Historia jednego Piksiego

Kilka dni temu poznaliśmy nazwisko nowego trenera reprezentacji Serbii. Po dwóch miesiącach bezkrólewia, reprezentacja złożona z piłkarzy grających w lidze serbskiej odbyła zgrupowanie na Dominkanie.

Nasza redakcyjna koleżanka Justyna Krupa zastanawiała się już w połowie listopada, kto mógłby objąć schedę po Ljubisy Tumbakovićiu. Tekst znajdziecie TUTAJ

W międzyczasie pojawiło się też kilka interesujących nazwisk takich jak Arsene Wenger. FSS miał nawet prosić o pomoc prezydenta Vucicia. Były menadżer Arsenalu grzecznie podziękował za propozycję.

(Photo by Masashi Hara)

Reprezentację przejmuje jednak osoba, która współpracowała już z Francuzem w Japonii, w Nagoyi Grampus. Dragan Stojković Piksi.

Trenerem przygotowania fizycznego będzie pochodzący z kraju Kwitnącej Wiśni Katsuhito Kinoshi, który współpracował z Stojkovićem w R&F i Nagoyi.

Asystentami zostali Bratislav Živković i Marko Perović. Ten drugi miał zostać selekcjonerem chińskiej młodzieżówki, jednak przez sytuację z pandemią COVID-19 zmuszony został do pozostania w ojczyźnie.

Kim jest ten legendarny Piksi?

  • Najlepszy piłkarz Jugosławii (1988, 1989)
  • Najlepsza XI Mundialu (1990)
  • MVP J.League (1995)
  • brązowy medal na IO (1984)
  • Najlepsza XI w historii Olympique Marsylia
  • Najlepszy trener J.League (2010)
  • i wiele innych


Dragan Stojković urodził się w Niszu i tam stawiał pierwsze kroki w futbolu. Dobra gra w klubie sprawiła, że otrzymał pierwsze powołania do reprezentacji juniorskich, a później był w kadrze na IO oraz mecze eliminacji Mistrzostw Świata. Już wtedy wzbudził zainteresowanie jednego z największych klubów byłej już Jugosławii – Crvenej zvezdy.

foto. Djordje Milekić

W 1982 roku dał pierwszy wielki wywiad jugosłowiańskiemu magazynowi sportowemu Tempo. Było to podczas zgrupowania młodzieżowej reprezentacji. Miał tedy 18 lat, był uczniem liceum ekonomicznego. Jak wspomina do dziś od zawsze fascynowała go też filozofia. Tych, z którymi się utożsamiał wymieniał w pierwszej kolejności Epikura i Demokryta.

Darko Šarenac w tym wywiadzie zapytał Dragana, czy zostanie nowym Cruyffem.

– Nie chce być kimś innym. Pozostanę Piksim.

– A kto to jest Piksi, co to znaczy?

– Wszyscy mnie tak nazywają, bo to mój ulubiony bohater z kreskówki [Pixie i Dixie]. Codziennie o 19:15 siadam przed telewizorem. Nie mam wtedy czasu dla rodziny, dziewczyny, kumpli i innych spraw. Jeśli mogę prosić, to chciałbym żeby w tytule tego wywiadu było napisane Piksi

[Wywiad zatytułowano „Filozofia jednego Piksiego”]

Z jednej strony można by nie brać tego na serio, ot jakiś młodzieńczy żart. Z drugiej strony dziś nazwalibyśmy to pewnie kreowaniem wizerunku, a czas pokazał jak przydomek Piksi stał się jednoznacznym skojarzeniem nie tylko dla kibiców z Jugosławii.

W miarę szybko został kapitanem Czerwonej Gwiazdy. Na boisku i poza nim był niekwestionowanym liderem tej cudownej grupy jugosłowiańskiej piłki. Technika, ale i niekonwencjonalne pomysły sprawiły, że wielu kibiców kojarzy go właśnie z takimi sytuacjami. Gol bezpośrednio z rzutu rożnego w derbach z Partizanem, proszę bardzo.

Dla Jugosławii Piksi był jednym z kluczowych piłkarzy lat 90′. Gdyby nie kontuzje powinien zrobić większą karierę w Europie.

Przez lata wielu kibiców, ekspertów zastanawiało dlaczego reprezentacja Chorwacji odnosi więcej sukcesów od zdawałoby się „identycznej” czy bardzo podobnej (warunki fizyczne, mentalność, wyszkolenie techniczne) kadry Serbii.

Po rozpadzie Jugosławii możemy mówić o dwóch ścieżkach „jugosłowiańskiej szkoły futbolu”. Serbowie pozostali wierni wieloletnim tradycjom, Chorwaci zaś dorzucili coś jeszcze, o czym wielu w Belgradzie zapomina. Chciałbym napisać – patriotyzm, jednak wielu z czytelników mogłoby to inaczej zinterpretować. Coś podobnego, bardziej emocjonalnego, namiętnego z przywiązaniem i odpowiedzialnością się z tym wiążącą. Przywiązanie do barw narodowych, które już od pierwszego meczu kadry z drużyną USA zakorzeniło się nie tylko w kibicach, ale również w piłkarzach.

Z czego to wynika? Chorwaci od wielu lat, można powiedzieć od zawsze dążyli do odrębności, odróżnienia się od „braci prawosławnej wiary”. Czy to poprzez język, kulturę, sport…

Chorwaci w ostatnim ćwierćwieczu zdobyli wicemistrzostwo świata (2018) oraz brązowy medal MŚ (1998), dla porównania Jugosławia/Serbia i Czarnogóra/Serbia tylko raz wyszła z grupy na Mundialu, chociaż za każdym razem „na papierze” posiadała mocny zespół, być może nawet mocniejszy niż sąsiedzi. Mieli indywidualności, Chorwaci mieli drużynę złożoną z indywidualności.

Chociaż Piksi wiele lat spędził poza Europą zawsze podkreślał swoje przywiązanie i miłość do Serbii. W jednym z ostatnich wywiadów mówi „Mieszkałem wiele lat zagranicą, ale to tu odczuwam te emocje. Tu jest moje miejsce i jeśli będzie trzeba oddam życie za Serbię” [kurir.rs]

Zawsze przy wypowiadaniu takich górnolotnych słów trzeba brać je z dystansem. Tu jednak pojawia się słowo klucz „emocje”. Coś czego poprzednim selekcjonerom nie udało się wykrzesać z kadry. W Serbii większy wpływ na skład kadry mieli działacze i menadżerowie, którzy dla swoich wpływów i podniesienia wartości zawodników wpychali ich często na siłę do składu. To zjawisko niestety w dalszym ciągu obecne w bałkańskim futbolu. W takiej sytuacji, drużyna była na drugim, trzecim miejscu, a oczekiwania z awansem do każdej wielkiej imprezy były porównywalne ze znanym z Polski „dmuchaniem balonika”, z którego jak zwykle nie wychodziło nic dobrego. Mógłbym wymienić jeszcze kilka cech wspólnych, które nas łączą bardziej z Serbami, aniżeli z Chorwatami. To zostawię na przyszłość.

Należy sobie zadać pytanie czy Piksi będzie w stanie i (co ważniejsze) czy będzie miał możliwość realizowania w pełni swojej wizji prowadzenia drużyny narodowej. Tak długo trwające negocjacje mogą świadczyć również o tym, że nie chodziło o pieniądze, ale właśnie o dobro drużyny i swobodę działania.

W Zveździe spędził 4 sezony jako piłkarz, po czym przeniósł się do Olympique Marsylia. Los sprawił, że to właśnie te drużyny w następnym sezonie zmierzyły się w finale Pucharu Mistrzów we włoskim Bari. Podczas serii rzutów karnych Piksi jako odmówił strzelania w serii rzutów karnych. We Francji oraz Włoszech nie pokazał tego by udowodnić, że jest gwiazdą. Wiele można zrzucić na kontuzje.

Do Czerwonej Gwiazdy wrócił po zakończeniu kariery. Na wiele sposobów wykorzystywał swoje kontakty nabyte w Japonii. Pierwszym takim momentem był pożegnalny mecz Piksiego. Do Japonii przyleciał zespół z Belgradu, a na murawie kibice mogli zobaczyć m.in. Nemanję Vidića.

W 2005 objął stanowisko prezesa Czerwonej Gwiazdy. Na koszulkach pojawili się japońscy sponsorzy (Toyota, Sharp). Do czerwono-białych trafili też japońscy piłkarze.
Zrezygnował z powierzonej mu funkcji w październiku 2007 roku.

Takayuki Suzuki w barwach Crvenej zvezdy

Poprosiłem również o opinie osoby, które znają się na piłce azjatyckiej i mogą najlepiej przybliżyć to jakim piłkarzem i trenerem jest Dragan Stojković

Adam Błoński – Azjagola

Początki w egzotycznej lidze

„Pixy” jak skandowali kibice latami podczas jego kariery w Japonii początek miał tragiczny, niezapowiadający dalszych sukcesów. Po pierwsze Japończycy byli bardzo sceptycznie nastawieni do Stojkovicia już w chwili, kiedy ogłoszono transfer.

Uważano, że będzie to kolejna „nielojalna, przepłacona gwiazda z nazwiskiem,” która nie wniesie nic do zespołu, a wyniesie dużo z klubowej sakwy.” Za takie nastawienie podziękować może koledze, Garemu Linekerowi – którego transfer prócz spraw marketingowych okazał się klapą (4 bramki w ciągu 2 sezonów). Pixy utwierdził na początku kibiców, wywołując ich irytację, gdy po 18 minutach debiutu złapał dwie żółte kartki.

Jeszcze dobrze nie zaczął, a już mu wypominano iż otrzymał kontrakt na ponad 375 tysięcy euro, zapłaconych z góry na 7 miesięcy.

Jednak już w kolejnych spotkaniach przeszedł do historii J.League niczym postać Jerry’ego Westa w logo NBA.

W meczu z JEF United podczas siarczystych opadów deszczu powodujących, że piłka stała do połowy w kałuży Serb wpadł na pomysł by wyprowadzić kontrę ze swojego pola karnego efektowną powietrzną żonglerką wprowadzając w zachwyt cały stadion. Zagranie, to przez wiele lat stało się wizytówką J.League pojawiając podczas „openingów” magazynów związanych nie tylko japońską piłką, ale i azjatycką (J.League Magazine, Football Asia etc).

Od tego czasu Stojković stał się idolem nie tylko kibiców w Nagoyi ale i całej J.League ściągając tłumy na spotkania, w których grał. Stał się kwintesencją tego czego Japończycy oczekiwali od swoich super gwiazd efektownej gry rodem z Harlem Globtroter, otwartości do kibiców, hollywoodzkiego aktorstwa oraz lojalności (w końcu spędził tam, aż 8 sezonów). Obok Zico, jest najmilej wspominaną gwiazdą lat 90 ligi japońskiej.

Przyjście Wengera do Nagoyi to jedna z najpiękniejszych historiiw J.League, dzięki której klub z ligowego przeciętniaka (Mimo Stojkovića, Linekera, Jorginho w składzie) stał się kandydatem do mistrzostwa. Wenger zaszczepił w Nagoyi piłkę, której Japonia jeszcze nie widziała. Ekipa Francuza grała atrakcyjny football używając „tysiąca podań” Multipozycyjność, gra bez piłki, oraz ciągłą zmiana tempa uczyniła z Nagoyi zespół grający wówczas najładniejszą piłką w J.League, a Stojković był twarzą tej organizacji. Pixy grając wcześniej we Francji z nowym trenerem czuł się jak ryba w wodzie a przyjście do tego Francuza Durixa pomogło Serbowi wykręcać najlepsze liczby w karierze. Słowem – była chemia między zawodnikami, trenerem to brakowało jej pomiędzy grą, a wynikami. Ponieważ o ile Puchar Cesarza udało się wygrać, o tyle mistrzostwa nie było im dane zdobyć.

Uczeń przeskoczył mistrza, ponieważ wiele lat później Dragan pobił rekord swojego francuskiego mentora i zdobył pierwszy w historii tytuł J.League w 2010.

Relacje z kibicami

Dziś już platoniczna miłość, niegdyś celebryta pełną gębą. Miłość kibiców sobie zaskarbił przede wszystkim dzięki temu, że swoją wyższość boiskową nad rywalami kwitował poczuciem humoru, a nie pychą tak odrzucającą Japończyków. Nagoyę traktował jako dom, a nie przystanek w karierze. Lojalność to kolejna rzecz, którą można zrzeszać sobie fanów w Azji.

Konferencje prasowe z Pixym w Japonii były ucztą dla dziennikarzy, którym były reprezentant Jugosławii serwował istny stand-up zwłaszcza gdy odpowiadał umyślnie byle tylko rozśmieszyć widzów łamanym japońskim.

Zawsze można było oczekiwać po nim nieoczekiwanego – jak choćby wtedy, gdy został wyrzucony z linii bocznej za strzelenie bramki…w garniturze jako trener.

Apogeum popularności zdobył w 2010 kiedy to w szarmanckim stylu zdobył mistrzostwo z Nagoyą Grampus. Niestety to co było jego atutem pod koniec jego obecności stało się zarazem jego przekleństwem. Gdy w ostatnich dwóch sezonach (2012 i 2013) dobre wyniki opuściły, to wszystko to co do tej pory śmieszyło dziennikarzy w zachowaniu Stojkovića, zaczęło ich irytować w myśl „żartować mogą tylko zwycięzcy.” Okazało się, że Stojković jest całkowicie nieodporny na krytykę z którą po raz pierwszy spotkał się od czasu przybycia lata temu do Japonii. Na konferencjach prasowych zaczął agresywnie i bezczelnie odpowiadać krytykującym go dziennikarzom. Jego teksty w stylu „ile lat piszesz o piłce? Ja 3x dłużej zajmuje się nią zawodowo, myślisz, że masz prawo udzielać mi rad?” spowodowały, że z uwielbianej maskotki ligi przerodził się w zgryźliwego leśnego dziada z przerośniętym ego. Dziennikarze poczuli krew i tym częściej go atakowali

oczekują na kolejną szokującą odpowiedź. Przez to wszystko Pixy w oczach się postarzał, dosłownie w rok posiwiał a jego nerwowe ruchy personalne w Nagoyi były początkiem końca, wielkiej Nagoyi oraz zapowiedzią jego smutnego rozstania z klubem. Skłóconym z mediami, klubem oraz piłkarzami.

Po latach dobre stosunki z Stojkovićem odrestaurowano i dziś kultywuje się tylko pamięć o nim jako o sympatycznym komiku zarówno w czasach piłkarskich jak i trenerskich.

Czego możemy oczekiwać, czy jest coś takiego jak „japońska szkoła futbolu” jakieś różnice w porównaniu z europejską piłką? Jego asystentem będzie Japończyk.

Oczywiście – zawsze to powtarzam, iż o ile Koreańską piłkę można porównać do Angielskiej Premier League, tak japońską do hiszpańskiej tiki-taki.

Japończycy uwielbiają football totalny polegający na zamazaniu pozycji piłkarskich, gdzie od środkowego obrońcy po napastnika wszyscy uczestniczą w ataku jak i obronie. O ile od tzw. szkoły Petrovića (byłego trenera Sanfrecce Hiroshim i Urawa Reds) który football totalny przemycił w taktyce 3-6-1 o tyle wyrachowaną piłkę przy użyciu setki podań oraz zamazywaniu pozycji implementuje federacja Japońska w kadrach młodzieżowych już od początku lat dwutysięcznych.

Tak więc można oczekiwać, iż Stojković w kadrze będzie chciał przenieść trochę z piłki a’la Nagoya Grampus za jego czy Wengera czasów. Będziemy obserwować, dużo gry piłką podnoszoną z murawy tylko w ostateczności, ciągłych zmian pozycji/stron, które będę wykonywane płynnie podczas meczu w celu kompletnego zdezorganizowania przeciwnika.

Dla zobrazowania wyobraźni zarówno Stojković jak i ukazania kwintesencji japońskiej piłki przypomnę tylko, że choćby dawny kolega Artura Boruca czy Jana Bednarka – środkowy obrońca Maya Yoshida to „wymysł” Serba. Grając jako „ofensywny środkowy obrońca” strzelił w pierwszym sezonie pod wodzą byłego MVP J.League 8 bramek. Z kolei jego następca na środku obrony w składzie Nagoyi – Marcu Tulio Tanaka w sezonie 2012 strzelił ich 15 i w obu przypadkach bramki nie były dziełem stałych fragmentów gry, a cierpliwym budowaniem ataku lub zaskakujących wejść z drugiej linii. Z ciekawością będę zaglądał jak powyższe japońskie piłkarskie cuda zostaną przeniesione na podłoże europejskiej reprezentacji.

Poniżej przykład ekwilibrystyki ataku Stojkovića – pierwsza bramka Maya Yoshida dla Nagoyi to pokaz jak środkowego obrońcę można zaprząc do niespodziewanego ataku.

Ostatnio gdy trenował Guangzhou R&F wszędzie, gdzie mógł wywiesił slogan – „Serce, Inteligencja, Technika, Umiejętności.” Twierdząc, że wymaga od swoich piłkarzy by pracowali każdą minutę swojego treningu z myślą o tych 4 podstawach.

Stojković to trener, który tworzy fantastyczną atmosferę w zespole i potrafi zachować Yin-Yang pomiędzy „kumplem” a „surowym rzeźnikiem.”

Z każdym piłkarzem potrafi nawiązać braterską czy ojcowską wieź jednak można się srogo zdziwić gdy zauważy przejaw niesubordynacji czy braku szacunku. Tam gdzie stoi niezależnie czy to mecz na żywo, trening z udziałem dziennikarzy czy fanów zjedzie krnąbrnego piłkarza z góry na dół przy użyciu wszelkich możliwych epitetów, pokazując, że ten „śmieszek” posiada prawdziwą bałkańską krew. Na treningach jak już wspomniałem wyżej maltretuje przede wszystkim grę podaniami po ziemi, częstą zmianę pozycji zawodników, wychodzenie z drugiej linii zarówno pomocników jak i obrońców. Słowem, jeśli ktoś nie oglądał nigdy meczów Nagoyi za Stojkovića to może kojarzyć piłkę Arsenalu z początku kariery Arsena Wengera i zrozumie jakiej piłki może się spodziewać.

Trener za Wielkim Murem

(Maciek Łoś, Piłkarskie Państwo Środka)

Dla mnie ponad czteroletni pobyt Dragana Stojkovicia będzie na zawsze kojarzył się z fatalną defensywą prowadzonego przez niego klubu Guangzhou R&F (obecnie Guangzhou City). To był mankament, z którym mierzył się przez cały pobyt w tej drużynie i niestety trzeba przyznać, że sobie z tym nie poradził. Ale należy też oddać Serbowi, że mimo zawstydzających liczb z tyłu, w dwóch sezonach udało mu się uzyskać naprawdę niezły wynik, a Niebieskie Lwy otarły się o Azjatycką Ligę Mistrzów.

Stojković jest niewątpliwie postacią znaną i szanowaną w Azji. Do Chin trafił mając wieloletnie doświadczenie z boiska i ławki trenerskiej w japońskiej Nagoyi Grampus. Objął zespół w trudnym momencie, w sierpniu 2015 roku. Miesiąc wcześniej za słabe wyniki został zwolniony Rumun Cosmin Contra, Guangzhou w pewnym momencie znalazło się nawet na miejscu spadkowym. Do końca sezonu było bardzo nerwowo, ostatecznie Stojković doprowadził do utrzymania drużyny, która zakończyła rozgrywki z przewagą dwóch punktów nad Guizhou Moutai.

Odpowiedzią klubu na problemy z defensywą był Eran Zahavi. Według mnie Stojković może zawdzięczać swój los znakomitemu Izraelczykowi. Napastnik przez cztery lata strzelił w lidze 91 goli w 106 meczach. To on dawał życie tej drużynie, jego gole pozwalały choć na trochę zapomnieć o notorycznym wyciąganiu piłki z siatki przez golkiperów R&F. Stojković próbował sprowadzać piłkarzy, którzy mieliby załatać dziury w defensywie, ale były to nieudane eksperymenty, jak choćby Sölvi Ottesen, który w CSL zagrał zaledwie w pięciu meczach. Nie pomógł także rodak Stojkovicia Duško Tosić, bo za jego gry Guangzhou traciło jeszcze więcej goli.

Nawet zajmując szóste miejsce w lidze w sezonie 2016, R&F miało drugą najgorszą obronę, tracąc w sumie 53 gole. W kolejnych latach było to 46, 61 i rekordowe 72 bramek. Według mnie Stojković trafił na bardzo cierpliwego prezesa, ponieważ w Chinach trenerzy tracą pracę dość szybko, jeśli nie ma dobrych rezultatów. Serb pracował w Kantonie do końca sezonu 2019, kiedy to jego drużyna zajęła rozczarowujące 12. miejsce.

Jan