Daniel Kajzer: „Uważam, że powinniśmy mocniej zainteresować się ligą bułgarską” [WYWIAD]

Piłkarskie Bałkany miały przyjemność przeprowadzić wywiad z byłym piłkarzem Botewu Płowdiw – Danielem Kajzerem. Rozmawialiśmy z bramkarzem m.in. o kulisach jego transferu do Bułgarii, derbowych starciach z Łokomotiwem, organizacji ligi, życiu na Bałkanach czy też o powrocie do Polski. Życzymy miłej lektury!

Obecnie mamy dość nieciekawe czasy, cały czas trwa pandemia koronowirusa. Dlatego też na początek chciałbym zapytać Cię o zdrowie. Pamiętam, że mieliście w Arce jeden przypadek na początku obecnego sezonu, ale rozumiem, że Ciebie wirus oszczędził?

Dokładnie, zdrowie jak na razie dopisuje. W drużynie, tak jak wspomniałeś, mieliśmy jeden przypadek, ale od tamtej pory wszystko jest już w porządku.

Przejdźmy w takim razie do futbolu. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z piłką nożną? Czemu wybrałeś akurat pozycję bramkarza?

Trenerzy od zawsze mnie wystawiali na tej pozycji, bo byłem najwyższy w swojej grupie wiekowej i tak wyszło. Od początku załapałem zajawkę na bronienie i zostało mi to do teraz.

Swoją dorosłą piłkarską karierę zaczynałeś w ROW-ie Rybnik, gdzie początkowo byłeś wypożyczony z Górnika Zabrze. W klubie z Zabrza występowałeś natomiast wyłącznie w drużynach młodzieżowych. Nie czujesz niedosytu, że nie udało Ci się zadebiutować w dorosłej kadrze Górnika? Bądź stawiasz sobie może za cel zagranie jeszcze kiedyś w Górniku?

Nie, nie żałuję. Celu też takiego sobie nie obrałem. Czasami tak się po prostu układa. Wielu jest takich wychowanków, którzy nie zaistnieli w swoim macierzystym klubie, a w innej drużynie szło im już lepiej. Po prostu życie. Tak już w sporcie bywa i nie przywiązuję do tego zbyt dużej wagi.

Jak wspominasz okres spędzony w Rybniku?

Pierwsze dwa lata w ROW-ie były bardzo dobre. W pierwszym sezonie wywalczyliśmy awans z drugiej do pierwszej ligi. Potem w 1. lidze też trochę pograłem. Niestety, od razu z tej ligi spadliśmy. Mnie akurat nie było wtedy w drużynie, bo zostałem zesłany do rezerw. W trakcie sezonu zmienił się trener i taka była jego decyzja. Ogólnie pozytywnie wspominam ten okres. Miałem tam paru bardzo dobrych znajomych, z którym kontakt utrzymuję do dzisiaj. Może jedynie trochę za długo się tam zasiedziałem. Mimo wszystko ja bardzo miło wspominam Rybnik.

Jak to się stało, że z Rybnika trafiłeś do Bułgarii? Nie na co dzień jesteśmy świadkami transferów z polskiej drugiej ligi do bułgarskiej ekstraklasy.

Cała historia zaczyna się od tego, że w Botewie wcześniej występował Adam Stachowiak. Gdy Adam odchodził z klubu to Botew zaczął szukać bramkarza. Udało mu się załatwić abym pojechał zimą na testy do klubu. Wypadłem w trakcie nich na tyle dobrze, że Kanarki chciały zatrudnić mnie od razu, jeszcze zimą. Jednakże, Rybnik zażądał za mnie pieniędzy i w rezultacie do końca sezonu zostałem w ROW-ie. W lecie Bułgarzy ponownie się do mnie odezwali, więc pojechałem tam już jako wolny zawodnik.

Daniel Kajzer podczas zimowych testów w Botewie, fot. www.botevplovdiv.bg

Czyli można powiedzieć, że największą rolę w Twoim transferze odegrał Adam Stachowiak?

Oczywiście. Ja zawsze to powtarzam, że bez Adama mnie w tym klubie by nie było. Zawsze będę mu za to wdzięczny, bo dzięki niemu udało mi się wypłynąć na szerokie wody. Bez jego pomocy najprawdopodobniej bym tam w ogóle nie trafił. Nawet nie wiem czy wiedziałbym, że taki klub istnieje. Wiadomo, że nie na co dzień ludzie interesują się ligą bułgarską, choć uważam, że powinniśmy się nią mocniej zainteresować. Wbrew pozorom jest to dobra liga.

Bardzo podoba mi się Twoje stwierdzenie i będę chciał jeszcze do niego wrócić. Zanim jednak do tego przejdziemy, to przypomina mi się Twój wywiad dla portalu Weszło. Mówiłeś w nim, że grę w Botewie traktowałeś jako ostatnią szansę na zaistnienie w poważnej piłce. Myślisz, że jeśli w Bułgarii by nie wypaliło, to nadal próbowałbyś swoich sił gdzieś w Polsce?

Myślę, że byłoby to na zasadzie łączenia gry z pracą. Na pewno nie byłaby to gra na wysokim poziomie. Zakładałem rodzinę, więc musiałem zacząć myśleć także pod tym kątem. W Rybniku pensje niestety nie zawsze były co miesiąc, wypłaty regularnie nie pojawiały się na koncie. Obecnie pod tym względem w ROW-ie panuje już w ogóle fatalna sytuacja. Pewnie w Rybniku dłużej bym już nie został. Raczej szukałbym klubu, w którym mógłbym połączyć grę z regularną pracą.

Przychodząc do Botewu zanotowałeś wręcz wymarzony debiut. Swoje pierwsze spotkanie rozegrałeś przeciwko Łudogorcowi Razgrad w wygranym meczu o Superpuchar Bułgarii. Z pewnością był to dla Ciebie niezły sprawdzian umiejętności.

Od razu zostałem rzucony na głęboką wodę. W doliczonym czasie spotkania wciąż utrzymywał się remis i wygraliśmy dopiero po karnych. Debiut i od razu zdobyte trofeum. Lepiej nie można było zacząć, ale później musiałem jeszcze swoje odsiedzieć na ławce zanim wskoczyłem do bramki.

Daniel broniący rzut karny Marcelinho w trakcie konkursów jedenastek w finale Superpucharu Bułgarii 2017, fot. www.sportal.bg

Nie myślałeś może wtedy, że to strata czasu? Świetny występ w Superpucharze, a wylądowałeś na ławce. Do bramki wróciłeś dopiero po podziale ligi na grupy, gdy było już wiadomo, że szansy na europejskie puchary nie macie, a z ligi też nie spadniecie.

Myślę, że w tamtym momencie nie byłem jeszcze w pełni gotowy by grać każdy mecz na takim samym poziomie jaki pokazywałem później. Potrzebowałem trochę czasu na adaptację w nowym kraju. Wiadomo, nowy język, całkiem inny styl życia. Początki były ciężkie. Poziom sportowy w Bułgarii również był dużo, dużo wyższy niż w polskiej drugiej lidze. Musiałem też poznać ligę, złapać trochę szybkości gry. Myślę, że tak jak się to potoczyło to było dobrze. Miałem mocne wejście do klubu, potem swoje wyczekałem, dobrze pracowałem na treningach i w końcu wskoczyłem na taki poziom, że mogłem bronić regularnie.

Drugi sezon spędzony w Bułgarii był dla Ciebie bardzo udany, byłeś jednym z najlepszych bramkarzy w lidze. Pokusisz się o stwierdzenie, że był to jak dotychczas Twój sezon życia?

Był to najlepszy mój sezon. Półtora roku w Botewie, czyli to pierwsze pół sezonu kiedy wskoczyłem do składu oraz kolejny sezon, to był jak do tej pory mój najlepszy okres w karierze.

Czemu więc nie zostałeś w Botewie na dłużej? Znałeś ligę, wyrobiłeś sobie markę, kibice w Płowdiwie Cię szanowali.

Dużo rzeczy się na to złożyło. Po pierwsze, klub nie grał ze mną zbyt czysto przy negocjacjach. Groźby, dziwne newsy, nie wyglądało to za fajnie. Po drugie przechodziłem też dobry moment w swojej karierze. Myślę, że jeśli wygralibyśmy Puchar Bułgarii (porażka w finale 0:1 z Łokomotiwem Płowdiw, przyp. red.) to bym na pewno został w Botewie, bo gralibyśmy później w eliminacjach do Ligi Europy. Nie ukrywajmy, gram też po to aby zarabiać pieniądze. Miałem dobry okres, więc chciałem podpisać dobry kontrakt. W Polsce zaoferowano mi lepsze pieniądze, więc stąd też po części wynika ta decyzja. Gdyby klub inaczej podszedł do rozmów ze mną, to wydaje mi się, że mógłbym nawet za mniejsze pieniądze zostać w Bułgarii. Życie potoczyło się tak a nie inaczej. Z jednej strony chciałem zostać chociażby ze względu na kibiców czy na to jak się czuliśmy na miejscu z żoną. Niestety zachowanie Botewu wobec mnie nie zwiastowało niczego dobrego. Zresztą było widać co działo się w klubie przez ostatnie półtora roku, rok. Do niczego dobrego to nie dążyło. Teraz pojawił się w klubie  nowy właściciel i mam nadzieję, że Kanarki wyjdą na prostą.

To prawda, w ostatnim czasie w Botewie panował niezły bałagan. Ale widzę, że śledzisz na bieżąco losy byłego klubu.

Oczywiście. Jak mogę to oglądam całe mecze, a przynajmniej skróty jeśli nie mam czasu lub gdy spotkane Botewu pokrywa się z moim meczem. Z wiadomościami dotyczącymi klubu jestem na bieżąco.

Jest to fajna postawa z Twojej strony. Mało który piłkarz jest tak zżyty ze swoją byłą drużyną.

Ja czasami nawet trochę tęsknie. Jest to jeden z ważniejszych, a nawet najważniejszy klub w moim życiu. Jeśli nie uda się mi jeszcze kiedyś w nim zagrać to i tak będzie on moim numerem jeden.

Daniel w objęciach kibiców po jednym ze spotkań Botewu, fot. www.blitz.bg

Chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do Twoich negocjacji z Botewem. Rozmowy się nie układały, ale wspomniałeś nawet o grożeniu. Pamiętam, że w tym okresie w bułgarskich mediach była cała saga transferowa z Tobą w roli głównej.

Problem był w tym, że te wszystkie informacje wychodziły z klubu.

Naprawdę? Klub rozpuszczał plotki?

Tak. Próbowano wytworzyć presję na kibiców, aby oni naciskali na mnie bym przedłużył kontrakt. Na tym to wszystko miało polegać. Nie była to zbyt fajna sytuacja. Kosztowało mnie to sporo nerwów.

W pełni Cię rozumiem. Czytanie informacji wyssanych z palca na swój temat nie może należeć do przyjemności.

Ja wiem, że to nie prawda, a ludzie zaczynali w to wierzyć. Takie bzdury tam wypisywano…

Kojarzę, że Twój powrót do kraju powiązano z próbą wymuszenia na klubie lepszych warunków kontraktu.

Pisano nawet, że uciekłem z klubu. <śmiech>

To niezłe bajki ktoś tam wymyślał.

Tak, ale na szczęście tych, którzy to robili nie ma już ich w klubie. Wyszło na moje.

A jak przebiegała Twoja aklimatyzacja w klubie? Pewnie Adam Stachowiak coś Ci o drużynie powiedział. Ale zdziwię się jak mi powiesz, że przed wyjazdem do Botewu interesowałeś się ligą bułgarską.

No nie. Byłem zaskoczony poziomem, bo myślałem, że będzie trochę słabszy. Niektórzy zawodnicy prezentowali bardzo wysoki poziom. Organizacyjnie też super wszystko wyglądało. A jeśli chodzi o adaptację, to było ciężko. Na początku trzymałem się z Brazylijczykami. Później, z miesiąca na miesiąc, co raz lepiej zaczynałem łapać bułgarski. To pierwsze pół roku potrzebowałem, aby się dobrze zaadoptować.

Języka specjalnie się uczyłeś czy załapałeś z szatni?

Nie, z szatni. Coś słyszałem, coś próbowałem i się nauczyłem. Mój bułgarski perfekcyjny nie jest, ale dogadam się w każdym temacie. Pewnie na zasadzie „ja być, ty mieć”, ale każdy mnie rozumiał.

Nie każdy piłkarz zadaje sobie trud by nauczyć się języka w momencie, gdy przechodzi do zagranicznego klubu. O takim języku jak bułgarski już nie wspominając.

Dokładnie

Nie wiem czy wiesz, ale w sezonie następującym po Twoim odejściu z Botewu, Lewski Sofia wprowadził obowiązkowe zajęcia z języka bułgarskiego dla obcokrajowców. Myślisz, że takie zajęcia to dobry pomysł, czy jednak nic na siłę?

U nas też jest taka sama sytuacja. Do Arki przyszło w tym sezonie dwóch obcokrajowców i obowiązkowo uczęszczają na lekcje języka polskie. Ja uważam, że z samego szacunku do kraju, do klubu powinno się chociaż tych podstaw próbować nauczyć.

Jak z perspektywy czasu oceniasz poziom ligi bułgarskiej? Obecnie masz już doświadczenie z pierwszej ligi, Ekstraklasę też poznałeś. Jest on wyższy, niższy niż w Polsce?

Poziom jest podobny, lecz trochę inny styl gry jest w Bułgarii. Jest on bardziej techniczny, ofensywny. W Polsce bardziej liczą się warunki fizyczne, taktyka. Ogólnie liga bułgarska jest na podobnym poziomie, ale pod względem organizacyjnym i infrastrukturalnym odstaje od Polski.

To prawda, infrastruktura w Bułgarii pozostawia sporo do życzenia. Grając w Botewie szczególnie doświadczyłeś tego problemu. Swoje mecze rozgrywaliście na obiektach treningowych.

Graliśmy na ładnej bazie treningowej, ale mimo wszystko wciąż była to baza. Przy takim potencjale kibicowskim, jaki jest w mieście, to słabo to wyglądało. Obiekt mieścił około 4 tysięcy widzów. Było to zdecydowanie za mało.

Mały obiekt musiał być szczególnie doskwierający w trakcie derbów z Łokomotiwem? Brakowało Wam pewnie wsparcia kibiców.

Brakowało, dokładnie.

Przez większość Twojego pobytu w Botewie zatrudniony był trener Kirow. Czy na podstawie doświadczeń z pracy z nim lub obserwacji innych szkoleniowców jesteś w stanie stwierdzić, że bułgarska myśl trenerska różni się od polskich rozwiązań? Posiada ona jakieś charakterystyczne cechy?

Nieznacznie. Może trochę więcej luzu pozostawiają trenerzy w Bułgarii. Nie ma takiej presji, że taktyka musi być realizowana w meczu na ostatni guzik. Nikt nie mówi, że Ty masz podać tu lub tam. W Bułgarii trenerzy pozwalali na większą kreatywność zawodnikom z ataku. Wiadomo, że nie wszyscy, ale akurat trener Kirow miał takie podejście. Defensywa musiała trzymać się żelaznej taktyki, ale z przodu chłopaki dostawali więcej swobody.

Nie wiem czy wiesz, ale trener Kirow otrzymał nagrodę dla Najlepszego Trenera 2020 roku w Bułgarii. Moim zdaniem należało mu się to wyróżnienie. Chociażby za to, co dokonywał za Twoich czasów w Botewie lub za obecne wyniki z Ardą Kyrdżali.

Widziałem i również uważam, że należało mu się. Sądzę, że za wcześnie w Botewie pożegnano się z trenerem Kirowem. Ale niestety to był ten dziwny okres w klubie.

A miałeś może w Botewie jakiegoś najlepszego kolegę w szatni?

Francuz Dauet N’Dongala. Natomiast gdy on odszedł to ze wszystkimi trzymałem równy kontakt. Nie miałem nikogo ulubionego.

Z Aleksandyerm Tonewem bądź Antonem Karaczanakowem zdarzyło Ci się rozmawiać po polsku w szatni?

Tak. Na końcu mojego pobytu w Botewie z Tonewem zawsze byłem w pokoju. Głównie używaliśmy wtedy języka polskiego.

Miałeś może kontakt z innymi Polakami występującymi wtedy w Bułgarii? Jakub Świerczok i Jacek Góralski grali wówczas w Łudogorcu.

Głównie tyle, co w na meczach naszych drużyn się spotykaliśmy. Jakiegoś większego kontaktu nie utrzymywaliśmy. Myślę, że może gdybyśmy bliżej siebie mieszkali to mielibyśmy więcej okazji. A jednak spory kawałek do siebie mieliśmy. Z kolei jak już była przerwa na reprezentację to oni jeździli na zgrupowania kadry. Także nie było jakoś okazji, aby się lepiej zapoznać.

Pamiętam, że w jednej z rozmów stwierdziłeś, że największym postrachem bramkarzy w lidze był Todor Nedelew. Napastnicy rywali nie wywarli na Tobie aż takiego wrażenia jak on?

Jak dla mnie to on przerastał ligę bułgarską. Nie wiem czemu on tak długo jest już w Botewie. Pewnie jakąś rolę odgrywa przywiązanie do klubu. Todor jest co najmniej jednej poziom wyżej ponad ligą bułgarską.

Plotki łączą go z silniejszymi klubami praktycznie w każdym okienku. Już kilka sag transferowych z jego udziałem było…

A on za każdym razem zostaje. Wiem, że oferty z ligi tureckiej, i to z tych poważniejszych drużyn, miał na stole, ale on wolał zostać. Nie wiem czy to miłość do klubu czy coś innego. To są jego wybory i ja je szanuję. Rzadko się zdarza, że przy tak lukratywnych ofertach chłopak dalej pozostawał w Botewie. Wiadomo, tak dobrych zarobków jak w Turcji w Bułgarii nie ma. Mimo wszystko on zostaje i należy mu się za to szacunek.

Nedelew był nawet dość niedawno łączony z Legią. Ekstraklasę też pewnie by przerósł.

Tak, ale wydaje mi się, że ta liga nie jest pod niego.

Daniel Kajzer wraz z Todorem Nedelewem ze statuetkami otrzymanymi podczas gali Piłkarza Roku 2018 w Bułgarii, fot. www.botevplovdiv.bg

Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu derbów. Jak je wspominasz? Płowdiw ma dwie drużyny na wysokim poziomie. Da się odczuć w mieście na kilka dni przed meczem tą derbową atmosferę?

Czuło się tą atmosferę. To kibice zaczęli pojawiać się na treningach, a to każdy zaczął o tym więcej mówić. Trener o tym też napominał i zawodnicy zaczynali gadać. Widać było, że mecze z Lewskim i z Loko Płowdiw to były najważniejsze spotkania w sezonie.

Mam nadzieję, że motywacja ze strony kibiców podczas treningów była tą z kategorii pozytywnych. Czy może bliżej było jej do motywacji kibiców Legii zastosowanej swego czasu pod klubowym autokarem?

Nie, zdecydowanie nie był to taki rodzaj motywacji. <śmiech>

Najbardziej bolesnymi derbami były chyba te, o których już napomknąłeś. Porażka w finale Pucharu Bułgarii z Łokomotiwem.

Były one bardzo bolesne. Dużo łez wylaliśmy wtedy wszyscy w szatni, ale taka jest piłka.

Nie mieliście po tym meczu jakiś nieprzyjemności ze strony kibiców? Mogliście wyjść spokojnie na miasto?

Mnie nic nieprzyjemnego nie spotkało. Z tego co kojarzę to chłopakom z drużyny też nie. Pewnie znalazłoby się paru kibiców, którzy mogliby mieć do nas pretensje. Jednakże, uważam, że jeśli ktoś jest fanem piłki i tą piłkę rozumie to doskonale powinien wiedzieć, że czasami przychodzi taki dzień, w którym nic nie wychodzi. Niezależnie od starań. I akurat nam się taki dzień przydarzył w tym meczu.

A jak wyglądała sytuacja z rozpoznawalnością? Kojarzy Cię ludzie na ulicy?

W Płowdiwie bardzo. W innych miastach mi się nie zdarzyło, ale w Płowdiwie bardzo.

Czyli nie miałeś okazji na spokojnie wypicie kawy na mieście?

Nie, ale też nie przeszkadzali za bardzo. Jeżeli widzieli, że siedziałem z żoną i coś jedliśmy, piliśmy to nie byli tak nachalni.

Chciałbym jeszcze poznać Twoje zdanie na temat systemu rozgrywkowego w Bułgarii. Doskonale go poznałeś i wiesz, że jest on strasznie zagmatwany. Liga po sezonie zasadniczym dzieli się na dwie grupy, a zwycięzca grupy spadkowej ma szansę na grę w europejskich pucharach. Pod warunkiem, że pokona on w dodatkowym meczu brązowego medalistę ligi. Do niedawna, u nas w Polsce często dyskutowano czy najlepsza drużyna z dolnej części tabeli powinna otrzymać jakąś nagrodę pocieszenia. Czy Twoim zdaniem takie rozwiązanie ma sens?

Nie. Jak dla mnie jest to nonsens. Czemu drużyna, która przez ponad 30 kolejek jest słabsza od tej, która kończy rozgrywki ligowe na trzecim miejscu, ma większe szanse zagrać w kwalifikacjach do Ligi Europy? Czemu nagrodę ma zdobyć drużyna, która zdobyła mniej punktów przez cały sezon? Jest to kompletnie dla mnie niejasne. W Bułgarii tak grają i musieli się chyba do tego przyzwyczaić, bo większego marudzenia na ten system nie widziałem. Dla mnie był to jednak bardzo dziwny przepis.

Wspomniałeś wcześniej, że nie traktujemy Bułgarii poważnie. Czy poleciłbyś tą ligę polskim piłkarzom, którzy chcieliby podążyć Twoją ścieżką by spróbować przez Bułgarię wybić się do Ekstraklasy lub 1. ligi? Bądź może takim, którzy chcieliby przenieść się do efbet Ligi nawet i z Ekstraklasy?

Dużo zależy od klubu. Nie polecę, z całym szacunkiem, kogoś z dołu tabeli, np. Botewu Wraca. To pewnie nie jest marzenie każdego. Uważam jednak, że jeśli komuś będą odpowiadały finanse, to można śmiało jechać do klubów z pierwszej szóstki tabeli. Z Bułgarii o wiele łatwiej jest wybić się do Turcji. Skauci z tej ligi mocniej śledzą tamtejszy rynek. Jeśli ktoś ma w Polsce problemy z graniem i nie boi się zaryzykować to jak najbardziej mogę polecić Bułgarię. Jest to dobra ligowa odskocznia.

Załóżmy w takim razie taką sytuację. Do Arki wpływa oferta za jakiegoś zawodnika z CSKA. Polecisz mu przenosiny?

Oczywiście, że tak. Chociaż myślę, że taka oferta nigdy by nie spłynęła. CSKA raczej gdzie indziej szuka piłkarzy.

Tak, masz rację. Oni bardziej na zachodzie szukają piłkarz. Podnieśmy więc lekko poprzeczkę. Tak czysto teoretycznie oferta z CSKA wpływa do klubu ze środka Ekstraklasy.

Nie no, oczywiście. CSKA to dla mnie taka Legia. W tym roku grali w fazie grupowej Ligi Europy. Myślę, że w tym sezonie powalczą z Łudogorcem o mistrzostwo kraju. Także nie ma nawet o czym gadać i nad czym się zastanawiać.

A w drugą stronę. Mógłbyś polecić jakiegoś zawodnika z ligi bułgarskiej pod kątem transferu do Polski?

Jest mnóstwo takich piłkarzy. Ale tak jak już wspominałem. W Bułgarii panuje inny styl gry. Może zawodnicy nie są przyzwyczajeni do aż takiego „reżimu” taktycznego i fizycznego. Nie możemy też zapominać, że dana liga czy też klub musi podpasować pod danego zawodnika. Powiedzmy, że Todor Nedelew trafiłby do Legii. Pojechałby potem na mecz z Wartą. Nie miałby miejsca na boisku, dostałby dwa plastry z tyłu i czar super transferu by prysł.

Przez kilka ostatnich lat rynek bułgarski był u nas zapomniany. Dopiero niedawno skauci zaczęli znów tam zaglądać. Stal Mielec zakontraktowała Czorbadżijskiego, w Górniku Zabrze od dwóch sezonów gra Manneh. Wydaje mi się, że warto śledzić ten region.

Zdecydowanie warto. Chociażby dlatego, że tam są zdecydowanie tańsi piłkarze niż w wielu innych ligach. Na spokojnie można znaleźć tam wielu zawodników, którzy wyróżnialiby się w Ekstraklasie.

Chciałem zapytać jeszcze o Twój powrót do Polski. Wyrobiłeś sobie w Bułgarii pewną markę, a w Ekstraklasie niestety nie udało Ci się zadebiutować. Było to bolesne zderzenie z rzeczywistością?

Bolesne to może złe słowo. Dużo rzeczy złożyło się na tą sytuację. Przyszedł Puto, trenerzy woleli postawić na niego i tyle wyszło z tego powrotu do Polski. Czasem tyle rzeczy musi się złożyć na sukces człowieka. Mi akurat się nie udało, ale to już jest dla mnie historia.

Widziałem kiedyś wiadomości mówiące, że już zimą szukałeś opcji wypożyczenia ze Śląska. Nie myślałeś by powtórzyć scenariusz z Botewu? Pół roku walczyłeś wtedy o skład, ale gdy już Ci się udało to do końca nie oddałeś miejsca między słupkami.

Bardziej polegało to na tym, że jakieś kluby chciały wypożyczyć mnie niż ja chciałem odejść. Nie myślałem wtedy o tym. Dałem sobie jeszcze to pół roku. Powalczyłem, ale nie udało się. Musiałem w końcu poszukać czegoś innego. Męczyłem się strasznie, bo nie jestem typowym drugim bramkarzem. Wolałem zejść ligę niżej do mocnego klubu i grać regularnie niż siedzieć kolejny rok na ławce.

W barwach Śląska udało Ci się rozegrać tylko 1 spotkanie, w nieszczęsnym Pucharze Polski. Masz prawo nie wspominać za dobrze tego występu. 

Już nie myślę o tym meczu. Nawet o nim zapomniałem, a Ty mi o nim przypomniałeś. <śmiech>

Wracając do Polski miałeś jeszcze inne ofert niż ze Śląska? Ponoć Lewski był zainteresowany i pojawiły się propozycje z Turcji.

Z Turcji miałem pewniaka. Mocna i dobra oferta. Z Jagielloni też była propozycja. Poza tym spłynęło kilka zapytań ale nic konkretnego. Zdecydowałem się na Śląsk, bo wiedziałem, że Kuba Słowik odchodzi, ale że będą ściągać Putnockiego to tego już nie wiedziałem.

Chyba klub zaskoczył Cię tym ruchem?

Zaskoczył. Ujmę to tak. Było widać, że trener Lavička woli postawić na starszego i bardziej doświadczonego.

Przed początkiem tego sezonu miałeś ponoć ofertę powrotu do Botewu.

Tak, zadzwonili do mnie. Jednak sytuacja na świecie była nieciekawa, jeszcze żona w ciąży. Nie chcieliśmy się ruszać. Myślałem dużo o tym, bo chciałem tam wrócić. Ale nie był to dobry moment.

Czyli powrotu do Kanarków nie wykluczasz?

Nie.

To w takim razie czemu padło na Arkę? Co Cię przekonało do tego transferu?

Po pierwsze, mój menedżer jest właścicielem tego klubu. Po drugie, osoba trenera Mamrota, który budował fajny zespół. Po trzecie, regularna gra. Co ważniejsze, gra o coś. Mamy swoje cele na ten sezon i chcemy je zrealizować. W Ekstraklasie, gdzie bym nie poszedł, to nie wskoczyłbym od razu do bramki. Też musiałbym swoje odsiedzieć nie wiadomo ile. Także wolałem zejść szczebel niżej do Arki, awansować z nią do Ekstraklasy i od tej strony wejść do ligi.

Zdjęcie z prezentacji Daniela jako nowego zawodnika Arki Gdynia, fot. www.arka.gdynia.pl

Czyli waszym celem jest awans w tym sezonie do Ekstraklasy?

Tak. Bezpośredni awans, nie przez baraże. Bez półśrodków.

Jak już wspomniałeś postać trenera Mamrota to jak wspominasz pracę z nim? Nie ma go już w Arce, ale był on bardzo chwalony za swoją pracę w Jagiellonii. Ogólnie zbiera dużo pochwał za swoje osiągnięcia i podejście do zawodu.

W Arce też był chwalony. Myślę, że ten wynik sportowy był ok, choć pogubiliśmy parę głupich punktów. Uważam, że powinniśmy być na pewno przed ŁKS-em w tabeli. Mi się z nim bardzo dobrze pracowało. Odszedł z klubu, ale nie wiem czemu. Nie jest to moja decyzja i ja też o tym nie decyduję. Ja jestem od grania. Bardzo miło go wspominam.

To może trenerowi Mamrotowi trzeba było polecić ligę bułgarską? <śmiech>

Nie, ja myślę że trener Mamrot spokojnie poradzi sobie w Polsce. Sądzę, że mierzy jednak wyżej.

Jeśli nie udałoby się wam z Arką awansować do Ekstraklasy to dalej będziesz dążył do zagrania w tej lidze? Jeśli nie z Arką to w innym klubie?

Na pewno, ale ja uważam, że ten awans wywalczymy. Czułem to od samego początku i wciąż czuję, że nam się uda.

Zmierzając powoli do końca chciałem jeszcze na chwilę wrócić do tematu Bułgarii, lecz tym razem pod kątem życia. Trochę się ten kraj różni od Polski. Jak wspominasz Bułgarię?

Biedniej, ale panuje tam większy spokój. Większa radość z życia, ludzie są uśmiechnięci.

Nie wiem jak Ciebie, ale mnie podczas mojego półrocznego pobytu w Bułgarii zaskoczyło to, że tam bez względu na porę dnia zawsze jest ruch na ulicach. Ludzie też niezależnie od godziny przesiadują w knajpkach, kawiarenkach. U nas z kolei ruch jest w szczytach do/z pracy, a do lokali chodzimy najczęściej w weekendy.

Mi się właśnie to podobało, podpasowało. Czy też pogoda lub podejście do życia tych ludzi. Naprawdę było super.

A zwiedzałeś może kraj? Czy miałeś czasu na takie przyjemności?

Nad morze jeździliśmy. Raz byliśmy też w górach.

Kuchnię lokalną też tak miło wspominasz?

Pewnie, że tak. Szopska sałata, tarator to były moje koniki. Mają kuchnię tłustą, ale bardzo aromatyczną.

Pod względem sportowym taka tłusta dieta, to chyba nie jest najlepsza?

Nie, ale za to stosują dużo warzyw. Ich warzywa mają też kompletnie inny smak niż te sprzedawane u nas w marketach. Pomidory mieli mistrzostwo świata. Do tego sirene i można zajadać.

Praktykowałeś lokalny zwyczaj w postaci kieliszka wina bądź rakii do posiłku?

Nie. Nad morzem jak raz byliśmy to popróbowaliśmy win bułgarskich, ale tak to nie. Rakii również nie. Kiedyś, bodajże na wakacjach w Chorwacji, jej próbowałem i mi nie podpasowała. Więc nawet się za to nie zabierałem.

A kawki z ich tradycyjnych ulicznych automatów próbowałeś?

No pewnie, że tak. Na bazie jeden mieliśmy. Była ok. Nie wiem czy były kapsułki czy nie, ale była nie najgorsza.

U nas funkcjonowanie takich ulicznych automatów jest raczej nie do pomyślenia.

No nie. Ale oni bez tego nie mogą żyć.

Kończąc już naszą rozmowę, czego Ci życzyć na zbliżającą się rundę wiosenną?

Zdrówka i sukcesów sportowych.

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i poświęcony czas.

Również dziękuję.

Rozmawiał Sławomir Słowik