Zapraszamy na ostatni z trzech wywiadów, przeprowadzonych w trakcie wizyty w Płowdiwie. Po raz kolejny udało się nam porozmawiać z Danielem Kajzerem, tym razem po jego powrocie do Bułgarii. W rozmowie poruszyliśmy m.in. temat gry w rezerwach Botewa, planów po karierze czy powrotu do Ekstraklasy. Miłej lektury!
Po czterech latach wróciłeś do Płowdiwu. Moje gratulacje. Dużo zmieniło się w klubie od czasu Twojego ostatniego pobytu w Botewie?
Dziękuję. Bardzo dużo się pozmieniało. Przede wszystkim pojawił się nowy stadion. Wcześniej graliśmy tutaj, w bazie treningowej, gdzie dzisiaj rozmawiamy. Jest też nowy właściciel. Drużyna ma trochę inne ambicje niż parę lat temu. Funkcjonowanie klubu również stoi na całkiem innym poziomie, porównując do mojego pierwszego pobytu w zespole. Botew jest bardzo dużym klubem, jak na bułgarskie warunki, ale wcześniej pod kątem funkcjonowania określiłbym go bardziej rodzinnym zespołem. Struktura organizacji klubu była mniejsza. Obecnie jest chociażby nowy stadion, działalność w mediach też stoi na o wiele wyższym poziomie. Jest całkiem inaczej niż poprzednio.
Jak już wspomniałeś o nowym stadionie chciałbym zapytać Cię o wrażenia. Jak się gra na nowym obiekcie?
Całkiem inaczej. Jak widzisz, w bazie jest tylko jedna trybuna. Gdy graliśmy jakieś ważniejsze mecze wyjazdowe, to na stadionach pojawiało się sporo naszych kibiców. Ale nigdy nie odczułem jaka jest ich prawdziwa siła. Dopiero teraz na nowym obiekcie widać ich prawdziwą moc, czuć ten doping i zaangażowanie.
Zaryzykuję stwierdzenie, że pomimo nowego stadionu czy zmian w klubie, nie tak wyobrażałeś sobie powrót do Bułgarii. W tym sezonie grasz głównie w rezerwach, mało kiedy łapiesz się do kadry meczowej w pierwszym zespole.
Miało to wyglądać inaczej. W głowie układałem sobie ten powrót całkiem odmiennie, a wyszło jak wyszło. Nie jestem zadowolony z tego jak wygląda obecnie moja pozycja w klubie pod kątem stricte piłkarskim. Jednak, co ważne i zawsze to powtarzam, w Płowdiwie czuję się jak w drugim domu. To miejsce dobrze na mnie działa. Moja rodzina również dobrze się tutaj czuje. Może i nie jestem za bardzo szczęśliwy piłkarsko, ale z drugiej strony jako zwykły człowiek nie mogę nic złego powiedzieć pod kątem tego gdzie teraz jestem, w jakim klubie się znajduję czy z kim mam przyjemność pracować na co dzień.
Czyli wróciłeś do Bułgarii w komplecie z całą rodziną?
Tak. Z żoną, z dzieckiem i psem. Czyli w komplecie <śmiech>
A jak ze swojej perspektywy oceniasz grę w rezerwach Botewa? Rozmawiałem wcześniej z Arturem Płatkiem, który opowiadał mi, że jesteś jedynym doświadczonym zawodnikiem w drugim zespole. Masz przed sobą cały skład juniorów. Czujesz, że ta gra daje Ci jakąś szansę na rozwój? Traktujesz to jako jakiś rodzaj wyzwania?
Przed tym sezonem, i zarazem drugim po moim powrocie, rozmawiałem z trenerem odnośnie mojej roli w klubie. Przekazał mi, że widzi mnie w drużynie, ale chciał również abym pomagał więcej w drugim zespole. Zaakceptowałem jego zdanie, lecz nie do końca pogodziłem się z tym, że jestem trzecim bramkarzem i gram w rezerwach. Druga liga obecnie mi raczej ani nie pomoże, ani nie zaszkodzi w moim CV. Jestem tam głównie po to, aby swoim doświadczeniem pomagać tym młodym chłopakom w ich rozwoju. Sytuacja ligowa rezerw nie jest łatwa, ale trzeba spojrzeć też na to, że z doświadczonych piłkarzy w drugim zespole jestem tylko ja. Resztę zawodników stanowią chłopaki poniżej 20 roku życia, a inne drużyny mają naprawdę mocne kadry. Gra tam wielu doświadczonych zawodników, którzy rywalizowali w pierwszej czy drugiej lidze w Bułgarii. Są też piłkarze, którzy mają za sobą występy w kadrze.
Rzeczywiście. Pod tym kątem w drugiej lidze jest dość spora rywalizacja.
Jest, dlatego dla tych chłopaków to nie jest łatwe. Tym bardziej, że przegrywamy ostatnio każdy kolejny mecz. Trzeba jednak spojrzeć na naszą sytuację pod tym kątem, że dzięki temu oni się rozwijają. Uczą się dorosłej piłki. Uważam, że lepiej jest, aby grali i przegrywali w drugiej lidze niż mieli występować w juniorskich zespołach. Także i dla mnie nie jest to łatwa sytuacja i trochę mnie to irytuje. Gram po to, aby wygrywać. Jednak z czasem zaczynam rozumieć, że moja obecna rola w zespole jest trochę inna. Tutaj chodzi o tych młodych chłopców. To oni mają się rozwijać, a ja mam im w tym pomóc.
Może i obecnie nie grasz w pierwszej drużynie, ale z drugiej strony za każdym razem w tym sezonie znalazłeś się w kadrze meczowej Botewa na europejskie puchary. Musiało być to dla Ciebie duże wyróżnienie.
Pewnie, że tak. Była to fajna przygoda, tym bardziej, że wszystkie mecze graliśmy z mocnymi drużynami. Nie jeździliśmy po jakiś małych miastach czy zakątkach Europy. Maribor – uznana marka. Może dziwnie to brzmi, ale wszyscy znają Maribor. Grali w Lidze Mistrzów, Lidze Europy, solidny europejski poziom. Potem Panathinaikos, ogromny klub nie tylko w skali regionu, ale i całej Europy. Następnie Zrinjski, który rywalizował chociażby z Legią w zeszłym sezonie w Lidze Konferencji. Więc te wyjazdowe mecze w pucharach mieliśmy na fajnym, wysokim poziomie.
A jak obecnie wyglądają Twoje relacje z kibicami? W trakcie Twojego pierwszego pobytu w Botewie wyrobiłeś sobie super markę, byłeś bardzo przez nich szanowany. Czy oni nadal pamiętają o Twoich dokonaniach, występach?
Tak i jest to jedna z tych rzeczy, która mnie tutaj trzyma. Pomaga mi w pozytywnym myśleniu wbrew mojej obecnej sytuacji w klubie. Pomimo że nie gram w pierwszej drużynie, to większość kibiców mnie pamięta, rozpoznaje, rozmawiają ze mną. To nie jest podejście na zasadzie “był, a teraz już go nie ma”. Kibice nie zapomnieli o moich dwóch pierwszych latach spędzonych w klubie. Bardzo mnie to cieszy i napędza. Daje mi to pozytywny zastrzyk energii.
Gdy mieliśmy okazję rozmawiać, przy okazji Twojego powrotu do Botewa, wspomniałeś, że chciałbyś skończyć tutaj swoją karierę. Dalej trzymasz się tego pomysłu? Czy może brak gry sprawia, że chciałbyś poszukać innego wyzwania?
Ciężkie pytanie. Mam swoje ambicje, ale patrząc na politykę klubu, polegającą na stawianiu na młodych zawodników, promowaniu i sprzedawaniu ich, będzie ciężko. Za rok moja córka będzie musiała pójść do przedszkola, więc to też jest dodatkowe utrudnienie. Swoją przyszłość wiążemy jednak z życiem w Polsce. Mimo wszystko, myślę, że jednak nie uda mi się zakończyć tutaj kariery. Serce chce, ale muszę myśleć głową. Mam rodzinę, którą muszę się opiekować. Będzie ciężko. Będę musiał mocno przemyśleć to sobie w głowie i przegadać ten temat z żoną. Ale myślę, że bardziej pójdzie to w kierunku powrotu do Polski.
Życzę Ci w takim razie, abyś dokonał dobrego i przemyślanego wyboru. Ale jeśli już zaczęliśmy ten temat, to co w takim razie po karierze? Myślałeś już coś o tym, czy jeszcze za wcześnie na podejmowanie jakiś decyzji?
Nie jest za wcześnie, zaczynam już powoli o tym myśleć. Co prawda, 32 lata jak na bramkarza to nie jest dużo, ale wiem że to szybko minie. Chociażby patrząc na moją córkę, widzę jak czas szybko leci. Niedawno co się urodziła, a już ma 4 lata. Za kolejne 4 lata będę miał już 36 lat na karku i to będzie ten wiek, w którym będę bardzo blisko końca kariery. Na ten moment chciałbym pójść w trenerkę. Zastanawiałem się też nad byciem menedżerem. Jeśli chodzi o trenerkę, to wolałbym pracować jako trener bramkarzy, ale z dziećmi. Myślę, że będzie mi to sprawiać większą przyjemność. Dobrze się czuję, gdy trenuję razem z młodszymi lub gdy gram z nimi w drugim zespole. Praca z pierwszą drużyną jest bardzo wymagająca. Obserwuję jak u nas w klubie funkcjonuje sztab szkoleniowy. Ile pracy wykonują trenerzy i ile to pochłania czasu. Widzę to nawet po trenerze bramkarzy w Botewie. To nie są tylko treningi. Musi on robić też na przykład analizy, wykonuje ogrom pracy. Myślę więc, że na pewno w tym kierunku nie pójdę.
Jak z perspektywy czterech lat, które spędziłeś w Polsce, zmieniała się liga bułgarska? Widzisz jakieś różnice? Poziom piłkarski ligi wzrósł czy może spadł?
Wydaje mi się, że obecnie jest troszkę gorzej pod kątem sportowym. Z mojego punktu widzenia, wtedy poziom był wyższy. Jeśli chodzi o Botew, to obecnie jest to zdecydowanie silniejsza drużyna. Ale patrząc na poziom innych zespołów, takich jak CSKA, Lewski czy Beroe, to myślę, że ten poziom jest niższy. Natomiast, jeśli chodzi o Łudogorec, to oni cały czas są na jednym, wysokim poziomie. Tam za wiele się nie zmieniło. Zawsze za punkt odniesienia służyły mi Łudogorec, Lewski, CSKA oraz Beroe, które wtedy było mocną drużyną. Jednak te ostatnie trzy zespoły są moim zdaniem słabsze niż były wtedy. Dlatego też wnioskuję, że ogólny poziom ligi również jest niższy.
Nie żałujesz z perspektywy czasu powrotu do Polski, do Ekstraklasy? Gdy cztery lata temu rozmawialiśmy po raz pierwszy, wspominałeś, że klub rozpuszczał plotki do mediów na Twój temat, ponieważ nie chciałeś przedłużyć z nim kontraktu. Ogólnie atmosfera w Botewie była wówczas dość gęsta. Czy biorąc pod uwagę cały Twój poprzedni pobyt w Bułgarii, nie masz wrażenia, że mimo wszystko lepiej dla Ciebie byłoby zostać wtedy w Botewie?
Jeśli mam być szczery, to nie przedłużyłem wtedy z Botewem kontraktu przez dwa kłamstwa. Byłem dogadany z klubem, chciałem zostać. Było to jeszcze przed finałem Pucharu Bułgarii. W głowie miałem wizję, że wygramy ten Puchar i będziemy grali w eliminacjach Ligi Europy [porażka z Łokomotiwem Płowdiw 0:1 – przyp. red]. Chociażby z tego względu chciałem zostać. Ale ustalaliśmy wszystko na słowo, co później nie znalazło odzwierciedlenia w dokumentach, które dostałem do podpisu. Powiedziałem pas. Stwierdziłem, że nie ma sensu się dalej przepychać, tym bardziej że miałem inne opcje. Nie żałuję powrotu do Ekstraklasy, ale żałuję, że wybrałem ten klub. Może gdybym sam siebie posłuchał, a nie ludzi którzy mi doradzali to wyszło by inaczej. Nie chcę aby ktoś teraz myślał, że zrzucam winę na innych. To też nie jest tak, że oni popełnili błąd. Koniec końców ostateczna decyzja należała do mnie. Ale to w wyniku rozmów z nimi ukierunkowałem się na Śląsk, a mogłem wybrać wtedy lepiej.
Miałeś wtedy pecha, że momencie gdy z klubu odchodził Jakub Słowik, przyszedł dodatkowo Matus Putnocky.
Miał wtedy nikt więcej nie przychodzić, tak mi przekazano. To już były rozmowy po podpisaniu przeze mnie kontaktu. Dzisiaj sam się sobie dziwię. Ja ze Śląskiem w ogóle nie miałem kontaktu. Miał z nimi kontakt tylko mój agent. W tym samym czasie w Jagiellonii chciał mnie trener, chciał mnie trener bramkarzy. Dzwonił do mnie nawet prezes, który obecnie jest prezesem PZPN. Ja wtedy czułem, że oni na prawdę mnie chcą. Ale w tym samy czasie ciągle ktoś mnie kierował w stronę Wrocławia, bo Kuba Słowik odchodzi, bo coś innego. Źle wtedy wybrałem, ale teraz możemy sobie tylko gdybać.
Najbardziej w tym wszystkim szkoda, że nie udało Ci się zagrać w tej Ekstraklasie. Czy to we Wrocławiu, czy w Gdyni.
Oczywiście, że szkoda. Ale to jest już kwestia tylko i wyłącznie moich wyborów. W Gdyni trzy razy byliśmy blisko. Do tej pory Arka jest cały czas blisko. Wszystko sprowadza się do moich decyzji. Po roku w Śląsku mogłem wrócić do Bułgarii. Na fajnych finansowo warunkach i do niezłego klubu. Ale to znów kwestia wyboru. Moja żona miała niedługo rodzić i nie mogłem wtedy wrócić. To znaczy mogłem, ale jakby to wyglądało.
Jasne, całkowicie rozumiem sprawę. Powiedz mi w takim razie, już na zakończenie, czego mogę Ci życzyć na drugą połowę obecnego sezonu i na kolejne lata?
Zdrowia i niczego więcej. Z resztą sobie poradzę.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję również.
Rozmawiał Sławomir Słowik