Czy z Kantridy wciąż będzie widać morze, a z trybun Marakany cerkiew? I jak długo?

Stadionowa tradycja kontra nowoczesność, czyli jak pandemia koronawirusa wpłynie na plany przebudowy najbardziej efektownych stadionów Serbii i Chorwacji?

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl
fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Kiedy jakiś klub z dużymi tradycjami zabiera się za modernizację swojego obiektu, zwykle wiąże się to z wewnętrznym dylematem każdego kibica: ile zmienić, jak bardzo przebudować stadion, by nie zniszczyć ducha miejsca. Tradycja to w końcu w piłce rzecz święta i wielu fanów latami musi przyzwyczajać się do nowego wyglądu ich piłkarskiego „domu”. Zwłaszcza, gdy w grę wchodzi przebudowa tak historycznie zasłużonych aren piłkarskich, jak belgradzkiej Marakany, czy położonego w Rijece stadionu na Kantridzie (dzielnicy miasta), zwanego po prostu Kantridą.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Zarówno Serbowie, jak i Chorwaci zdają sobie jednak sprawę, że ich stadiony w ogromnej większości są przestarzałe i nieprzystosowane do wymogów współczesnego futbolu. Kto był na Marakanie, ten wie, jak maleńka i wąska jest trybunka VIP, w jak tragicznym stanie znajdują się tam łazienki, jak sypią się ściany stadionu (niedawno wyremontowano część z nich). Obiekt ten ostatnio dwukrotnie gościł mecze fazy grupowej Ligi Mistrzów, co tylko jeszcze brutalniej przypomniało o konieczności jego gruntownej modernizacji.  Z drugiej strony, klimat historycznej Marakany jest niepowtarzalny i każda daleko idąca zmiana to pewien cios w serce kibiców Crvenej zvezdy.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Podobnie jest w przypadku starego stadionu HNK Rijeka, którego największym atutem jest niezwykłe położenie, tuż nad brzegiem morza, a dokładnie Zatoki Kwarnerskiej. Co więcej, stadion jest otoczony efektowną skalną ścianą, z której startują ku murawie masy mew. A tuż przy wejściu na obiekt znajduje się urokliwa miejska plaża. Klimatu tego miejsca nie da się porównać z żadnym innym stadionem na Bałkanach. 

Tyle tylko, że od pięciu lat HNK Rijeka nie rozgrywa już na tym obiekcie meczów ligowych, bo m.in. ze względu na procedury bezpieczeństwa ekstraklasowa drużyna przeniosła się na nowoczesny stadion przy ul. Rujevica, położony bardziej w głębi miasta. Historyczna Kantrida nie stoi wprawdzie pusta, odbywają się tam zawody lekkoatletyczne, korzystają z niej drużyny juniorskie. Ale pierwsza drużyna grywa tam już tylko od czasu do czasu, np. w 2018 rozegrała sparing z NK Maribor.

– Bardzo wiele osób w Rijece tak naprawdę chciałoby, aby drużyna wróciła na Kantridę. To bowiem ich historyczny stadion – podkreśla Tibor Halilović, były pomocnik Wisły Kraków, a obecnie piłkarz HNK Rijeka. Nie da się jednak myśleć o meczach choćby Ligi Europy na Kantridzie, bez jego radykalnej przebudowy. A to oznaczałoby najpewniej pozbawienie go niepowtarzalnego uroku. Trzeba byłoby go bowiem przede wszystkim w całości zadaszyć, a do tego odciąć raz na zawsze od skalnej otuliny.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Dwa różne miasta, podobne dylematy. Oczywiście pragmatyczne myślenie wygrywa z sentymentami. Zarówno w Belgradzie, jak i w Rijece od dłuższego czasu snuto plany rozpoczęcia modernizacji obu aren, w zeszłym roku już bardzo konkretne.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

W przypadku Rijeki, rok temu ogłoszono wstępne porozumienie z inwestorami z Chin. Tyle, że było ono jedynie pewną deklaracją, zakładającą, że chińskie konsorcjum chciałoby zainwestować w przebudowę stadionu, oczywiście z wykorzystaniem terenów w doskonałej, nadmorskiej lokalizacji. Rzecz w tym, że konkretów w tej sprawie do dziś brak.

Z kolei w Belgradzie, pieniądze na nową Marakanę miało dać zarówno państwo, jak i prywatny inwestor. Śmiałe plany zakładały, że stadion Crvenej zvezdy zostanie przebudowany w najbliższym czasie za kwotę ok. 200 milionów euro. Połowę z tej kwoty miało wyłożyć państwo serbskie, taką deklarację miał przynajmniej uzyskać dyrektor generalny klubu Zvezdan Terzić od prezydenta Serbii Aleksandara Vucicia. Nowa Marakana ma w założeniu pomieścić w przyszłości 42 tysiące kibiców.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Pytanie tylko, co to znaczy „w przyszłości”. Może się bowiem okazać, że pandemia koronawirusa i związane z tym problemy gospodarcze wielu europejskich krajów, wpłyną również na obie wspomniane tu inwestycje.  Zarówno przebudowa Kantridy, jak i Marakany może się znacząco opóźnić i przedłużyć.

O tym, że Crvena zvezda może mieć problem z dotrzymaniem wcześniej zakładanych terminów rozpoczęcia inwestycji, informuje już Telegraf. rs. Portal ten dodatkowo wskazuje, że podobny kłopot ze swoimi planami przebudowy stadionu może mieć także Partizan Belgrad, ale akurat ta inwestycja jest zaplanowana na mniejszą skalę i będzie w założeniu dziesięć razy mniej kosztowna.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Zapytaliśmy Halilovicia, jak widzi tę kwestię w przypadku Rijeki. – Od kilku miesięcy za wiele się nie mówi już na temat tego projektu przebudowy Kantridy. Wydaje mi się, że oczekuje się zaangażowania nowego inwestora – przyznaje były gracz Wisły. I dodaje: – Te gospodarcze problemy spowodowane pandemią mogą mieć wpływ również na futbol w Chorwacji. Mam jednak nadzieję, że jeśli chodzi o Rijekę, wszystko będzie w porządku.

Co więcej, wygląda na to, że sytuację wykorzystają inne lokalne kluby – Orijent 1919 Rijeka oraz ekipa Opatiji. Oba zespoły chcą w najbliższej przyszłości rozgrywać na Kantridzie swoje mecze, bo ich obiekty są jeszcze bardziej przestarzałe. Dlatego założono, że na razie stadion przejdzie jedynie zakrojony na niewielką skalę proces dostosowania do wymogów pierwszej i drugiej ligi. Tak, by zespół Orijent 1919 mógł tam w sierpniu rozegrać mecze kwalifikacyjne o awans do ekstraklasy, a Opatija – mecze w II lidze chorwackiej. Ma to kosztować ponad milion kun, ale to i tak niewielki wydatek w porównaniu do całkowitej przebudowy. Potwierdza to jednak, że chwilowo plany totalnej rewolucji na Kantridzie zostaną odłożone.

fot. Krzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Z jednej więc strony, koronawirus sprawił, że zwolennicy powstania nowych, funkcjonalnych aren w Belgradzie i Rijece, będą musieli uzbroić się w większą cierpliwość. Z drugiej strony, zacierać ręce mogą sentymentalni miłośnicy piłkarskiej tradycji. Bo to oznacza dodatkowy czas i kolejne możliwości dla tych, którzy nie zdążyli do tej pory nacieszyć się widokiem błękitnego Kvarneru widzianego ze skał nad Kantridą, a chcieliby ten stadion jeszcze zobaczyć w jego najpiękniejszej wersji. A także tych, którzy marzą, by pooddychać atmosferą przesiąkniętej dymem ze skrętów Marakany, pooglądać grafy Delije na jej starych murach, znad których wciąż widać cerkiew Św. Sawy. Bo potem to wszystko będzie już tylko śmierdzieć nowością czystego do bólu plastiku.

Justyna Krupa