Richmond Boakye: Noc, w której Belgrad nie położył się spać

– Wiem doskonale, że fani Górnika potrafią równie gorąco dopingować, jak ci z Belgradu – mówi były napastnik Crvenej zvezdy, a obecnie gracz ekipy z Zabrza, Richmond Boakye. W rozmowie z nami imponuje wiedzą o historii Górnika i zapowiada, co chciałby na Śląsku osiągnąć.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Richmond Boakye czeka na pierwsze trafienie dla Górnika Zabrze. W ekipie ze Śląska pojawił się dość niespodziewanie na początku tego roku, po odejściu z Crvenej zvezdy Belgrad. Napastnik z Ghany to postać nietuzinkowa, piłkarz mający za sobą jedną z bardziej barwnych karier spośród wszystkich aktualnych ekstraklasowiczów. Największe sukcesy odniósł właśnie ze Zvezdą, z którą rywalizował z gwiazdami światowego futbolu w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Opowiedział nam o tym, jak czuł się kochany w Belgradzie, ale też o pogaduszkach z Giorgio Chiellinim i treningach w Juventusie Turyn.

Justyna Krupa: – Ostatnie spotkanie Górnika z Zagłębiem Lubin pokazało, że pana forma rośnie, choć nadal czeka pan na swoją pierwszą bramkę dla zabrzan. Dochodzi pan jednak do sytuacji bramkowych, ostatnim razem niewiele już zabrakło. Wraca dawny Richmond Boakye?

Richmond Boakye: – Z Zagłębiem graliśmy jak zespół i zwyciężyliśmy jako zespół. Zawsze powtarzam, że meczów nie wygrywasz jako jednostka, tylko jako drużyna. To było dla nas ważne zwycięstwo, które zagwarantowało nam wszystkim uśmiech na twarzach. Sądzę, że przyzwyczajam się powoli do polskiej ligi. Przyznam, że w moich pierwszych meczach w Górniku nie byłem jeszcze w optymalnej formie. To oczywiście efekt tego, że przez jakiś czas byłem poza rytmem meczowym. Ale myślę, że ten mecz z Zagłębiem pokazał, że już „łapię” polską Ekstraklasę i sądzę, że niebawem dobre rzeczy zaczną się dziać. W tym niedzielnym starciu miałem kilka dogodnych okazji i myślę, że zrobiłem wszystko poprawnie – tak, jak napastnik powinien się w takich sytuacjach zachować. Tyle tylko, że tym razem piłka nie chciała trafić do siatki. Jestem jednak napastnikiem z wieloletnim doświadczeniem, ciężko pracuję i wiem, że te bramki wkrótce przyjdą. Jak zdobędę tego pierwszego gola dla Górnika, to później pójdzie już z górki. Staram się jednak na tym nie zafiksowywać.

– Jak się panu współpracuje z Marcinem Broszem? Mógłby pan jego styl pracy porównać do któregoś ze znanych sobie szkoleniowców? Spotkał pan naprawdę wielu świetnych fachowców w przeszłości.

– Każdy trener, z którym pracowałem miał jednak inny charakter. Nasz trener Marcin Brosz to bardzo spokojny człowiek, prostolinijny, skoncentrowany na treningu i pracy z nami. Jest ambitny i skoncentrowany na wygrywaniu. Dla mnie, to wspaniała osoba i świetny szkoleniowiec.

– W serbskich mediach można było wyczytać, że wyjątkowym szkoleniowcem dla pana był Vladan Milojević, z którym pracował pan i osiągał sukcesy w Crvenej zveździe.

– Nie chciałbym tu wyróżniać kogoś jako tego ulubionego trenera, bo każdy sezon w mojej karierze był jednak inny, z każdym szkoleniowcem inaczej się współpracowało. Zacząłem od współpracy ze świetnym trenerem, jakim był w Genoi Gian Piero Gasperini. Później miałem szczęście spotkać się w Juventusie z Antonio Conte, obecnie jednym z największych w tym fachu. Dziękuję Bogu, że mogłem współpracować z tyloma świetnymi fachowcami. Nie jest tak, że jednego lubiłem bardziej, a innych mniej. Szanuję każdego z nich, a współpraca z nimi była niesamowitym doświadczeniem.

– W Juventusie nigdy się panu nie udało przebić do meczowej jedenastki, ale nawet treningi z takimi gwiazdami, jak Andrea Pirlo, Giorgio Chiellini, Leonardo Bonucci czy Paul Pogba mogą robić wrażenie.

Kiedy byłem w Juventusie, byłem jeszcze nastolatkiem. Nie dostałem niestety szans na grę, ale uczyłem się od świetnych graczy. Do dziś Juve to drużyna, której kibicuję we Włoszech. Trenowanie w blasku takich gwiazd, jak Andrea Pirlo, Mirko Vucinić, Arturo Vidal było niesamowitym doświadczeniem. To był piękny czas w moim życiu. Do dziś mam kontakt z moim rodakiem Kwadwo Asamoahem, a także z Giorgio Chiellinim. Czasem wysyłamy sobie z Chiellinim jakieś wiadomości. To naprawdę wspaniały facet, taki, którego się szanuje.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

– Ostatnio największe sukcesy święcił pan jednak w Serbii, gdzie w barwach Crvenej zvezdy rywalizował pan przez trzy i pół roku.

– Zvezda to jednak Zvezda. Belgrad był dla mnie jak drugi dom. Ludzie w Serbii są niesamowici. Uwielbiałem też kolegów z drużyny. Każdy tam traktował mnie naprawdę wspaniale. Zawsze, gdy mam tylko taką możliwość, chciałbym wracać do Belgradu. O Zveździe mogę mówić tylko w samych superlatywach. A Belgrad to jedno z najlepszych miast w Europie. Czułem się tam kochany i odwzajemniałem w pełni to uczucie wobec kibiców.

– Serbskie media pisały, że odchodząc ze Zvezdy, odpuścił pan nawet klubowi część zaległych pieniędzy. To prawda?

– Nie sądzę, by dobrze było opowiadać o pewnych sprawach, ale cokolwiek napisano w tej sprawie, to może tylko świadczyć o tym, jak dobre relacje miałem z klubem z Belgradu. Nie chcę tego szerzej komentować, bo gdy robisz pewne rzeczy, robisz to z miłości i tyle. Podkreślę tylko jeszcze raz, że jest niesamowitą rzeczą być częścią historii takiego klubu, jak Zvezda.

– A po tym czasie spędzonym w Serbii poznał pan język, czy jednak to było zbyt duże wyzwanie?

– Parę rzeczy potrafię zrozumieć, znam kilka słów i zwrotów. Jak ktoś do mnie mówi po serbsku, to część rzeczy na pewno zrozumiem. Ale jednak angielski, czy nawet hiszpański znam lepiej. Serbski język jest jednak naprawdę trudny do nauczenia się, przynajmniej dla mnie. Podobnie zresztą, jak polski.

– Ma pan swój ulubiony mecz, spośród tych wielu starć z ekipami z czołówki światowego futbolu, jakie miał pan okazję rozegrać w barwach Crvenej zvezdy w europejskich pucharach?

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

– Miałem szansę w barwach Zvezdy wystąpić zarówno w fazie grupowej Ligi Europy, jak i Lidze Mistrzów. Udało mi się też trafiać do siatki w obu tych rozgrywkach. Na takim poziomie międzynarodowego futbolu trudno już nawet wybrać twój ulubiony mecz. Dla mnie większość z tych spotkań to były niesamowite momenty – gra przeciwko Arsenalowi Londyn, Liverpoolowi, Bayernowi Monachium, strzelanie bramek Kopenhadze czy FC Koeln. Trudno mi nawet wybrać ten, który zapamiętałem najlepiej. Ale mam za to swoją ulubioną bramkę z europejskich pucharów. Było to trafienie przeciwko FC Koeln, w erze Vladana Milojevicia. Rywalizowaliśmy wtedy z Koeln w Lidze Europy, na wyjeździe. Uderzyłem z około 25 metrów, co bardzo rzadko mi się zdarza, bo generalnie nie mam aż tak mocnego uderzenia i nieczęsto próbuję strzałów z dystansu. Ale wtedy udało mi się strzelić efektownego gola i wygraliśmy tamto spotkanie 1:0. Generalnie jednak kochałem grać u siebie, bo wiecie jacy są kibice Zvezdy – potrafią przyjść na stadion w liczbie ponad 50 tysięcy ludzi. Dlatego też nie chcę wybierać mojego ulubionego meczu w europejskich pucharach, bo każdy mecz przy tych kibicach był wyjątkowy.

– Podobno jedną z bramek strzelonych w europejskich pucharach, przewidział pan… przed meczem.

– To było przed meczem z Kopenhagą. Rozmawiałem w samolocie z Mirko Ivaniciem. Zapytał mnie, jak to tym razem będzie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale powiedziałem mu, że strzelę bramkę, na tyle dobrze się czułem wtedy. Co więcej, dodałem, że stanie się to w 17 minucie. Powiedziałem mu: zobaczysz! I rzeczywiście w 17 minucie meczu, tak jak zapowiadałem – trafiłem do siatki. Moje całe życie jest w rękach Boga i może On chciał, by tak właśnie się stało. To był jeden z piękniejszych momentów, jakie od Niego dostałem.

– Przygodę ze Zvezdą w Lidze Mistrzów zaczęliście od starcia z Napoli, wówczas ekipy nie tylko Piotra Zielińskiego, ale też Arkadiusza Milika. Powstrzymaliście zespół Carlo Ancelottiego na Marakanie.

– Przypomniałem sobie przy tej okazji, jak rywalizowałem z Napoli jeszcze w barwach Genoi. A po latach miałem okazję zmierzyć się z Napoli ze Zvezdą w Lidze Mistrzów, w dodatku udało nam się zremisować (0:0). To było świetne.

– Jeszcze większą niespodzianką było jednak wasze zwycięstwo 2:0 nad późniejszymi triumfatorami całych rozgrywek, FC Liverpool. Nie wystąpił pan wprawdzie w meczu z The Reds na Marakanie z racji urazu, ale na pewno pamięta pan szaleństwo, jakie ogarnęło po tym spotkaniu cały Belgrad.

– To było jedno z najpiękniejszych wspomnień w historii klubu, historyczna sprawa. Nikt nie wierzył, że uda nam się pokonać potężny wtedy Liverpool 2:0. Takich zwycięstw ludzie nigdy nie zapominają. To był dla mnie również wspaniały moment, bo po meczu całe miasto żyło tym spotkaniem. Ludzie śpiewali przez całą noc, krzyczeli na ulicach, mało kto w Belgradzie w ogóle spał tej nocy. Ja z kolei zagrałem przeciwko Liverpoolowi na wyjeździe, na Anfield Road. Kiedy byłem dzieciakiem, zawsze powtarzałem kolegom: kiedyś będę grał w tych wielkich europejskich pucharach, zobaczycie. I rzeczywiście, udało mi się spełnić to marzenie. Chciałem rywalizować w Lidze Mistrzów i Bóg dał mi to doświadczenie. Poza wszystkim, jestem jeszcze stosunkowo młodym piłkarzem, bo mam 28 lat i sporo lat kariery jeszcze przed sobą. Teraz koncentruję się w pełni na tym, by jak najlepiej grać dla Górnika. To, co udało mi się wygrać ze Zvezdą, to należy już do historii. Kocham te wspomnienia, ale teraz moja głowa jest skoncentrowana tylko na tym, co w Zabrzu. Chcę, byśmy wzbogacili również historię Górnika o kolejne sukcesy, nim odejdę kiedyś z tego klubu.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

-Wierzy pan w to, że z Górnikiem też mógłby pan zagrać w europejskich pucharach?

– Nikt nie wierzył, że Zvezda ogra w Lidze Mistrzów Liverpool, a to się wydarzyło. Tak samo, nawet jeśli mało kto wierzy teraz w europejskie puchary dla Górnika, to wszystko jest możliwe. Sky is the limit. Jestem tu, bo chcę współtworzyć w Górniku historię. Myślę, że ambicją klubu jest gra w europejskich pucharach. Jestem przekonany, że teraz czeka nas zwycięska seria. Jestem przekonany, że Górnika stać na to, by wywalczyć sobie w tym sezonie miejsce w europejskiej rywalizacji.

– Skoro już mowa o historii, to pewnie jest pan świadom, że Górnik to jeden z najbardziej utytułowanych polskich klubów?

– Wiem doskonale, że fani Górnika potrafią równie gorąco dopingować, jak ci z Belgradu. Choć na ten moment nie ma ich na stadionie niestety. Cieszę się, że gram w klubie z tożsamością, z bogatą historią. Wiem, że Górnik ma na koncie 14 tytułów mistrza Polski, o ile się nie mylę. To piękna sprawa. To wspaniała karta w historii i tego Górnikowi już nikt nie odbierze. Bardzo doceniam, że mogę być częścią takiego klubu. Z tego, co zdążyłem już zapamiętać, pierwsze mistrzostwo Górnik zdobył w 1957 roku. Widziałem te daty wypisane na ścianie i zostało mi to głowie. Później był kolejny tytuł, o ile dobrze pamiętam, w 1959, 1961, 1963, 1964 i w kolejnych latach. Nie wszystkie dokładnie pamiętam, ale wiem, że było ich 14.

– Można pogratulować pamięci do dat. Co do fanów Górnika, ma pan rację – inspirują się bałkańskimi klimatami, choć nie serbskimi, a chorwackimi – zwłaszcza Hajdukiem Split. A jak przyjęto pana w drużynie? W Zveździe ponoć blisko trzymał się pan zwłaszcza z Marko Gobeljiciem. A w Górniku?

– Bliski kontakt złapałem z Alasaną Mannehem i Jesusem Jimenezem, ale też ze Stefanosem Evangelou, Giannisem Masourasem, Bartoszem Nowakiem, Martinem Chudym czy Erikiem Janzą… Myślę zresztą, że generalnie jestem człowiekiem, który dogada się z każdym. Do każdego staram się zagadać i uśmiechnąć. Wszystkich w sumie polubiłem. Mamy młody zespół, ale naprawdę świetny, pracowity.

– Dla wielu było pewnym zaskoczeniem, że zdecydował się pan na grę w Ekstraklasie. Jeszcze niedawno pytały o pana raczej kluby z takich kierunków, jak amerykańskie MLS. Konsultował pan decyzję o przenosinach do Górnika z piłkarzami z Ghany, którzy tu grają, takimi, jak Yaw Yeboah? A może z Milanem Borjanem ze Zvezdy, który kiedyś występował w Koronie Kielce?

– Nie potrzebowałem nawet specjalnie pytać o opinię innych graczy, konsultowałem się z menedżmentem i rodziną. Jestem zawodnikiem, który lubi wyzwania. Zawsze pytam sam siebie: jak chcesz być zapamiętany? Czy jako ten, który idzie na łatwiznę, czy lubi podejmować wyzwanie? Polska liga musi być dobrą ligą do rozwoju, jeśli stąd wyszedł np. Robert Lewandowski czy Arkadiusz Milik. Nie można takich rozgrywek lekceważyć, jeśli grali tu tacy piłkarze. Chciałem spróbować czegoś nowego.

– Poza wszystkim, pańska partnerka studiuje w Polsce, więc to też mógł być dodatkowy argument za przenosinami do Zabrza.

– Zaczęła studia w Poznaniu kilka miesięcy wcześniej, nim Górnik się ze mną skontaktował. Studiuje ekonomię. Był to dla nas w sumie niespodziewany zbieg okoliczności. Ja przebywałem w Ghanie, gdy dowiedziałem się o propozycji z Zabrza. Zadzwoniłem do niej i powiedziałem jej, że chce mnie drużyna z Polski. Roześmiała się i zapytała: jak to możliwe? Taki przypadek? Odpowiedziałem: nie wiem, jak to możliwe, ale może Bóg chciał, bym był bliżej Ciebie. To dobra dla nas sytuacja. Uważam, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny.

Rozmawiała: Justyna Krupa