Rozmowa z Erikiem Janžą, obrońcą Górnika Zabrze

Temat, od którego nie uciekniemy – koronawirus. Odnajdujesz w tych dziwnych czasach?

Zostałem w Polsce, w Gliwicach gdzie mieszkam. Jeszcze przed wybuchem epidemii żona z synem pojechali do Słowenii, a teraz przy zamkniętych granicach nie mają jak tu wrócić. Więc jest trochę nudno samemu być tak długo w mieszkaniu. Jednak trzeba to przetrzymać, wszyscy razem musimy. Codziennie wykonuję treningi w domu. Jest inaczej, ale trzeba utrzymać formę. Przez te 2 tygodnie też na rowerku stacjonarnym sporo czasu spędziłem.

Cała ta sytuacja też nie pozwala na kontakty międzyludzkie, z kolegami z drużyny. Jak to wygląda w Twoim przypadku?

Brakuje tego oczywiście. Jedynie jako zespół „widzimy się” na skype’ie, gdzie z trenerami przeprowadzamy analizy, gdzie popełnialiśmy błędy, co było dobrego i co można i trzeba poprawić. Cały czas trener przypomina jakie mamy założenia, jakie cele i żebyśmy o tym nie zapominali. Mamy też grupę więc ten kontakt w drużynie jest cały czas.

Trochę już jesteś w Polsce, jakie są twoje odczucia odnośnie piłki w naszym kraju. Jak Ty się odnajdujesz i Twoi koledzy ze Słowenii grający w innych klubach.

Na pewno jest bardzo dobrze jeśli chodzi o infrastrukturę. Tak samo o całą otoczkę ligi, tego wcześniej nie doświadczyłem. Stadiony, frekwencja, naprawdę fajna liga do grania. Fajnie, że są i znajomi. Wcześniej sporo czasu spędzałem z Urošem Korunem. Też mieszka w Gliwicach, łatwo się spotkać gdzieś na kawie, na mieście. Nasze rodziny też się przyjaźnią, dzieci razem się bawią. Super przyjacielska relacja. Często rozmawiam z Damjanem Boharem, z którym grałem przez wiele lat. Z Sašą Živcem też grałem w Domżalach, z Matejem Pučko również. Świat jest mały. Fajnie, że te relacje wszyscy utrzymujemy. Z językiem też nie mam większych problemów. Nie uczę się języka polskiego, ale wszystko rozumiem. Słoweński jest podobny i do czeskiego i polskiego. Wiadomo, te sprawy niesportowe, czy coś przeczytać to już jest problem ze zrozumieniem.

Erik Janża i Sašą Živec
fot. Górnik Zabrze
foto 24ur.com

Pierwsze kluby w Chorwacji wracają już do treningów na murawie, jak to wygląda w przypadku Górnika?

Pisze się w mediach, że Ekstraklasa wróci pod koniec maja, to jeszcze 5-6 tygodni bez gry. Być może treningi rozpoczną się na początku maja w naszym przypadku, ale to jeszcze nie jest wiadome w 100%. Tak samo i w Piaście jest, to mi Uroš powiedział. Czekamy na sygnał jedynie kiedy można wrócić.

Czas wolny spędzasz w rytmach polskiej czy słoweńskiej muzyki?

Jak jestem w Polsce to, aż tak nie mam potrzeby by ciągle słuchać naszych mediów czy naszej muzyki. Ale fakt, kiedy wracam do domu, to jest tak oczywiste, że po obiedzie z rodzicami, kładę się gdzieś w ogrodzie, a z radia lecą te nasze słoweńskie hity Modrijani czy Čuki. A to co ostatnimi czasy słucham najczęściej to piosenki dla dzieci razem z synem. Chodzi tutaj do przedszkola więc puszczamy mu i polskie i słoweńskie piosenki.

Teraz gdy jestem w domu, najczęściej gram na Xboxie w Call of Duty. Jestem fanem tej gry, więc to też czas, żeby pograć ze znajomymi ze Słowenii i jedym Chorwatem, z którym grałem w Osijeku. Codziennie około 19-20 odpalamy konsole i gramy. Przynajmniej tak chociaż trochę zabijemy czas. Wszyscy się nudzą w domach, a tak przynajmniej jest trochę zabawy i śmiechu przy okazji też.

W Górniku pokazałeś się z dobrej strony i swoją postawą zwróciłeś uwagę również trenera kadry Matjaž Keka?

Rzeczywiście, koronawirus przyszedł można powiedzieć w najgorszym momencie. Otrzymałem kolejne już powołanie do reprezentacji. Miałem wielką szansę zagrać ponownie w reprezentacji z Albanią i Portugalią. Przykro mi bardzo, na pewno szkoda tej szansy, która została odebrana. Trudno. Trzeba ponownie zabrać się do ciężkiej pracy. Mam nadzieję, że ten koronawirus jak najszybciej minie, że wszystko będzie wracać do normalności.

A jak to jest z innymi dyscyplinami. Mieszkałem w Słowenii i łatwo zauważyć, że jesteście wysportowanym narodem. To chyba dotyczy wielu krajów na Bałkanach, gdzie ludzie uprawiają różne sporty. Ty najbardziej zaś śledzisz koszykówkę.

Ale tylko w wersji NBA. Europejskie rozgrywki mnie nie interesują. NBA jest szybsza, atrakcyjniejsza, dużo więcej się dzieje i dlatego oglądam tę ligę. Sportem narodowym jest u nas też jazda na nartach. Nienawidzę tego. Nigdy specjalnie nie jeździłem i nie kręci mnie to. Pooglądać w TV oczywiście, ale już samemu jeździć to zdecydowanie nie.

Najlepszy zawodnik NBA – Luka Dončić?

Jeszcze nie teraz. Ale będzie!

Pierwszy taki kontakt złapaliśmy w trochę niestandardowych okolicznościach. Na tłusty czwartek Górnik na swoim instagramie zamieścił Twoje zdjęcie z wielkim pączkiem zamiast piłki. Nie wiem na ile była to zamierzona akcja klubu, ale pączki są jednym z symboli Słowenii, a na pewno każdy je zna. Czego Ci brakuje z takich rzeczy w Polsce?

Tak te pączki z Trojane to taki symbol. Najlepsze i przeogromne są! Jak ktoś przejeżdża przez Słowenię to obowiązkowo musi kupić kilka sztuk. Idealne są! W Polsce nie ma w sklepach jednej rzeczy, którą uwielbiam to Lino Lada. Wiele jest też fajnych miejsc w Słowenii. Natura, jezioro Bled, czy ośrodki z termami.

A co z takich polskich rzeczy/potraw Tobie odpowiada. Takie standardowe pytanie.

Żurek. Uwielbiam. Wiele razy jadłem i tego u nas nie ma. Ogólnie bardzo mi pasuje polska kuchania.

Dino Štiglec, z którym rozmawiałem kilka miesięcy temu też wskazał na żurek.

To jak będzie następny mecz, możemy iść na żurek!

foto. Górnik Zabrze

Skąd się wziął u Ciebie na plecach numer 64. W poprzednich klubach grałeś z numerem 3 lub 5.

Wierzę w liczby i wszystko gdzieś może jest przypisane. Mój syn urodził się 6 kwietnia, ale widzisz jak już grałem w Domżalach też grałem z tym numerem. Wtedy inne były zajęte, a pierwsza myśl jaka mi wtedy przyszła do głowy to rok urodzenia mojego ojca. Teraz razem z narodzinami syna to wszystko pasuje. Mogę w ten sposób podziękować ojcu, że to on wprowadził mnie w ten świat piłki. Wiele poświęcił bym mógł profesjonalnie grać w piłkę, by dotrzeć do reprezentacji. To taki rodzaj mojej wdzięczności.

To teraz kolej na Ciebie byś Ty wprowadził syna w świat piłki by został piłkarzem.

Ma dopiero 4 lata, a jest ze mną na każdym meczu jak gramy w Zabrzu. Kocha klub, kocha kibiców i z nimi dopinguje, żyje piłką. W domu czy na boisku też idziemy sobie razem pograć. Myślę więc, że ma dobrą perspektywę by iść w moje ślady.

Było trochę o przyszłości więc zostańmy tu. Planujesz powrót w ogóle do Słowenii?

Wiele jest niepewnych w związku z obecną sytuacją na świecie. W Zabrzu bardzo dobrze się czuję. Do końca przyszłego roku mam umowę z klubem. Zobaczymy jak będzie dalej. Na pewno do ojczyzny nie wracam. Jeśli Bóg pozwoli chciałbym spróbować sił na jeszcze wyższym poziomie. Ale kiedy i gdzie i czy w ogóle to tego nie wiem. Tylko, żeby zdrowie i szczęście dopisało.

Powinniśmy może od tego zacząć, ale opowiedz o przyjściu do Górnika. Wahałeś się? Czekałeś na inne oferty.

Będąc w Osijeku zmienił się trener i to był kluczowy moment. Wcześniej grał we wszystkich spotkaniach, wszystko było tak jak powinno. Po zmianie praktycznie od razu powiedział mi, że nie widzi mnie w składzie, że klub pomoże mi przy transferze. Atmosfera była taka, że chciałem odejść jak najszybciej. Potrzebowałem treningu, motywacji i grania. Górnik był pierwszym konkretnym klubem i nie żałuję nic a nic, że tu się znalazłem. Od razu powiedziano mi, że liczą na mnie. Miałem być jednym z tych bardziej doświadczonych graczy w zespole, na których ma opierać się skład. Wszystko to mi pasowało i podpisałem kontrakt. Oby szczęście mi dalej dopisywało.

Odnalazłeś się w szatni. Na początku była Was trójka z Bałkanów, z krajów ex-Yu. Teraz już dwóch.

W szatni wiadomo, łatwiej złapać kontakt obcokrajowcowi z innymi obcokrajowcami. Ale w szatni mnie wszyscy dobrze przyjeli już na początku. Z Hiszpanami mam dobry kontakt, ale najlepiej się dogaduję z Filipem Bainoviciem. Nie ma też tego co jest u nas na Bałkanach, że gracze zostają po treningu jeszcze posiedzieć, pogadać przy kawie. No jedynie właśnie z Filipem czy wcześniej też z Borisem Sekuliciem wychodziliśmy na takie spotkania.

Trochę inna mentalność.

Zdecydowanie. To co dla nas jest oczywiste, tutaj nie funkcjonuje aż tak. My „balkanci” czy to Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy itd. jesteśmy bardziej luźni, swobodni w takich kontaktach, tu na pewno różnimy się z Wami. Wydaje mi się, że czasami jesteście zbyt poważni, ale nie mówię tego w złym znaczeniu. Z naszej perspektywy tak to może wyglądać. To wszystko, ta cała kultura osobista, to mi się podoba. A wracając do spraw w szatni to też wśród nas obcokrajowców jest takie poczucie, gdy jest trochę nieciekawie, gdy nie jest najlepiej i za poważnie, że to my musimy stworzyć, polepszyć atmosferę. To buduje zespół.