Nenad Bjelica znów ofiarą niewdzięcznych działaczy?

Złośliwi rzekliby, że normalnie w Dinamie Zagrzeb było tylko przez chwilę. Czy to klub na miarę fazy grupowej Ligi Mistrzów, czy jednak organizacyjnie wciąż „cirkus”? Dlaczego po dwóch sezonach sukcesów wybuchły spekulacje o odejściu trenera Nenada Bjelicy? Czy naprawdę tylko z powodu pieniędzy i koronawirusa?

Nenad Bjelica nie ma szczęścia do klubowych działaczy. Kiedyś w ekstraklasie nie dano mu dokończyć sezonu w Lechu Poznań, odbierając możliwość sięgnięcia po medale. Działacze poznańskiego klubu wykazali się wtedy pewną niewdzięcznością, nie uwzględniając wcześniejszej dobrej pracy wykonanej przez Chorwata w „Kolejorzu”. Teraz jednak mają szansę znacząco ich przebić działacze zagrzebskiego Dinama. I to mimo, że Bjelica dał im historyczny wynik w Lidze Europy i sukces w postaci awansu do Ligi Mistrzów. Czyli coś, za co działacze w polskich klubach daliby się pokroić.

Media w Chorwacji od kilku dni ostrzegają, że decydenci w Dinamie są na kursie kolizyjnym z Bjelicą i wszystko wskazuje na to, że świadomie dążą do tego, by się szkoleniowca pozbyć. Oficjalnie powodem miał być fakt, że Bjelica i jego sztab mieli nieprzychylnie odnieść się do pomysłu obniżenia im apanaży. To oczywiście miałoby być związane ze skutkami epidemii koronawirusa. W efekcie aż sześć osób ze sztabu Bjelicy musiało odejść z klubu. Trwają spekulacje, że w ślad za nimi pójdzie w końcu i pierwszy trener.

Photo: Robert Anic/PIXSELL

Problem w tym, że – jak to zwykle w Dinamie Zagrzeb – nic nie jest takie, jak wygląda na pierwszy rzut oka. A przyczyny kryzysu w związku Bjelicy i władz Dinama podobno są dużo głębsze. Jeśli dojdzie do rozwodu, to nie tylko z powodów finansowych.

Chorwaccy dziennikarze nie mogą się nadziwić, jak po tak udanych dwóch sezonach można rozważać rozstanie z trenerem, w dodatku w taki sposób. Portal Sportklub.hr wylicza zasługi Bjelicy, które bynajmniej nie ograniczają się do gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów oraz zapewnienia pierwszego od 49 lat występu na wiosnę w europejskich pucharach, czyli 1/8 finału Ligi Europy, nie licząc dominacji na własnym podwórku. Przede wszystkim jednak Bjelica zbudował dobrze funkcjonujący zespół, o wyrazistym stylu gry. To Bjelica wyciągnął to, co najlepsze z hiszpańskiego talentu Dani’ego Olmo. To za kadencji Bjelicy przyszedł do zespołu Mislav Orsić, którego powrót do Chorwacji z azjatyckich wojaży okazał się strzałem w dziesiątkę. Na powrót ściągnął też do Dinama Bruno Petkovicia, co obu stronom wyszło na dobre. Takich kadrowych udanych manewrów było więcej.  

Były oczywiście też wpadki, jak porażka w finale Pucharu Chorwacji z HNK Rijeka czy tegoroczne odpadnięcie z tych rozgrywek.  Jednak inny dziennikarz, Ivan Violić, wskazuje na łamach Telegram.hr, że Bjelica zaskarbił sobie przede wszystkim duży szacunek u kibiców i powoli zbudował naprawdę mocną pozycję nie tylko w klubie, ale i w lokalnym piłkarskim środowisku.

I to właśnie to ostatnie może być kluczowe w kontekście dyskusji o przyczynach kryzysu w stosunkach Bjelicy z władzami klubu. Bo niekoniecznie wzrastający autorytet trenera i jego coraz mocniejsza pozycja muszą być wszystkim na rękę.

Wróćmy na moment pamięcią wstecz. Kiedy Bjelica przychodził do Dinama, klub był w organizacyjnym kryzysie, związanym m.in. z problemami, jakie zawisły nad nim w związku z tym, że wymiar sprawiedliwości w Chorwacji zagiął w końcu parol na potężnego futbolowego działacza Zdravko Mamicia. Legendarny Mamić salwował się wyjazdem do Bośni i Hercegowiny, gdzie przebywa po dziś dzień, aby nie ułatwiać prokuraturze roboty.

Kiedy były prezes klubu zajęty był na emigracji robieniem sobie sesji zdjęciowych na modlitwach w Medjugorje, złośliwi twierdzili, że nawet tamtejszą figurę Matki Boskiej będzie próbował sprzedać, a prowizję z transferu zatrzymać dla siebie. Wówczas jednak wielu łudziło się, że to może być ten moment, gdy wpływy rodziny Mamić w Dinamie powoli zaczną się osłabiać, aby kiedyś w końcu całkiem zaniknąć. Skonfliktowani z Mamiciem kibice z grupy Bad Blue Boys wrócili na trybuny po długotrwałym bojkocie. Okazało się jednak, że wszystko to były nadzieje płonne. Dobitnie przekonano się o tym w zeszłym roku, kiedy to na stanowisko dyrektora sportowego Dinama został powołany Zoran Mamić, brat Zdravko.

Wspomniany Violić z Telegram.hr twierdzi, że obecnie bracia Mamić nawet „epidemię koronawirusa próbują wykorzystać, by odzyskać pełnię kontroli nad Dinamem”. I przekonuje, że pozostanie Bjelicy na stanowisku nie jest już na rękę wpływowej rodzinie – właśnie ze względu na jego rosnącą rolę w klubie. Z kolei publicysta Sportklub.hr Juraj Pajvot podkreśla, że jeśli dojdzie do odejścia Bjelicy, to nastąpi to „przedwcześnie i w sposób, na który na pewno nie zasłużył”. I pyta w samym tytule: co takiego Bjelica uczynił, że się go tak traktuje?

W ostatnich godzinach Mamić powoływał się na przykład Leo Messiego i innych piłkarzy Barcelony, którzy mieli zgodzić się na 70-procentowe obniżki apanaży. Przypominał, że „siedmiokrotny mistrz Słowacji MSK Zilina ogłosiła bankructwo”, a „Dinamo przygotowuje się na trudny czas i wszyscy musimy nieść część związanego z tym ciężaru”. Co jednak ciekawe, największy ligowy rywal Dinama, czyli Hajduk Split na razie obcinać płac nie zamierza.

Chorwackie media twierdzą, że działacze chcą najpierw porozmawiać z Bjelicą osobiście, a to będzie o tyle utrudnione, że ten obecnie przebywa w austriackim Klagenfurcie. Nawet gdyby wrócił do Chorwacji, musiałby najpierw… przejść kwarantannę.

Jak ta cała drama się zakończy? Niezależnie od tego, czy rzeczywiście Bjelica pójdzie w ślady swoich członków sztabu i opuści zagrzebski klub, czy też na razie w nim pozostanie, to cała ta awantura po raz kolejny dowodzi, że klub z Zagrzebia jest zarządzany, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnie. Bądźmy szczerzy. Dinamo to nie jest klub dla ludzi o słabych nerwach.

Justyna Krupa