„Czerwone szaleństwo” (PL/BG)

Po 10 latach przerwy CSKA Sofia wróciło do rywalizacji w europejskich pucharach. Jakie w związku z tym nastroje panowały w Sofii? Jak zespół zaprezentował się na tle dotychczasowych rywali: CFR Cluj i AS Romy? O relację z ostatnich dni z historii klubu poprosiliśmy naszego przyjaciela z Sofii Teodora Borisova.

Версията на интервюто на български език е по-долу.

W ostatniej dekadzie jedynym bułgarskim klubem, który odnosił znakomite wyniki na arenie międzynarodowej był Łudogorec. Ekipa z Razgradu regularnie uzyskiwała kwalifikacje do fazy grupowej Ligi Mistrzów czy też Ligi Europy. W tym roku dokonał się przełom i prawo startu w drugim najważniejszym europejskim turnieju wywalczył także inny bułgarski klub – CSKA Sofia. Drużyna Stamena Belczewa, pokonując w fazie play-off na wyjeździe FC Basel (1:3), sprawiła niemałą niespodziankę. Co więcej, na wcześniejszym etapie eliminacji “Wojskowi” pokonali najlepszy białoruski klub w ostatnich latach – BATE Borysów. Po tych wydarzeniach kibice CSKA wpadli w euforię, tym bardziej, że w międzyczasie ich ukochany zespół pokazał się z bardzo dobrej strony podczas derbowego starcia z Łudogorcem Razgrad (2:2). Poskutkowało to tym, że fani, przed pierwszym grupowym starciem w LE przeciwko CFR Cluj, szybko odstawili w niepamięć niezbyt chwalebną serię 5 ligowych spotkań z rzędu bez żadnego zwycięstwa. Prawdę mówiąc sympatycy CSKA nie traktowali poważnie rumuńskiego rywala, mimo że ma on na swoim koncie 6 tytułów mistrza kraju oraz dobrze prezentował się w poprzedniej edycji tych rozgrywek. Byli oni bowiem zajęci już wspominaniem pamiętnych zwycięstw ich drużyny nad Liverpoolem, Ajaxem czy też Nottingham Forest.

Spotkanie z Cluj, w przeciwieństwie do 3 ostatnich domowych spotkań w eliminacjach do LE, kibice CSKA mogli w końcu obejrzeć na własnym obiekcie. Zamiast organizować wspólne oglądanie pojedynku przy wykorzystaniu projektora na murze w pobliżu stadionu otrzymali oni 12 tysięcy biletów na mecz. Oczywiście wszystko to miało odbyć się pod nadzorem UEFA i przy zachowaniu dystansu społecznego oraz innych reguł związanych z pandemią, której druga fala była dominującym tematem w lokalnych mediach w dniach poprzedzających mecz. Nawet Iwan Welczew – przywódca grupy kibicowskiej “Animals”- zaapelował do sympatyków klubu o noszenie maseczek i utrzymywanie dystansu. Wspominał także o karach finansowych jakie “Wojskowi” mogą otrzymać, jeśli publiczność nie będzie przestrzegała narzuconych reguł “gry”. Obecność fanów na stadionie niezbyt przypadła za to do gustu trenerowi Cluj – Danowi Petrescu, który na przedmeczowej konferencji narzekał, że fani z Rumunii nie mogą wziąć udziału w widowisku, a w rezultacie jego zespół będzie zmuszony grać w nieprzyjaznej mu atmosferze.

W dniu meczu na stadionie, wg. oficjalnych statystyk, znalazło się 11 958 widzów, co sprawiło, że rywalizacja “Wojskowych” z Cluj była meczem o najwyższej frekwencji w 1. kolejce grupowych zmagań Ligi Europy. Dystans pomiędzy kibicami na Sektorze G (trybuna ultrasów) było oczywiście minimalny, a spora część z miała nieprawidłowo założone maski. Detale te szybko stały się jednak tłem pod wpływem wyczynów, które były dziełem ultrasów. Wraz z pierwszym gwizdkiem meczu cały Sektor G zaczął śpiewać przyśpiewki oraz zakrył się flagami i oprawami, dzięki czemu na obiekcie znów można było poczuć klimat wielkiego futbolu, który w wielu miejscach został zastąpiony nagraniami audio…

Doping prowadzony przez kibiców Sektora G, fot. Teodor Borisov

Jako osoba, która ogląda ligę rumuńską od ponad dekady nauczyłem się jednej rzeczy. CFR Cluj może nie imponuje stylem swojej gry, lecz jeśli tylko potrzebuje to zazwyczaj osiąga korzystny dla siebie wynik. W pierwszej połowie meczu rumuńska drużyna oddała inicjatywę CSKA tylko po to by już na początku drugiej części spotkania pokazać spektakl kombinacyjnej gry. Jej rezultatem były dwie strzelone bramki: jedna po rzucie rożnym, a druga po rzucie karnym. Kozłem ofiarnym, w oczach kibiców “Wojskowych”, winnym doznanej porażki został Yuonousse Sankhare. Pomocnik najpierw sprowokował jedenastkę, a przy zmianie schodząc z boiska ze złością kopnął butelkę z wodą za co został “nagrodzony” gwiazdami z trybun.

Porażka dla CSKA była zimnym kubłem wody wylanym na głowę. Co więcej, kolejne nieudane ligowe spotkanie, zakończone remisem (1:1 z Ardą Kyrdżali), doprowadziło do zwolnienia trenera drużyny Stamena Belczewa. W efekcie, w sam raz przed meczem w Rzymie, władzę w klubie objęło trio jego asystentów: Daniel Morales, Krasimir Chamakow i Kirił Dinczew. Można pokusić się o porównanie, że stworzyli oni futbolową wersję Triumwiratu, w którego skład wchodzili Juliusz Cezar, Marek Krassus i Pompejusz. Osiągając dość prestiżowy wynik (0:0 na Olimpico) z pewnością nie przynieśli oni wstydu swoim starożytnym odpowiednikom. Pozostaje tylko pytanie czy był to tylko jednorazowy przebłysk geniuszu czy może wręcz punkt zwrotny całego sezonu?

Kibice CSKA Sofia wykupili praktycznie wszystkie dostępne bilety na pojedynek z Cluj, fot. Teodor Borisov

Niestety, kilka dni po tym doniosłym wydarzeniu, fani znów zostali złożeni w ofierze na ołtarzu anty-Covidowych obostrzeń. Postanowieniem Ministerstwa Zdrowia wszystkie wydarzenia sportowe w Bułgarii mają odbywać się bez udziału publiczności. Wyjątek uczyniono tylko dla międzynarodowego tenisowego turnieju Sofia Open. I to też tylko dlatego, że państwo sporo w niego zainwestowało, a jego odwołanie negatywnie wpłynęłoby na reputację całego kraju. Decyzja ta pokazała, że podwójne standardy wciąż istnieją i wygląda na to, że politycy nadal będą wykręcać się “kibolami” za swoje czyny i zaniechania.

Mecz CSKA – Cluj udowodnił, że obecność i doping kibiców jest jedną z tych rzeczy, która odróżnia profesjonalny futbol od zwykłego kopania piłki za garażem. Sport bez publiczności po prostu nie ma sensu…

Teodor Borisov

„Червена“ лудост

След 10-годишна пауза ЦСКА София се завърна в състезанието в европейските купи. Какво беше настроението в София в тази връзка? Как се представи отборът срещу своите съперници досега: CFR Cluj и AS Roma? Потърсихме нашия приятел от София Теодор Борисов за разказ за последните дни от историята на клуба.

През последното десетилетие единствените забележителни резултати на българския клубен футбол бяха постигани от Лудогорец, които редовно участваха в груповата фаза на Шампионската лига или Лига Европа. През тази година още един отбор направи пробив във втория по сила европейски клубен турнир – ЦСКА София. Играчите на Стамен Белчев изненадаха всички, надвивайки в плейофа с 3:1 като гост швейцарския Базел, а преди това се справиха с дългогодишния хегемон в Беларус БАТЕ Борисов. Като добавим отличната игра в дербито срещу Лудогорец (2:2), еуфорията сред  „червените“ фенове бе напълно обяснима. Серията от 5 последователни мача без победа в шампионата остана на заден план преди първото домакинство в групите на Лига Европа срещу румънския ЧФР Клуж.  Откровено казано въпреки шестте титли на нашата северна съседка и редицата успешни европейски мачове, съперникът не бе взиман на сериозно от феновете, които си припомняха славните двубои с Ливърпул, Аякс и Нотингам.

За разлика от предходните три домакинства, когато трябваше да се задоволят с гледане на срещата на видеостена в близост до стадиона, сега те имаха на разположение 12 000 билета. В дните преди мача основната тема в медиите бе втората вълна на пандемията от коронавирус, поради която УЕФА бе въвела строги мерки за провеждане на срещата. Лидерите на групировката Енимълс Иван Велчев призова феновете да спазват дистанция и да носят маски, тъй като в противен случай това може да доведе до сериозни финансови санкции за клуба. На пресконференцията преди мача треньорът на ЧФР Клуж Дан Петреску възропта, че румънците нямат подкрепата на своите фенове, предусещайки недружелюбната атмосфера.

На следващия ден почти дословно се повториха събитията от финала за Купата на България с Локомотив Пловдив, за когото вече писах. По официални данни на трибуните присъстваха 11 958 зрители, което бе най-посетения мач от първия кръг на Лига Европа. Разстоянието между феновете в Сектор Г бе минимално, част от тях не носиха маските си по правилния начин, но всичко отиде на заден план, когато срещата започна. Със своите знамена, транспаранти и скандирания, те ни накараха да си спомним позабравената атмосфера от големите мачове, които в голяма част от Европа замениха с аудиозаписи.

Като човек, следящ румънския футбол от повече от десетилетие бях научил едно нещо за ЧФР Клуж – това е отбор, който няма да те заплени с играта си, но когато се нуждае от даден резултат, обикновено го постига. След като отстъпваха в притежанието на топката през първата част, гостите наложиха волята си след почивката след отлично разиграна комбинация след ъглов удар и точно изпълнена дузпа. „Червената“ публика намери изкупителната жерва в лицето на халфа Юнус Санкаре, който при смяната си започна ядосано да подритва бутилки с минерална вода и бе засипан с освирквания. Загубата подейства отрезвяващо на всички на „Българска армия“ и след поредния неуспешен мач във вътрешното първенство (1:1 като гост на Арда) треньорът Стамен Белчев бе освободен. Досегашните му помощници Даниел Моралес, Красимир Чомаков и Кирил Динчев изведнъж се превърнаха във футболната версия на триумвирата Гай Юлий Цезар, Марк Лициний Крас и Гней Помпей. Те успяха да доведат битката с Рома до престижно нулево равенство, но тепърва ще стане ясно дали това е само един проблясък или повратна точка за сезона на клуба.

Феновете пък за пореден път бяха пренесени в жертва на противоепидемичните мерки и само няколко дни по-късно посещението на спортни събития бе забранено. Всъщност единственото изключение бе направено за тенис турнира София оупън, тъй като в провеждането му бяха вложени сериозни средства и затварянето му би навредило на имиджа на страната като цяло. Двойният стандарт обаче отново се набива на очи и по всичко изглежда, че политиците ще продължават да използват „футболните хулигани“ за извинение на своите действия и бездействия. Мачът ЦСКА София – ЧФР Клуж показа, че именно присъствието на публика прави разликата между футбола на високо ниво и този в училищния двор. Без фенове този спорт просто няма смисъл. 

Teodor Borisov