Hajduk i gotovo!

Na to spotkanie czekałem blisko sześć lat. Wówczas ostatni raz byłem gościem zbudowanego w końcówce lat siedemdziesiątych stadionu Poljud w Splicie – domu jednego z najbardziej utytułowanych klubów na Bałkanach, Hajduka. W lidze zdominowanej jednak przez największego rywala ze stolicy kraju – Dinamo, Majstori s mora (Mistrzowie z morza) próbują powoli odbudować swoją potęgę. W niedzielny wieczór mieli to udowodnić
w rywalizacji z zamykającym stawkę 1. HNL HNK Gorica.

Poljud. Zdj. własne

Na stadion położony w dzielnicy Špinut przybywam na kwadrans przed meczem. Trochę za późno. Nie mam biletu na mecz, jednak ostatnim razem kupiłem go od konika przed bramkami wejściowymi na trybuny. Z takim samym założeniem zmierzam i tym razem, spodziewając się, że od ostatniej wizyty wiele mogło się zmienić… ale na pewno nie to, co funkcjonuje niemalże na całym świecie. Zawsze trafi się ktoś, kto nie chcąc stracić kilkunastu euro, odsprzeda swoją wejściówkę. Tym razem jest jednak inaczej. Podpytuję przechodzących navijači, czy ktoś nie ma biletu do sprzedania. Wskazują ręką na budki biletowe, do których ustawiła się dość długa kolejka. 

I tutaj pojawia się problem. 

Od jakiegoś czasu w klubie wprowadzono zasady znane także na innych europejskich stadionach. Bez karty członkowskiej nie dostaniesz wejściówki na mecz. Wspomniał mi o tym znajomy, którego spotkałem przypadkowo przed południem w dniu meczu w miasteczku niedaleko Splitu. – Co mam ci powiedzieć, bez karty raczej się nie uda. Trochę szkoda – mówi rozczarowany Denis Putnik, piłkarski obieżyświat, który występował przed laty również 
w Hajduku Split.

Niestety nie mylił się. W budce z biletami zostałem odprawiony z kwitkiem, korzystam jednak z podpowiedzi stojącego obok navijača, udaję się do klubowego fanshopu przy stadionie. Pytam o dostępność biletów bez karty członkowskiej, spotykam się z kolejną odmową. Nie odpuszczam jednak i przechodzę na język angielski, tłumaczę swoją sytuację i proszę o pomoc. Sympatyczna młoda kobieta za kasą prosi o dwie minuty. Wychodzi zorientować się w sytuacji, po czym kieruje mnie do punktu obok, czegoś w rodzaju customer service. Po raz kolejny krótko streszczam w czym rzecz. Wydaje się, że jestem w beznadziejnym położeniu, tymczasem pomocną dłoń wyciąga stojący obok w kolejce kibic Hajduka. – Mogę użyczyć mu swojej karty członkowskiej? – pyta kobietę za ladą. – Nie moją, na swoją właśnie odbieram bilet, ale mam jeszcze jedną, córki.

Kobieta skinęła głową. Mężczyzna podaje dane i szybko orientuję się, że członkinią kibicowskiej rodziny Hajduka jest czterolatka. Ojciec zapisał ją, jak tylko się urodziła. – Tak wspomagam klub, czasem zabieram ją ze sobą na mecze. Ale jak będzie starsza, sama zdecyduje, czy chce tu przychodzić. Kartę będzie miała, będę ją opłacał bez względu na to, czy zobaczy jeden mecz w sezonie. 

Zczytuję nazwisko z biletu, Lena Bilać. Sięgam po portfel, aby odwdzięczyć się za pomoc
i opłacić swoją wejściówkę. – Nie, nie, schowaj pieniądze i baw się dobrze. Potraktuj to jako prezent. Może kiedyś i Ty zapiszesz się jako członek klubowej społeczności, tymczasem udanego widowiska. Biet jest na Torcidę – rzuca na pożegnanie z uśmiechem. 

Fanom bałkańskiego futbolu tego tłumaczyć nie trzeba. Legendarna Torcida – najstarsza grupa fanów w Europie, zatem zapowiada się ciekawie.

Sam stadion nie zmienił się od mojej ostatniej wizyty. Poprawił się stan murawy, a sektor Torcidy jak zwykle wypełniony po brzegi. Poza tym, stadion zapełniony może w 40 procentach. To i tak najlepszy wynik w całej lidze, bowiem według oficjalnych statystyk 1. HNL, średnio 15 tysięcy kibiców ogląda domowe pojedynki z udziałem Hajduka na Poljudzie (https://hnl.hr/statistika/gledatelji/).

Rywalizacja z ostatnim w tabeli klubem HNK Gorica nie zachwyciła, choć trzymała w napięciu do samego końca. Po bezbramkowej pierwszej odsłonie piłkarze Hajduka opuszczali murawę do szatni przy akompaniamencie gwizdów swoich kibiców. Nic dziwnego, kilka składnych akcji i tylko jeden celny strzał na bramkę broniącego się przed spadkiem outsidera ligi to zdecydowanie za mało. Navijači chcą okazałego zwycięstwa, są spragnieni trofeów. Najwięksi optymiści ciągle jeszcze liczą na nagły zwrot akcji i odrobienie bagatela 11 punktów do prowadzącego Dinamo, jest ich jednak tylko garstka. W tym sezonie ważniejsze będzie pokonanie Modrih w derbach kraju, a pierwsza okazja już za tydzień.

Gwizdy podziałały motywująco i zdecydowanie więcej działo się po przerwie. Prowadzenie Hajdukowi dał niezawodny Marko Livaja, który strzałem głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego pokonał golkipera gości. Było to jego 15. trafienie w tym sezonie, a jego pozycja najlepszego strzela ligi pozostanie raczej niezagrożona (drugi Ante Erceg z Istra 1961 uzbierał dotychach tylko dziewięć). Wydawało się, że pierwszy gol otworzy worek z bramkami gospodarzy, którzy po wyjściu na prowadzenie przejęli kontrolę nad meczem, tracąc przy tym zupełnie czujność w defensywie. I pięć minut później zostali zaskoczeni przez rywali, a 21-letni golkiper Hajduka Karlo Sentić musiał wyciągnąć piłkę z siatki. Wyrónanie podziałało motywująco na obie ekipy, mecz się otworzył i niewiele brakowało, by któryś z kontataków lub powtarzających się błędów obrony Białych (Bilih) zakończyłby się utratą kolejnego gola.

Nosa do zmian miał jednak trener Ivan Leko. Wprowadził do gry dwóch jokerów, Nikolę Kalinića oraz Yassine Benrahou, a wspomniany duet wypracował zwycięskiego gola. Francuz doskonale dograł prostopadłą piłkę do byłego reprezentanta Chorwacji, który nie zwykł marnować sytuacji oko w oko z golkiperem rywala, dając drugie z rzędu zwycięstwo ekipie ze Splitu.

I to chyba jedyne pocieszenie dla trenera przed zbliżającymi się derbami kraju z Dinamo Zagreb. Odkąd Leko zasiada na ławce Hajduka, jego zespół jeszcze nigdy nie wyglądał tak fatalnie. Szkoleniowiec słynie jednak z tego, że otwarcie mówi o słabych stronach w grze zespołu i nie inaczej było tym razem.

To było bardzo ciężkie spotkanie. Nie ma co ukrywać, że musimy się cieszyć najbardziej z tych wywalczonych trzech punktów, bo nie graliśmy dobrze. Drużyna walczyła z całych sił i to pozytywna rzecz. Niestety nasza sytuacja nie jest komfortowa, nie mogę przygotować się do meczu tak jakbym chciał, ponieważ w szatni brakuje obecnie ośmiu zawodników, którzy wypadli przez kontuzje i inne problemy. Musimy jednak ciężko pracować, mam nadzieję, że zdążymy się dobrze przygotować do meczu derbowego z Dinamo. Dużo lepiej wyglądaliśmy podczas przygotowań – nie ukrywał rozczarowania Leko.

Nie jestem zadowolony z tego, że promuję juniorów. Nie przyszedłem tutaj trenować z juniorami, ale niestety tak wygląda dziś nasza sytuacja. Ten klub jest zbyt duży, żeby traktować taki mecz jako sukces. Tutaj się patrzy na to, żeby wygrywać mecze. Nie mogę porażki tłumaczyć tym, że gramy juniorami. Transferami Kalinića i Livaji klub pokazał, że jest silny.

– Dinamo? Jest za wcześnie, by o tym mówić, to wielki mecz. To dwa największe chorwackie kluby. Mamy szacunek, chcemy tam pojechać i spróbować pokazać, że mamy jakość, serce i duszę. Torcida to najlepsza publiczność na świecie. Mówię z własnego doświadczenia. Kiedy nie grasz dobrze, bez względu na to, jak trudne jest to dla ciebie, zawsze wiele się od ciebie oczekuje. To jest dobre dla zawodników, że rozwijają się i grają pod presją – podsumował trener Hajduka na pomeczowej konferencji.

Po końcowym gwizdku i dopisaniu trzech ważnych oczek na konto, atmosfera na stadionie nieco się poprawiła, a navijači od razu skierowali swoją uwagę na zbliżające się debry z Dinamo. Torcida skandowała „mrzim Dinamo“ (nienawidzę Dinamo), a na odchodne rzuciła w kierunku piłkarzy zobowiązujące „hoćemo pobjedu“, czyli chcemy zwycięstwa.

HNK HAJDUK SPLIT – HNK GORICA 2:1 (0:0)

Bramki: Livaja 59′ (1:0), Bralić 64′ (1:1), Kalinić 78′ (2:1)