5 punków przewagi (za zwycięstwo przyznawano wtedy 2 punkty ) miała już zapewnione mistrzostwo Jugosławii.
Na trybunach, mimo że w tabeli wszystko było jasne spodziewano się nawet 45 tysięcy widzów. Gdyby mecz normalnie się rozpoczął być może by tyle było.
Do Zagrzebia piłkarze Czerwonej Gwiazdy udali się samolotem. Trenerem tej drużyny był Dragoslav Šekularac, legendarny piłkarz, który prowadząc grupę najzdolniejszych młodych piłkarzy w Jugosławii zdobył z nimi podwójną koronę w tamtym sezonie. Do czasu powrotu do Belgradu trener osobiście był chroniony przez Arkana, ale o nim też później.
Najważniejszy mecz, którego nie było.
Świadomie mówię, że ten mecz nie rozpoczął wojny domowej w Jugosławii. Przemiany, które zachodziły w Jugosławii w jej ostatnim dziesięcioleciu musiały do tego doprowadzić. Sam mecz stał się symbolem. Mitem. Legendą.
Mecz odbyłby się normalnie, jednak „góra” zadecydowała i zezwoliła na przybycie kibiców i ich wpuszczenie na stadion.
W normalnych warunkach, ten mecz jako mecz podwyższonego ryzyka powinien też być inaczej zabezpieczony, brakowało kontroli przyjezdnych. Ba tajemnicą poliszynela jest to, że milicja przymykała oko na poczynania serbskich chuliganów.
Zamieszki przed meczem i rozboje. Serbscy kibice w liczbie 3000 godzinę przed meczem prowokują swoimi przyśpiewkami lokalnych fanów. Tu sprawa też interesująca. Na jednej trybunie znajdują się Delije oraz kibice Dinama. Wystarczy mała iskra by ta beczka prochu wybuchła.
Pierwsze starcie trwało ponad 10-15 minut. Fani Czerwonej Gwiazdy, rozbili reklamy, przebili się przez płot i ruszyli w stronę kibiców z Zagrzebia. Tych zwykłych, nie fanatyków spod znaku BBB. Wielu poturbowano, w tym 2 milicjantów.
Pytanie, dlaczego milicja nie interweniowała, gdy Delije dokonywali pierwszych aktów chuligańskich i forsowali bramę na trybunę gospodarzy?
Na boisku rozgrzewali się piłkarze jednej i drugiej drużyny licząc na rozegranie tego spotkania. Normą na stadionach jest prowokowanie swoimi przyśpiewkami ekipę, z którą się rywalizuje. Z jednej i drugiej strony nacjonalistyczne okrzyki rzucane są w jedną czy drugą stronę. Wyzywanie się od czetników i ustaszy. Deklaracje o tym co kto komu i jak włoży do ust. Tego było za dużo. W amoku ciężko o zdrowy rozsądek.
Zvonimir Boban, kopnięcie które przeszło do historii
Symbol tego spotkania. W każdym tekście poświęconym temu spotkaniu czy temu konfliktowi przed wojną domową znajduje się jego zdjęcie, gdy z wyskoku kopie jednego z milicjantów, stając w obronie kibiców. Na nim ciążyła nie tylko wielka presja. Nie tylko opaska na ramieniu sprawiała, że czuł odpowiedzialność za swoją drużynę, kibiców klub czy cały naród. Boban w starciach z Czerwoną Gwiazdą nie miał łatwo. Brutalnie był faulowany i brutalnie faulował. Kilka miesięcy wcześniej w Belgradzie czerwoną kartkę otrzymał jako pierwszy.
W trakcie rozgrzewki był pierwszym, który podbiegł pod trybunę w momencie, gdzie trwał napad Delije na fanów Dinama. Na jego okrzyki nie reagowali milicjanci, którzy tylko przyglądali się bijatyce. W kategoriach cudu, trzeba mówić o tym, że nikt wtedy nie zginął, a mogło się skończyć drugim Heysel. Sytuacja mogła być opanowana wcześniej, powinna być. Nie była. Piłkarze z Belgradu zbiegają do szatni, widzą co się dzieje. BBB wspierani przez sporą grupę innych fanatyków z całej Chorwacji biegną przed siebie, w stronę sektora gości. Tu już milicja reaguje. Brutalnie. Zamiast walki kibiców, mamy starcie milicji z chorwackimi chuliganami.
Wiele jest osób poturbowanych, wiele potrzebuje pomocy. Niektórzy próbują uciec spod uderzeń pałek policyjnych. Widząc to Boban bez zastanowienia biegnie w kierunki jednego z nich i kopnięciem atakuje. Sam też obrywa.
Sam Zvoniir Boban z dumą mówi o tym wyczynie i kopnięciu milicjanta.
„Ja ryzykowałem karierę, kibice ryzykowali swoje życie. Ja nie jestem bohaterem. Bohaterami są Ci, którzy byli na wojennym froncie. To co ja wtedy zrobiłem to tylko ludzki odruch.”
Refik Ahmetović był tym milicjantem, którego kopnął Zvonimir Boban. Wtedy miał 29 lat. Jak wspomina kibice Dinama, którzy wybiegli na murawę nie chcieli potyczki z policją czy kibicami z Belgradu. Na pewno nie wszyscy. Jednak część krzyczała, że chce „ZABIĆ DRAGANA PIKSI’ego STOJKOVICIA”
Arkan – przywódca
Wśród delegatów serbskiego klubu na mecz do Zagrzebia nie mogło zabraknąć też osoby numer 1 z bałkańskiego światka przestępczego – Željko Ražnjatovicia „Arkan”. To on zjednoczył grupy kibiców Crvenej zvezdy czym zyskał szacunek całego belgradzkiego środowiska kibicowskiego. Kilka miesięcy później utworzył swoją jednostkę paramilitarną, która w szczytowym momencie zrzeszała nawet 10 000 żołnierzy. Jego oddział brał też bezpośredni udział w oblężeniu Vukovaru i masakrze w tamtejszym szpitalu kilka lat później. Dziś nie o nim. Tutaj przeczytacie o jego FK Obilić.
W drużynie Dinama Zagrzeb jednym z czołowych napastników był Kujtim Shala (chorw. Kujtim Šalja), pochodzący z Kosowa reprezentant Chorwacji. Przed meczem Željko Ražnjatović mijając Kujtima rozsunął tak marynarkę, że było widać dwa pistolety. Wiadomo było, że to nie piłkę nożną chodzi.
Chaos w mieście trwał, wyprowadzono kibiców Zvezdy do autobusów i wsadzono do pociągów jadących do Belgradu. W tym czasie dalej trwały rozboje na Maksimirze. Polewaczki i grupy milicji próbowały rozgonić też chorwackich fanów. Z mizernym skutkiem. Można nawet powiedzieć, że to BBB kontrolowali sytuację na stadionie. Kontrolując większość wyjeżdżających aut czy szukając nawet w budce legendarnego spikera Josipa Kostelicia sędziów, których mogliby pobić.
Zawsze to jakaś kontrola w tym chaosie.
Wcześniej wspomniany spiker, który prawie 40 lat swoim głosem informował fanów na Maksimirze o wydarzeniach sportowych wyznał kiedyś, że działacze jeszcze około godziny 20, czyli dwie godziny po planowanym rozpoczęciu zastanawiali się czy będzie możliwy start spotkania
Prezydent jest wiecznie live
Co chyba warto odnotować w grupie 3000 kibiców był też obecny prezydent Serbii – Aleksandar Vučić. Wtedy był to młody dwudziestoletni chłopak, kibic Czerwonej Gwiazdy Belgrad.
W jednym z wywiadów powiedział:
„ Przed każdym wyjazdowym meczem do Zagrzebia szykowaliśmy się na bójkę. Jak dotarliśmy wtedy na stadion dało się wyczuć tę nienawiść. Z jednej i drugiej strony słychać było tylko najgorsze i najwulgarniejsze piosenki w kierunku rywala.”
Jedna z teorii mówi też, że fani Dinama dzień przed meczem znosili potajemnie kamienie na Maksimir
Relikwie
Są chwile, które trzeba upamiętnić. Które można, czy też wypadałoby. Chyba sport jednak też potrzebuje takich symboli, może niechlubnych, brzydkich, kontrowersyjnych, ale muszą być.
Relikwie. Świętości. Może jakiś horkruks. Jak inaczej nazwać to, że za absurdalne wręcz pieniądze idą przedmioty takie jak złamane krzesełko z tego spotkania wystawione na jednym serbskim portalu aukcyjnym przez starszego już mężczyznę z Suboticy, które zostało sprzedane za ponad 200 euro.
2 dni temu wystawiono też na aukcję pałkę milicyjną, którą bito tego kibica później chronionego przez Zvonimira Bobana. Powiecie debilizm. Niekoniecznie. Akurat ta akcja ma charakter charytatywny, a pieniądze zbierane są na uszkodzony szpital dziecięcy w Zagrzebie po ostanim trzęsieniu ziemi. Pałkę możecie wylicytować na grupie facebookowej, ale jakbyście mieli potrzebę wesprzeć zbiórkę wpłatą to proszę:
HR3324070001500333088, tytuł wpłaty VRATIMO PALČIĆE U PETROVU
Może chociaż tyle dobrego, a nie złego jak kiedyś przyniesie ten jeden przedmiot i będzie małą cegiełką dołożoną do odbudowy szpitala.
Spotkanie to nie rozpoczęło wojny domowej. Można powiedzieć, że było jedną malutką kostką domina, która w efekcie późniejszych wydarzeń miała wpływ na to co się działo w regionie. Rannych zostało ponad 60 osób i jak mówią kibice z dwóch stron „Na szczęście nikt nie zginął”
Kilka miesięcy później te same osoby, które były na stadionie stanęły po dwóch stronach wojennego frontu.