Mateja Kežman – biografia [fragment]

W Polsce nigdy nie wydana, ale gdy trafiła w moje ręce to po kilku przeczytanych rozdziałach stwierdziłem, że warto by ją przetłumaczyć. Może kiedyś znajdzie się na półce polskich czytelników

[Fragment Biografii Mateji Kežmana „Samo me Bog može suditi” ]

Całuję herb pod „Jugiem”

Pierwszego dnia lipca 1998 roku podpisałem kontrakt z Partizanem. W dniu, w którym naród opłakiwał porażkę jeszcze wtedy istniejącej Jugosławii w meczu z Holandią na Mistrzostwach Świata we Francji. Wszystko odbyło się bez większego echa, bez wielkiej pompy i stawiłem parafkę na wierność klubowi, któremu jeszcze do wczoraj kibicowałem z południowej trybuny stadionu na ulicy Humskiej 1. A teraz pod tą trybuną szedłem by odebrać koszulkę z rąk kierownika Branka Vučićevića Gavrana. Nie ubrałem jej od razu, wziąłem ją i poszedłem w głąb szatni, przyłożyłem do ust i trzymałem tak przy twarzy. Pocałowałem herb!
Nie odczuwałem strachu, czułem tylko i wyłącznie dumę. Właśnie wtedy sobie uświadomiłem ile znaczyły te łzy przed przejściem do Pirotu, Loznicy i do Smedereva, jak wielkie wtedy było to poświęcenie, które wyszło mi na dobre w mojej karierze. Gdyby nie było tych epizodów, nie mógłbym docenić tego, że właśnie zostałem zawodnikiem Partizana. Doświadczenie nabywane kilometrami w miejskim autobusie w Belgradzie uczyniło mnie dojrzalszym, pewniejszym i wierzącym w siebie. Nie bałem się wielkości klubu, wręcz przeciwnie, wiedziałem że jest to świat, do którego od dawna należę. Nie musiałem się przystosowywać Partizanowi, ponieważ od pierwszego dnia byłem jego częścią.
Przyszedłem do klubu jako pierwsza z gwiazd okienka transferowego, a konkurencja była spora – Ilija Ivić, Zvonimir Vukić, Vidak Bratić, Nikola Lazetić… przyjęto mnie dobrze w czarno-białym domu. Pierwsza gwiazda, ale dopiero na 4 miejscu w notesie Ljubiszy Tumbakovicia. Obok Nenada Bjekovicia juniora, Obradovicia i Ilieva. Zadebiutowałem w barwach Partizana na początku sierpnia we wszystkich możliwych rozgrywkach. W meczu 1/16 pucharu Jugosławii przeciwko ČSK w Czalarewo (4:3), a kilka dni później już w meczu ligowym na naszej murawie przeciwko Radniczkiemu (4:1), by następnie od razu poznać smak rywalizacji w europejskich pucharach. Tu rywalem było gruzińskie Dinamo (2:0). Trzy mecze, liczba minut zdradliwa, a gola brak.

Chciałem wszystko tu i teraz, ale trener Ljubisza Tumbaković myślał inaczej „Mały za szybko wzleciał. Trzeba go trochę ostudzić, bo nie może być tak, że chłopak będzie grać co chce, tylko to co mu się każę. Szybko zmądrzeje jak trochę sobie tyłka na ławce odgniecie.” Czy mnie to jakoś ruszyło? Nie. Nie odczułem tego, że mnie trenera jakoś „popycha”, wręcz przeciwnie. Partizan miał swoje „dzieci”, wszyscy mieli więcej rozegranych minut i więcej szans, więc musiałem to ja udowodnić swoją pracą i bramkami, że należy mi się ta szansa, tu nawet status młodzieżowego reprezentanta kraju nic nie pomagał. Nigdy nie straciłem siły, pobudzała mnie pasja i chęć gry.

Wspominam jeden tekst, kiedy to już po jakimś czasie od mojego odejścia z Humskiej i kiedy rozstrzelałem się golami w Holandii…

„Będąc świadkami wejścia, rozkwitu Mateji Keżmana od sławnego talentu do supergwiazdy w gwiazdozbiorze jugosłowiańskich asów często pytałem sam siebie czy ta jego zjawisko na tutejszej piłkarskiej scenie naprawdę troskliwie stworzony produkt marketingowy”

Byłem taki sam, a znów inny w porównaniu do środowiska. Próbowałem przyciągnąć uwagę nawet wtedy kiedy nie strzelałem bramek. Nie uciekałem od wywiadów, rozmów, zdjęć. Piłka nożna to dla mnie praca, ale również rozrywka. Korzystałem z tego, nosiłem to brzemie na plecach, a tego ciężaru nawet nie czułem.

Derby, który zmieniły życie

Wyeliminowaliśmy Newcastle w Pucharze Zdobywców Pucharów, jednak tyle o ile cieszył mnie sukces zespołu, to nie mogę powiedzieć tego o sobie i swojej postawie. Bez gola w siatce czułem się niespełniony. Chciałem odegrać główną rolę, chciałem zdobyć bramkę, którą się podziwia i wspomina, chciałem żeby inaczej mnie patrzyli.
Nie pomogły dwie bramki w Kragujevcu przeciwko Radniczkiemu by trener Tumbaković zdecydował się wystawić mnie w kolejnym meczu w wyjściowej XI.

Ześwirowałem, żalę się ojcu i pytam: – Co jeszcze muszę zrobić?!. Kazał mi się uspokoić i być cierpliwym. Ale jak długo!?

Zbliżają się Wieczne Derby Belgradu z Crveną zvezdą. Moje pierwsze, a w historii rywalizacji tych dwóch klubów sto jedenaste. Słyszałem wiele historii wcześniej, czytałem wypowiedzi poprzednich aktorów tego spektaklu o tym jakie to jest przeżycie. Wierzyłem im, ale wszystko zupełnie inaczej wygląda jak ich doświadczysz. Ja znowu na ławce. Inni mają pierwszeństwo, a mi pozostało jedynie patrzeć na zegar. Czas dłużył się niemiłosiernie. Każda minuta niczym rok, a ja walczę sam ze sobą i boję się, że nie dostanę szansy, że mi trener nie zaufa. Szczęście jednak uśmiechnęło się do mnie, potrzebowałem tylko wejść na boisko. Wyrównujący gol rywala zmusił Tumbakovicia do spojrzenia na ławkę i na mnie. Nie miałem wiele do wyboru, a czas też się szybko kurczył. Część kibiców już wychodziła ze stadionu. Była 90 minuta, kiedy zapoczątkowałem nasz kontratak. Trobok, Tomić, Stojanoski, piłka się odbiła się jeszcze od Bjekovićia spadając mi na lewą nogę.

Uderzając – zmieniłem swoje życie! Kiedy zauważyłem, że ta niekontrolowana piłka leci w moim kierunku, zmróżyłem oczy i pomyślałem „albo zapierdolę w zegar, albo będzie to bramka życia”. Posłałem piłkę tuż nad Jevrićiem! Od tamtej pory już niczego się nie boję. Całą minutę byłem w jakimś letargu, zamroczony. Nie wiem nawet gdzie biegłem, kto mi wskoczył na plecy, ani… Zapomniałem nawet jak tego dokonałem. Spieszyłem się potem to domu, by zobaczyć na spokojnie powtórkę nagraną na kasecie.

Wtedy jeszcze nie byłem w pełni świadomy co zrobiłem. Strzelając bramkę w swoich pierwszych derbach i to w ostatniej minucie. Ktoś wtedy napisał: „Keżman jest najlepszym przykładem, że szczęście sprzyja odważnym i zawziętym.” I rzeczywiście, Bóg mnie zobaczył i umiłował.

Wdzięczny jestem trenerowi Tumabakoviću, wiedział ile ta chwila, ten moment odmieni mój los: „Gol, który strzelił Mateja był nagrodą za wszystkie jego cierpienia od czasu złamania nogi. Wtedy, chcąc wrócić jak najszybciej na murawę, aż tak wzmocnił swoją lewą nogę, że teraz praktycznie nie ma różnicy w porównaniu z jego prawą. Piłkę jaką uderzył Keżman może jedynie strzelić lewonożny gracz, a jak wszyscy wiecie jest prawonożny! Oto jakie wynagordzenie za ciężką pracę, której nikt wcześniej nie oczekiwał.”

Radowałem się się swoimi pierwszymi „5 minutami” sławy. Poszedłem do auta, udałem się w kierunku Bulwaru i patrzyłem przez okno by zobaczyć te ciekawskie spojrzenia w moją stronę. Ludzie! To ja jestem bohaterów derbów! Czułem się kimś ważnym. I tak już przyciągnąłem uwagę. Wszyscy oprócz mnie widzieli, że zaraz rozwalę auto przede mną. Odwróci się człowiek” Hej, bre! Chłopaku, gdzie się patrzysz?” I co mu mam powiedzieć… Nawet nie wiedziałem, gdzie jestem. Półtorej godziny czekaliśmy na przyjazd policji. I wtedy dopiero miałem czasu by myśleć.

Chce we mnie strzelać?!

Nic już nie było takie samo po tej wrześniowej nocy. Koledzy mówili, że umiem zdobywać nawet wtedy, kiedy nie strzelałem, a moja serdeczność, wola walki i chęć zwycięstwa przejęły nawet legendarnego Roberto Manciniego, w meczu z Lazio na Stadio Olimpico. Po bezbramkowym meczu wymieniliśmy się koszulkami. Chwaliłem się jaką to koszulkę ikony włoskiego calcio mam. Po powrocie do Belgradu, wyprałem ją i powiesiłem do suszenia na tarasie. W tamtym czasie mieszkałem na Čeraku, na trzecim piętrze. Budynek był zrobiony z cegły i można było się wspinać między piętrami. Ubroniowym złodziejom nie było ciężko się wspiąć i ukraść cenną pamiątkę. Winiłem sam siebie, chciałem ją potem oprawić, ale już nie ma co.

W rewanżu, w tamtym czasie prawdopodobnie najdroższemu zespołowi w Europie, pokazaliśmy jednak że też mamy piłkarską jakość i siłę. Nie mieliśmy jednak doświadczenia. Nasze prowadzenie sprawiło jedynie, że rozwścieczyliśmy rywali i porażka była nieuchronna. Szukając pozytywów to zdominowaliśmy ligę, jedenaście wygranych ligowych z rzędu pierwszy raz od 52 lat. Później tytuł mistrzowski, mój pierwszy, prawda po niepełnym sezonie, ponieważ bomby NATO zmusiły władze do tego by przedwcześnie zakończyć ligę. Świętowaliśmy zasłużenie, głównie dlatego że nie przegraliśmy w Derbach, teraz na Marakanie, dzięki mojej drugiej już bramce przeciwko Zveździe. By zakończyć sezon ustalono, że trzeba rozegrać finał Pucharu. Czerwono-biali, chcieli chociaż tym trofeum uratować sezon. I to Czerwona Gwiazda była lepsza (4:2), ale wiele dni po meczu mówiło się tylko o mojej celebracji gola, gdy pokonałem Kocića. Sąsiedzi wcześnie zdobyli dwubramkowe prowadzenie. Rašović zdobył bramkę kontaktową z rzutu karnego. Wtedy to ja w 45 minucie doprowadziłem do remisu, po pięknej asyście Bjekovicia juniora. Trzeci gol w trzecich derbach i dla mnie powód by w końcu przekazać wiadomość części trybun, a szczególnie tym najbardziej zagorzałym Delije. Nie jestem pewien, czy teraz też bym tak zrobił. Jednak, wtedy z trybuny Sever można było słyszeć tylko „Kežmanie, ustaszu! Twoja matka to kurwa”. Mówiłem sędziemu, pytałem czy słyszy to co skandują. Chciałem by przerwał mecz. Nic to nie dało. Wszystko to do czasu kiedy zdobyłem bramkę, „rozstrzelał się karabin maszynowy” i gestami „strzelał” w kierunki trybuny południowej. Nastała cisza… Nasi kibice z przeciwległej trybuny zaczęli skandować „Kiedyś się nazywała Ljutice Bogdana, a teraz się nazywa Mateje Kežmana” *(na ulicy Ljutice Bogdana 1 znajduje się stadion i siedziba Zvezdy)

W ogóle nie myślałem o tym jakie mogą być konsekwencje jakie przyniesie ten gest. Był to czas kryminalistów i ludzi, którzy nie tylko nie patrzyli na prawo, ale nim kierowali. Przemoc i brutalność nie były czymś obcym. Tak też zostałem najbardziej znienawidzoną osobą dla osób decydujących na trybunie Sever. Po pierwsze z powodu kolejnej bramki, no i w końcu reakcji po ostatniej z nich… Miałem wiele nieprzyjemności. Dwa razy musiałem uciekać przed grupami „kibiców” Zvezdy z prętami. Jedna historia to praktycznie gotowa scena z filmu. Na jednej z belgradzkich ulic, jadąc Bulevarem nagle zajechano mi drogę. Wyszło kilka osób, a jeden z pistoletem wycelował we mnie.

„Teraz strzelę ci w nogę, gówno grobarskie” (*Grobari – grupa kibiców Partizana)

Widzę w tych oczach nienawiść. Przygotowuję się na najgorsze. Jego współpasażer był normalny, usiłował go powstrzymać od tego. Na moje szczęście, udało się… „Hej! Puść go, co ci jest?!”

Przekleństwa, groźby. Wszystko bez kontroli. Nie wiedziałem, gdzie szukać pomocy. I co powiem? Gonią mnie, grożą, chcą do mnie strzelać?! Przypomniałem sobie o MiniMaksie, człowiek popularny, a jego program najchętniej oglądany w całym kraju. Poprosiłem, żeby zaprosił mnie do programu. Wielką przysługę mi wyświadczył wtedy. W czasie tej rozmowy przeprosiłem za swój gest, a ludzie też zrozumieli, że nie jestem złym chłopakiem. Tylko wtedy coś mi odwaliło. Musiałem być interesującym rozmówcą, skoro później częściej i chętniej zapraszali mnie do takich programów.

tłumaczenie własne

Jan Chodziński