Piłka po Macedońsku w dobie pandemii

Jest niedziela, 23 sierpnia. W Macedonii i w samym Skopje znalazłem się zaledwie dwa dni temu po ponad miesięcznej przygodzie w Albanii. W ciągu dnia niesamowity upał, 33 stopnie w cieniu, a tubylcy pochowani w swoich domach, popijają chłodne napoje. Zmierzam piechotą w stronę Parku Gradskiego, bo właśnie w tym miejscu znajduje się Telekom Arena, znana też jako Nacionałna Arena im. Toše Proeskiego. To właśnie tutaj o godzinie 17:00 stołeczny Vardar podejmie zespół Sileksu. Samo spotkanie zapowiadało się na bardzo ciekawe, zmierzyć się mieli przecież aktualni mistrzowie z wicemistrzami Macedonii.

Ostatnie wyniki Vardaru nie napawały jednak optymizmem lokalnych kibiców, a bukmacherzy jasno wskazywali gości jako faworytów dzisiejszego spotkania. Sileks również w ostatnich dniach zaliczył spadek formy, przegrywając w eliminacjach do Ligi Mistrzów z azerskim Karabachem Agdam aż 4:0. Zarówno goście jak i gospodarze mieli więc coś do udowodnienia kibicom, ale również samym sobie. Dotarłem na stadion na dwie godziny przed meczem. Ze względu na ciągłą dużą ilość zachorowań na koronawirusa w Macedonii, mecze ligowe rozgrywane są bez publiczności. W związku z tym spodziewałem się problemów ze znalezieniem odpowiedniej bramki i ludzi odpowiedzialnych za wydawanie akredytacji na mecz. Nie mówimy przecież o małym, pierwszym lepszym stadionie, ale o odrestaurowanym w 2013 roku obiekcie, który ma ponad 35 tysięcy miejsc (w 2017 roku zorganizowany został tutaj między innymi Superpuchar UEFA, Real Madryt pokonał wówczas 2:1 Manchester United–przyp. aut.). 

Po blisko kwadransie poszukiwań udało mi się znaleźć wejście na obiekt. Spytałem ochroniarzy czy znają angielski i gdzie można zgłosić się po akredytację, bo nie wiem czy dobrze trafiłem. Dowiaduje się, że znalazłem odpowiednie wejście, w dodatku pilnujący go ludzie spodziewali się wcześniej zapowiedzianego przedstawiciela z Polski. Okazało się że przez warunki sanitarne wejście na mecz możliwe będzie dopiero na godzinę przed pierwszym gwizdkiem, decyduję się więc na krótki spacer nad rzekę Vardar, która znajduje się ledwie kilkadziesiąt metrów od stadionu. Po mniej więcej godzinie pojawiłem się ponownie w miejscu gdzie miałem zostać dopuszczony do wejścia na stadion. Podpisałem dokumenty dotyczące odbioru akredytacji (które były zresztą tylko po macedońsku), następnie czekał mnie obowiązkowy pomiar temperatury. Oczywiście nie wspominam już, że na terenie obiektu trzeba nosić maseczkę, co przy 30 stopniowym upale nie należy do najprzyjemniejszych wspomnień ze stadionu. Zostaję wpuszczony do środka, po czym usłyszałem pytanie gdzie mam kamizelkę i akredytację. Na to odpowiedziałem lekko zdziwiony „Halo, ale jak to, przecież wy mi dajecie akredytację! Nie mam koszulki. O co w ogóle chodzi że powinienem mieć akredytację? Czy ktoś może mi to wyjaśnić?”. Dowiaduję się że… Akredytację powinienem dostać w Polsce. Podobnie jak i kamizelkę z napisem FOTO od osób które mnie tu przysłały. Aha. Spoko, tylko że… Przyjazdu tu nie było w planach, wszystko pojawiło się gdzieś spontanicznie w międzyczasie. No dobra to było trochę niespodziewane, zawsze klub zapewniał takie rzeczy, no ale… tu są Bałkany więc spodziewać się można wszystkiego. Koniec końców dostaję kamizelkę Stewarda, którą mam założyć na lewą stronę żebym się odróżniał od reszty. Ok, nie ma sprawy, może być nawet lewa strona na pierwszą i prawa strona na drugą połowę, byle by wreszcie wejść na ten stadion! Na samym obiekcie oprócz piłkarzy, sztabów szkoleniowych, kilkudziesięciu dziennikarzy (mecz był transmitowany w telewizji) nie było kompletnie nikogo więc w gruncie rzeczy można było odnieść wrażenie, że jest się na jakimś zamkniętym sparingu. 


Na chwilę przed pierwszym gwizdkiem swoją obecność pod stadionem zaznaczyło kilkudziesięciu fanatyków Vardaru, których doping łatwo przebijał się na stadion. Wsparcie jednak nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, bo już w 4 minucie pierwszej połowy goście strzelili pierwszego gola. Dośrodkowanie w pole karne po rzucie różnym wykończył z bliskiej odległości obrońca Sileksu, Srđan Drašković. Mecz tak naprawdę jeszcze dobrze się nie zaczął a Czerwono-Czarni już od początku zmuszeni zostali do odrabiania strat. Sileks atakował konsekwentnie rozgrywając piłkę od tyłu zamykając przy tym piłkarzy Vardaru we własnym polu karnym. Obraz gry uległ lekkiej zmianie po przerwie przeznaczonej na uzupełnienie płynów. Mecz stał się bardziej wyrównany i piłka krążyła pomiędzy zawodnikami obu ekip w środkowej strefie boiska. W pierwszej połowie to goście stworzyli sobie więcej sytuacji i zasłużenie schodzili do szatni będąc na prowadzeniu, ale tylko jedną bramką. 


Po piętnastu minutach przerwy spodziewałem się kontynuacji gry w centralnej strefie, ale to Sileks wykorzystał błąd w defensywie gospodarzy, przez co Ivanovski wyszedł sam na sam z bramkarzem i nie zmarnował swojej sytuacji podwyższając rezultat na 2:0 w 52 minucie. Warto zaznaczyć że wspomniany zawodnik w ostatnich pięciu meczach strzelił aż cztery bramki, nie trafiając jedynie w spotkaniu eliminacyjnym Ligi Mistrzów z Karabachem. Lekko przybity Vardar starał się szybko otrząsnąć i odpowiedzieć, ale wszelkie próby ataku kończyły się na 30 metrze przed bramką gości stratą piłki lub niecelnymi dośrodkowaniami w pole karne. Rozgrywanie z bramkarzem od tyłu okazało się fatalne w skutkach dla piłkarzy Vardaru. Niedokładne podanie pomiędzy obrońcami doprowadziło w 64 minucie do wrzutu z autu, który gracze Sileksu rozegrali szybko i dynamicznie, co w ostateczności doprowadziło do podwyższenia rezultatu na 3:0. Bramkę wślizgiem zdobył Gorgiev, co też przypadkiem udało mi się nagrać.

Zagubiony Vardar próbował odbudować na nowo swoje ustawienie, a zawodnicy pomimo bardzo niekorzystnego rezultatu nie poddali się i zostawiali dużo zdrowia na boisku. Na niewiele się to jednak zdało, bo w końcówce spotkania wynik meczu ustalił ostatecznie piłkarz gości, Bojan Spirkoski, który po dośrodkowaniu w pole karne otrzymał piłkę wystawioną jak na tacy. Wystarczyło dołożyć nogę aby z najbliższej odległości umieścić piłkę w siatce. Tak też się stało, a na zegarze widniała 88 minuta gry. Rezultat nie uległ już zmianie, a Sileks mógł się cieszyć z kolejnych trzech punktów w tym sezonie.

Wynik sprawiedliwy, wygrał zespół lepszy, a przede wszystkim bardzo skuteczny. Każdy najmniejszy błąd gospodarzy kończył się co najmniej groźną sytuacją pod ich bramką. Goście znaleźli się po tym meczu na pierwszym miejscu w tabeli, a gospodarze spadli aż na 10 lokatę. Trzeba pamiętać że jest to jednak dopiero 3 kolejka i jeszcze wiele może się zdarzyć, dlatego nie można przekreślać szans Vardaru na obronę mistrzostwa. Czerwono-Czarnych czeka dużo pracy, przede wszystkim związanych z eliminacją głupich błędów i strat własnych. Sileks natomiast może się przygotowywać w doskonałych nastrojach do meczu z Renovą.


Po meczu ligi macedońskiej wybrałem się od razu na Stare Miasto, aby znaleźć jakieś miejsce na obejrzenie finału Ligi Mistrzów. Zainteresowanie było ogromne, a na godzinę przed meczem w większości pubów czy restauracji miejsca po prostu nie było i trzeba było mocno kombinować, żeby obejrzeć pojedynek Lewandowskiego z Neymarem. Miła odmiana po pustym stadionie zobaczyć tyle osób w jednym miejscu. Jedynym śladem obecnego problemu była ciężarówka dezynfekująca ulicę obok baru, a tak dzięki grze wirus odszedł chociaż na jakiś czas w zapomnienie. Co ciekawe to właśnie Paryżanie zaskarbili sobie sympatię miejscowych. W barze, który wybrałem na oglądanie meczu, na ponad 40 osób tylko 3 (w tym ja) kibicowało Bawarczykom. Każda nieudana akcja Neymara i spółki kończyła się rozczarowaniem, a zwycięska bramka Comana spotkała się z milczeniem. Po końcowym gwizdku większość osób po prostu wyszła, nie czekając na dekorację zwycięzców. Chwilę po końcowym gwizdku dostałem wiadomość od przyjaciela z Argentyny z którym miałem okazję pracować przez ostatni miesiąc: „Are you happy bro? Lewandowski won. Congrats!”. Miło. Ale o tym co robili Argentyńczycy w Albanii i Macedonii i o tym jak zareagowali na tęgie lanie, które przeżył Messi to może już innym razem. Bardzo dziękuję za zaproszenie i możliwość obejrzenia meczu na żywo, fajne przeżycie. 

Pozdrawiam wszystkich czytających ze Skopje

Kacper Żbikowski