Być dobrym człowiekiem – Enkeleid Dobi

Rozmowa z trenerem Dobim to była wielka przyjemność. Sam mówi o sobie edukator i coś w tym jest. Wskazuje, prowadzi i mówi jak ważne jest bycie dobrym człowiekiem. O pasji do futbolu i radości z życia mógłby opowiadać godzinami. Gdy w wieku 16 lat debiutował w lidze, co do dziś jest niepobitym rekordem, z pewnością myślał o większej karierze. Niczego jednak nie żałuje.

Tabela II ligi jest bardzo skomplikowana. Pańska drużyna może awansować do baraży, ale również spaść. Wszystko się wyjaśni w ostatniej kolejce

Ja od początku sezonu podkreślałem, że celem jest utrzymanie się w lidze. O to dalej walczymy i chcemy dokonać tego przed końcem sezonu, by nie denerwować się w ostatnim meczu. To jest pierwszy i jedyny cel. Chcemy realizować to co założyliśmy przed sezonem z drużyną i zarządem. Liga była bardzo wyrównana. Szczerze, to nawet jest w jakimś stopniu zabawne. Ostatnio po wygraniu czterech spotkań z rzędu, żona zapytała się, to które miejsce mamy w tabeli. Odpowiedziałem, że siódme. Trochę niedowierzała, bo był to awans tylko o jedną pozycję. To kwestia predyspozycji dnia. Teraz to widać jeszcze bardziej, każdy może wygrać z każdym. Po powrocie do gry widzimy, że nie wszystkie zespoły są w optymalnej, stabilnej formie. U nas też czasem pojawiały się problemy. Staramy się twardo stąpać po ziemi i priorytetem jest utrzymanie. Każdy punkt w tej fazie jest na wagę złota.

Jest już Pan w Polkowicach czwarty rok. W Polsce, w klubach na szczeblu centralnym nie wielu jest trenerów z takim stażem.

Muszę przede wszystkim podziękować władzom klubu, że obdarzyły moją osobę takim zaufaniem. Osiągnąłem cel jakim był awans, teraz robię wszystko by utrzymać się w lidze. To działało z dwóch stron. Dużo poświęciliśmy by stworzyć ten zespół, do tego potrzebny był też czas.

Od początku kiedy objąłem drużynę Górnika Polkowice powiedziane było, że stawiamy na chłopaków z regionu. Przez ten czas jak tu jestem skupiliśmy się na tym by tak było. W tym momencie mamy jednego piłkarza, którego wypożyczyliśmy z Warty Poznań. Reszta jest tu z Polkowic, Lubina, Legnicy, Głogowa, może ktoś z Bolesławca, ale głównie Dolny Śląsk. W kadrze mamy 10 piłkarzy, którzy urodzili lub wychowali się w Polkowicach. W Ekstraklasie czy I i II lidze nie ma praktycznie takich zespołów. Nie możemy się porównywać do Warszawy, Wrocławia czy Krakowa, wielkich aglomeracji. Rzeczywistość też inaczej wygląda. Mam 3- 4 chłopaków, którzy oprócz grania w piłkę pracują na kopalni. Na tym poziomie też sytuacja niespotykana. Nikt nie szuka przez to wymówki. Mariusz Juszkiewicz, najlepszy strzelec naszej drużyny w poprzednim sezonie codziennie chodzi do kopalni. Praca, praca i praca, ale też wiedzą że oczekujemy na boisku tego samego od nich co od reszty zespołu. To było ustalone, tego się trzymamy. Stworzyliśmy myślę dobrą, fajną relację na linii sztab – zawodnicy. Czy to zwycięstwo, remis czy porażka, ten zespół jest mentalnie dobrze przygotowany. Dzięki atmosferze, mamy w pełni tego słowa znaczeniu – drużynę. Mamy satysfakcję też z tego, że ci chłopcy chcą u nas zostać, a ci którzy nie dostają szansy w Głogowie, Legnicy czy Lubinie tu ją mają. Klub jak na ten poziom II ligi dobrze jest zorganizowany.

Enkeleid Dobi był zawodnikiem Zagłębia Lubin

Śmiało możemy też już stwierdzić, że Pan jest Dolnoślązakiem i wpisuje się to w politykę klubu.

Po 20 latach w Polsce nie powiem, że jestem prawdziwym Polakiem, ale jestem mocno związany z tym regionem, z Lubinem. Już jako zawodnik tu poznałem swoją żonę, tu mieszkamy. Jestem Dolnoślązakiem, na pewno.

To cofnijmy się jeszcze do czasów Pana gry w Albanii i Chorwacji. Bałkany w latach 90 sporo przeżyły. Jak w tym czasie funkcjonował futbol?


Od wielu lat z radością patrzę, że ludzie pokochali ten cały region. Ludzie na Bałkanach są cudowni, ale też wiele wycierpieli. A jeśli chodzi o piłkę nożną to było ciężko. Nie mieliśmy nawet trawiastego boiska treningowego. Ćwiczyliśmy na takim żwirowym, wysypanym jakimś piachem czy żużlem placu. Pamiętam jak wracałem po treningach i mama zawsze krzyczała, bo albo miałem nogi całe we krwi, albo cały byłem w kurzu. Ja miałem to szczęście, że praktycznie całą drużyną z juniorów weszliśmy na poziom piłkarski I ligi w Albanii. Wszyscy się znaliśmy, Fajna generacja. Tak więc od roku 1992 do 1996 roku cały czas byliśmy w czołówce tej ligi. Wygrywaliśmy z Teutą Durrës czy to wicemistrzostwo, mistrzostwo, czy puchar Albanii. Wydaje mi się, że to zgranie było kluczowe w tych sukcesach. Proszę sobie wyobrazić, że aż 18 na 20 chłopaków w składzie było właśnie z Durres. A tych dwóch z miasteczek blisko. Od trampkarzy, przez juniorów mniej więcej tym samym składem udało nam się zdobyć mistrzostwo w seniorskiej piłce. Chociaż życie poprowadziło różnie i w wiele stron dalej wszyscy utrzymujemy kontakt.

Piłkarze Teuty świętują mistrzostwo wspólne z kibicami

Taką wisienką na torcie był mecz w 1995 przeciwko Parmie, wtedy jednej z najlepszych drużyn w Europie.
(W składzie Parmy byli wtedy Cannavaro, Zola, Stoiczkow, Inzaghi itd. przyp. red) To było niesamowite uczucie. W tamtym roku otrzymałem też nagrodę dla najlepszego zawodnika ligi. Miałem wtedy 19-20 lat.

KF Teuta Durrës przed meczem z AC Parma

Podobnie musiało być w debiucie w reprezentacji. Wtedy też pierwszy gol, ale jak wiemy wtedy nie wynik był ważny. Chodziło o coś więcej.

To był pierwszy mecz w historii Bośni i Hercegowiny jako niepodległego kraju. Spotkanie naszych reprezentacji miało bardzo ważne znaczenie przede wszystkim polityczne. Już trochę czasu minęło, ale pamiętam ten stadion w Tiranie. Pamiętam, że było bardzo wielu polityków, wielu kibiców bośniackich. Powiedziałbym, że to prawdziwy „przyjacielski mecz” w pełnym tego słowa znaczeniu. My mieliśmy świadomość jak ważne jest to dla nich spotkanie. Nie nakręcaliśmy się bardzo. Strzeliłem bramkę na 2:0 w tym meczu i dało mi to dużo satysfakcji jako zawodnikowi debiutującemy. Rywale byli na pewno smutni, może rozczarowani, ale przecież to tylko sport.

reprezentacja Bośni i Hercegowiny przed meczem w Tiranie
30/11/1995

W Varteksie Pana przygoda była nie do końca udana. Poznał Pan za to wiele ciekawych osób jak Zlatko Dalicia, trenera wicemistrzów świata sprzed dwóch lat czy Veldina Karicia, legendę chorwackiej piłki.

Ze Zlatko graliśmy półtora roku. Varteks w tamtym czasie był solidną drużyną, która grała w europejskich pucharach. Mrmić nasz bramkarz. Reprezentant, a teraz w kadrze Dalicia jest trenerem bramkarzy. Vugrinec, król strzelców, grał w Atalancie czy Lecce. Wielu wspaniałych zawodników. Graliśmy np. przeciwko Majorce, która później grała w finale tego Pucharu. Klub ma zaplecze, prowadza do piłki chłopaków, którzy później grają w mocniejszych klubach jak Dinamo, czy grają w reprezentacji. Klub był wtedy bardzo mocno finansowany przez fabrykę tekstyliów. Pamiętam, że była to największa fabryka Levi’sa w Europie. Jeansy, koszulki, garnitury to też wszystko tam. Teraz to jedna z droższych marek – Varteks.

Veldin Karić był moim przyjacielem. Super gość, niesamowity. Mogę w samych superlatywach o nim mówić. W czasach mojego pobytu tam wiele mi pomógł. Wrócił po przygodzie z Torino. Zagadałem na pierwszym naszym spotkaniu po włosku i tak później już trzymaliśmy się.

Z tego zespołu w „trenerkę” poszło wielu Pana kolegów. Kiedy Pan stwierdził, że również chce zostać trenerem?

We Francji, tam zrobiłem licencję, dzięki której mogłem trenować dzieci w wieku 8 – 10 lat
(débutant ). Wtedy zacząłem myśleć już poważnie. Wykonałem ten pierwszy krok. Potem, gdy już wiedziałem, że będę kończyć karierę stanąłem przed dylematem. Zrezygnować z tego czy dalej w to iść. Mogę powiedzieć, że wolałem być zawodnikiem niż trenerem. Jako piłkarz masz większy wpływ na przebieg gry niż trener, który stoi przy linii. Jedyne co możesz to albo bić brawo, czy motywować, dawać wskazówki, ale na boisku już to nie ode mnie zależy co się wydarzy. Wieku już nie oszukam. Przyszedł ten moment i od początku pojawił się problem. Trzeba było stworzyć drużynę, mentalnie, wskazać cele. Drużyna potrzebuje lidera, prawdziwego lidera, nie osoby która tylko będzie coś mówić i nakazywać. Lider musi sam być przekonany do tego, robić to i dawać przykład pozostałym. Powie, że „idziemy prosto” to wszyscy idą prosto, bez sprzeciwu.

foto. polkowice.naszemiasto.pl


Prawdziwi trenerzy są Premier League czy Lidze Mistrzów. Ja o sobie mogę powiedzieć, że czuję się bardziej w tym momencie edukatorem. Uczę, nie tylko sportu, ale staram się przekazać jak ważne jest to być dobrym człowiekiem. Piłka nożna się zmienia. Umiejętności piłkarskie stawiłbym na 3, może 4 miejscu. Już wyjaśniam. Na pierwszym miejscu musi być charakter, determinacja i poświecenie i dopiero wtedy umiejętności. Często trenerzy czy piłkarze mówią „pokazaliśmy dziś charakter”. Ja mówię nie. Bez charakteru można wygrać mecz. Słyszeliśmy przez lata „talent wygrywa mecz”, ale to drużyna wygrywa ligę. Drużyna musi mieć charakter. Dlatego skupiam się głównie na tym by stworzyć ten team spirit. W momencie, gdy któryś się potknie, my mu pomagamy wstać. Nie zostawiamy go. Taka jest moja idea kreowania tej współpracy w drużynie. Jako zespół tak samo myślimy i działamy tak samo, dążymy do tego samego celu. Trzeba mieć świadomość, że coś nie wyjdzie. Nie ma drużyny, która by nie przegrała meczu. Wszystkim zdarzają się to zdarza. Ale mając określony cel robisz wszystko by go osiągnąć. Dla mnie nie jest problemem, że ktoś straci piłkę, źle poda czy przyjmie. Ważne jest to jak się zachowasz po tym złym zagraniu. Moi piłkarze wiedzą, że na boisku trzeba zostawić zdrowie i serce. Z pasją i z miłością do piłki. Mówi się, że „piłka nożna to najważniejsza rzecz z nieważnych”. Jest zdrowie, rodzina, ale gdy gramy w piłkę to robimy to z miłością! Jak idziemy się bawić to idziemy się bawić. Na całość! Jak idę zjeść, a lubię dobrze zjeść to musi to być zrobione z pasją, nie byle co. Wszystko co robię, robię z serca. Nie zawsze się uda, ale przynajmniej wiem, że zrobiłem wszystko, żeby tak było.

Brakuje Panu Albanii?

Proszę Pana, teraz jak rozmawiamy to powinienem być tam na południu. Na wakacjach zawsze ładuje „baterie”, a teraz mogę powiedzieć, że są na wyczerpaniu. Tam odpoczywam, zbieram siły na następny rok. Jest słoneczko, dobre jedzenie. To mało powiedziane. Niesamowite jedzenie. Dlaczego niesamowite może Pan zapytać i czytelnicy? Już wyjaśniam. To połączenie czterech różnych kuchni: albańskiej, greckiej, włoskie i tureckie. Kwintesencja kuchni śródziemnomorskiej. Tego mi brakuje. Nie wiem jak bardzo bym chciał i się starał to nie będzie to. Warzywa mają zupełnie inny smak. Tam u siebie w Durres, wiem gdzie i co jest dobre, co nie. Kto specjalizuje się w mięsach, a kto w rybach. W Albanii cały ten region znany jest z dobrej kuchni i najlepszych kucharzy.

Rozmawiamy sporo o Durres, a przecież nie tak dawno, pół roku temu miasto zostało poważnie dotknięte przez trzęsienie ziemi.

dw

Moi rodzice mieszkają teraz w wynajmowanym mieszkaniu. Trzęsienie ziemi tak uszkodziło budynek jest do rozbiórki najprawdopodobniej. Czekamy na decyzje z urzędu. Sytuacja w Albanii była nieciekawa już po trzęsieniu, a do tego teraz doszła pandemia. Durres żyje głównie dzięki turystom, a ich nie ma. Rok temu mówiło się, że w Albanii mogło być nawet 8 milionów turystów. Teraz ich nie ma. Wiele osób się boi przyjechać. Nie tylko turystyka upada, ale również rolnictwo, bo nie ma rynku zbytu. Wielu moich przyjaciół i znajomych zainwestowało sporo w hotele, kawiarnie czy restauracje i sytuacja jest bardzo zła. Mocno wierzę jednak, że sytuacja wróci do normalności. To chyba charakterystyczne dla nas Albańczyków, że mówimy „jutro będzie lepiej”. Czekamy co przyniesie kolejny dzień i chcemy, żeby ten optymizm wzrastał. My zawsze jesteśmy uśmiechnięci, pozytywnie i luźno nastawieni do życia. Co trzeba zrobić od razu to robimy, ale jeśli nie ma takiej potrzeby to można to zrobić następnego dnia.

Mentalność mieszkańców Bałkanów, a Polaków znacznie się różni w podejściu do życia i i wielu innych spraw. Po 20 latach w naszym kraju dostrzega Pan jakieś podobieństwa i różnice?

Może Pan zapytać dlaczego nie jestem teraz w Albanii, a jestem w Polsce. Tam mam to co kocham, plaże, słońce, jedzenie. Albania zawsze była i jest w moim sercu. To jest mój kraj, stamtąd pochodzę ja, moi rodzice. To już nie chodzi o patriotyzm. Tak po prostu jest. Nie mogę pluć na ręce, które mnie wykarmiły. Nie będę też wypowiadał się źle o Polsce. Tu zarabiam na chleb, na życie. Nie ważne skąd pochodzisz, czy z Albanii, Polski czy USA. Kto powiedział, że jak ktoś urodził się w Stanach ma być lepszy od tego, który urodził się tu, albo że ma lepszą czy gorszą mentalność? To sprawa bardziej złożona. Tu chodzi też o politykę, historię. Polacy i Albańczycy mają podobną przeszłość. Przeżywaliśmy wojny, konflikty. Tu i tu był komunizm. Nie można było iść do kościoła, odchodziło się od religii i mocno to zakorzeniło się w naszych krajach. Jeszcze raz powiem. Ważne jest to jakim jesteś człowiekiem! Zawsze traktuj innych tak jak Ty byś chciał być traktowany. Tego się trzymam przez całe życie. Taką mam zasadę. Nie będę krytykował tylko, albo zachwalał Albanii. Albania ma swoje plusy oczywiście, ale i swoje minusy, tak samo jak Polska, Francja itd. Przez ten czas jak tu jestem Polska niesamowicie się zmieniła na plus. Jednak jak ja to nazywam „delikatny pesymizm” dalej jest. Nie lubię tego. Ja wychodzę z założenia, że będzie dobrze dopóki ja żyję. Jest takie powiedzenie, że „nadzieja umiera ostatnia”. Ja mówię „nadzieja umrze ze mną”. Dopóki ja żyje, jest i nadzieja. Dopóki masz serce, pozytywne nastawienie możesz zrealizować każdy cel. Nie musi to być od razu, może być za tydzień, rok, później, ale najważniejsze jest to że to realizujesz.

Ja mam dwoje dzieci, żona ma swój salon kosmetyczny. Jesteśmy związani z tym regionem, ale nie możemy doczekać się też tego, żeby już pojechać tam na wakacje. Tam została tylko rodzina i przyjaciele. Nawet moja żona nauczyła się mówić po albańsku. Nic mi nie mówiła, zrobiła mi taką niespodziankę i jestem bardzo z niej dumny. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Jednak tak samo powiem o Polsce. Tu mam teraz swój dom, rodzinę żony, którą traktuję jak swoją. Mamy bardzo dobry kontakt, dobrze się dogadujemy.

Styl życia różni się natomiast bardzo mocno. To podkreślając wszyscy zawodnicy z Bałkanów, którzy są w Polsce.

Ja byłem pierwszym Albańczykiem na boiskach ekstraklasy. Zdecydowanie było inaczej. Teraz w końcu kluby coraz chętniej biorą stamtąd piłkarzy. Jest np. Vullnet Basha. Na południu dużo uwagi poświęcamy spotkaniom towarzyskim przy dobrym jedzeniu, kawie. Dużo rozmów i żartów. Nikt nie pyta czy idziemy na kawę, tylko gdzie idziemy. To są rzeczy oczywiste. To mi tego brakuje. Jednak jak się mówi nie można mieć w życiu wszystkiego. Staram się znaleźć równowagę. Jestem 24 lata już prawie poza domem i już trochę się przyzwyczaiłem.

nothingfamiliar.com

Wiele osób, które przyjeżdżają do nas nie zostaje na dłużej. Zwykle to sezon lub kilka, więc jak Pan mówi, może to kwestia przyzwyczajenia.

Wiele czynników na to ma wpływ. Są tacy, którzy traktują pobyt w Polsce jako trampolinę na zachód, są tacy, dla których to jest szczyt możliwości i będą kończyć karierę. Niektórzy zaś wybierają polską ligę ze względów finansowych. Ja ożeniłem się z Polką i zupełnie inaczej do tego podchodzę. Wyjechaliśmy do Francji, ale zdecydowaliśmy się wrócić. Każdy robi jak uważa i jak dla niego jest najlepiej. Życie nie jednokrotnie zmusza nas do podejmowania decyzji, czasem trudnych. Mieszkam w Lubinie, miasto górnicze. Wiele osób nie idzie do kopalni dlatego, że to lubi, a dlatego by utrzymać swoją rodzinę. Życie to poświęcenie i trzeba pokazać charakter. Często powtarzam charakter. Ale prawda jest taka, że każdy może wykształcić charakter. Nikt nie rodzi się z nim. Ja byłem spokojnym dzieckiem i nie miałem też tak, że to co chciałem to dostawałem. Charakter się kształci cały czas. Człowiek się uczy co jest złe, co dobre. Wiesz co poprawić, co zmienić, ale przede wszystkim trzeba mieć radość z życia, szacunek do siebie, szacunek do drugiego człowieka, miłość. Na to zwracam uwagę moim zawodnikom, na szacunek, na respekt.

Czy pracując z zespołem, jeżdżąc na mecze znajduje Pan jeszcze czas na oglądanie ligi albańskiej?

Oczywiście! Wyniki, filmiki ze skrótami to śledzę na bieżąco, już po powrocie z meczu czy treningu. Jeśli mogę to oglądam mecze Teuty Durres. To jak wspominałem mój zespół. Stać ich na to by być w czołówce i by może wygrać kolejne mistrzostwo. Miasto żyje piłką! W przeszłosci byli blisko, jednak się nie udawało, ale kciuki trzymam mocno. Futbol w Albanii ostatnio się coraz bardziej rozwija. Inwestuje się w infrastrukturę, powstają nowe stadiony też. Małymi korkami idzie to do przodu. Byliśmy w 2016 na Euro we Francji. Niesamowite emocje. Federacja Albanii zorganizowała dla byłych reprezentantów, oczywiście dla tych którzy żyją, są na siłach i mogli przylecieć zaproszenia na mecze podczas tego turnieju. Perfekcyjnie logistycznie było to zorganizowane, loty, zakwaterowanie, wyżywienie nam federacja załatwiła. Samolot z Polski nawet, później do Albanii lot również. Piękna sprawa. Ja oglądałem na żywo mecz przeciwko Szwajcarii i powiem, że to wzruszyłem się. Spełniło się jedno z moich największych marzeń! Myślałem, że się nigdy nie spełni, a jednak się udało. To zmotywowało mnie i uwierzyłem, że naprawdę wszystko jest możliwe. Dla mnie i innych byłych reprezentantów to było marzenie zagrać na mistrzostwach. Proszę mi uwierzyć, nie mogę opisać tej radości, którą wtedy przeżywaliśmy. Uczucie niesamowite. Chciałem grać z nimi, wybiec na boisko. A jak zaśpiewali hymn albański… Nie do opisania! Może jesteśmy małym krajem, ale dobrze wtedy wszyscy współpracowali.

Ja kilka miesięcy temu kupiłem sobie nawet koszulkę reprezentacji Albanii.

Ładne mamy koszulki. I flagę przede wszystkim. Orzeł robi robotę. Trzeba zrozumieć też dlaczego nasz czarny orzeł ma dwie głowy. Jest wiele interpretacji, ale ta która do mnie najbardziej przemawia. Jedną głową patrzy w przeszłość ile przecierpieliśmy jako naród, a drugą patrzy w przyszłość w lepsze jutro. Trudna, ale i ciekawa jest nasza historia. Język jest również bogaty. Nasz alfabet ma aż 36 znaków. Wiele jest takich ciekawostek. O kulturze i historii moglibyśmy jeszcze porozmawiać, ale zostańmy przy sporcie, nie wchodźmy też w politykę.

EPA/ANDY RAIN
PAP/EPA

Ale już kończąc. Jesteśmy ludźmi, wszyscy jesteśmy dla siebie, by sobie pomagać i żyć w pokoju, a nie by zadawać cierpienie.

Historia Pana transferu była opisywana wielokrotnie, jak obudził się Pan w Lubinie i o poranku zobaczył giełdę samochodów. Pierwszy samochód tam Pan kupił?

Nie! Nie! Nie! Ten temat zawsze się pojawia, ale nie żałuję. Dzięki temu poznałem swoją żonę, mam teraz wspaniałą rodzinę. Mam kolegów, którzy nie miałem dużo szczęścia w piłce. Ja mówię „Nie! Właśnie, że miałem wielkie szczęście”, bo oprócz piłki jest jeszcze normalne życie. Gdybym pojechał do Niemiec czy Włoch to nie poznałbym mojej żony. To, że w sporcie nie wyszło tak jak mogłoby być lepiej to nie ważne. Niczego nie żałuję. Najważniejsze, że mam super rodzinę. Syn się urodził we Francji, ale czujemy się dobrze w Polsce i chcemy tu zostać. Przed sezonem miałem propozycję z I ligi, ale odmówiłem. Wtedy żona potrzebowała pomocy przy córce, zostaliśmy tu, ale teraz już córka jest trochę większa, ja też dojrzałem i jestem gotowy na nowe wyzwania.

To dla mnie priorytet, ale jak mówiłem wcześniej, jak jest zdrowie i robimy piłkę, to robimy to na 100 procent! Z sercem! Klub dając mi umowę zakontraktował można powiedzieć moje umiejętności, a ja wkładam w to dodatkowo tę pasję.

Jan Długokęcki