Angola – wywiad z Jackiem Magdzińskim

Początkowo miała to być, krótka rozmowa, zasięgnięcie opinii na temat wyboru egzotycznego kierunku dla piłkarza. Jacek Magdziński, który ostatnie lata swojej kariery spędził na Czarnym Lądzie jest przykładem na to, że nie trzeba, a czasem nie powinno się iść utartym szlakiem. Tak jak on wielu też zawodników z Półwyspu Bałkańskiego odnosiło i odnosi sukcesy w najróżniejszych miejscach na świecie, a każdy z innym bagażem doświadczeń i innymi ambicjami i priorytetami.

Nie jest łatwo podjąć decyzję o przeprowadzce na drugi koniec świata, do kraju nam kompletnie obcego. Tobie przytrafiła się propozycja, którą inni odrzucili.

Zacznijmy od tego, że to wynika z piękna piłki nożnej, naszej pracy, hobby czy pasji. Dążymy do tego by być lepszym, znaleźć swoje miejce, gdzie znajdziemy swoje miejsce, gdzie będzie dobrze nam się współpracowało z trenerem, kolegami z drużyny, klubem czy kibicami. 
To nie jest sport indywidualy, w którym możemy trenować i wyjeżdżać sobie samemu na zgrupowanie z trenerem i zamykać się w halach przygotowyjąc się do jakiegoś startu przez kilka lat np. do Igrzysk Olimpijskich. Dla piłkarzy to naturalne, że zmieniamy miejsce zamieszkania dość często, aczkolwiek to też jest kwestia indywidualna. W momencie, w którym ja dostałem propozyjcę wyjazdu do Angoli, to również otrzymało ją kilku innych zawodników z Polski i miałem z nimi też kontakt, jednak nie zdecydowali się na taki krok.  Na pewno na podjęcie takiej decyzji musi się złożyć kilka czynników takich jak sytuacja życiowa w jakiej się znajdujemy. Czy są już dzieci, czy jest żona? Czy nie mamy obowiązków tutaj. Nie każdy może sobie pozwolić na taki wyjazd, trzeba mieć tego świadomość. U mnie akurat było tak, że mogłem sobie na coś takiego pozwolić i się na to zdecydowałem. Przygoda, z której można wynieść jak najwięcej, po prostu przeżyć,  zobaczyć, nauczyć się, porównać kultury. Należy też wspomnieć, że to wynika z mojej filozofii życia, jeżeli jesteś gotowy na taki krok i wiesz, że ci się uda to nie ma się czego bać i wyjść poza pewne ramy.

A nie bałeś się tego co zastaniesz na miejscu? Dostałeś propozycję i poleciałeś z przewodnikiem w ręku w nieznane. Jak to wyglądało?

To trwało troszkę czasu, bo rzeczywiście propozycja mojego wyjazdu padła w październiku, więc to minęło powiedzmy dwa i pół miesiąca do mojego przylotu na miejsce.Miałem czas, żeby poczytać, spotkać się z ludźmi, którzy mieszkali w Afryce, nie licząc RPA, która jest oczywiście bardziej rozwinięta niż inne kraje w w regionie.  Dowiedziałem się jak najwięcej mogłem, rozmawiałem z trenerem, który tam już był na miejscu, wysyłał mi filmiki jak to wygląda. Ja wyjeżdzałem w 2015 roku, a dwa ata wcześniej w Angoli był Rivaldo i to było na pewno dużym plusem i na pewno też napawało optymizmem, że nie spotkam tam jakiejś ligi podwórkowej. Angola wystąpiła też na Mistrzostwach Świata 2006 w Niemczech, a tak po prostu wyjechałem, bo sam byłem tego ciekawy. Jedyne co mi gdzieś tam spędzało sen z powiek to rzeczy niezależne od człowieka typu choroby czy reakcja organizmu na środowisko. Ale jeżeli chodzi o sam kontakt międzyludzki, obcowanie z inną kulturą, innymi ludźmi to akurat bardzo mnie napawało dużym optymizmem. Wiedziałem, że są ludzie otwarci, kreatywni i szybko nawiązujący kontakty i to się wszystko potwierdziło tam na miejscu. Jasne, że były obawy ale patrzyłem na to wszystko pozytywnie i cieszyłem się tym co jest.

Czy piłkarsko dałeś więcej od siebie, aniżeli dałbyś w innym klubie np. w Polsce, Anglii czy Niemczech? Czy miałeś większą motywację?

Szczerze mówiąc to tak! Ja mam akurat takie usposobienie, że jeżeli dostanę szansę zrobienia czegoś dużego, czegoś fajnego, czegoś lepszego takiego jak zagranie w Ekstraklasie Angoli, czyli jakby patrzeć najwyższym poziomie jakim grałem. Mecze w TV, otoczka, no to była dla mnie szansa od losu i chciałem ją wykorzystać. Po prostu chciałem ją wykorzystać, dlatego skupiłem się oczywiście na tym bardzo mocno. Na początku wszystko podporządkowałem treningom i wyglądało to jedynie do treningów, spania i ewentualnie jakiegoś spaceru do sklepu po jakieś jedzenie. Dopiero później rzeczywiście jak złapałem fajny rytm, złapałem formę i strzelałem bramki to dopiero później pozwoliłem sobie na jakiś luz i myślę, że była to dobra recepta na to by mnie szanowali i wiedzieli, że profesjonalnie podchodzę do tego. I ten szacunek pozostał do dzisiaj. Wykorzystałem też wszystko to czego nauczyłem się w poprzednich klubach i śmiało mogę powiedzieć, że czas w Angoli to mój najlepszy czas w karierze piłkarskiej.

Wiesz, to fajne widzę podobieństwa, bo będziemy pisać o chłopaku, który grał w 2 i 3 lidze na Słowacji, a trafił do jednego z lepszych zespołów na kontynencie i widać jak zmienił się od początku i rewelacyjnie gra.  Czy przy tym wszystkim miałeś jeszcze czas pojeździć po Afryce i coś pozwiedzać?

Czasu było sporo i wiele też udało się zobaczyć dzięki wyjazdom na mecze czy zgrupowania. Czy to samolotem czy samochodem udało się zwiedzić praktycznie całą Angolę, a jest to bardzo piękny i fascynujący kraj. Docieraliśmy do miejsc, które wcześniej mogliśmy oglądać tylko w reportażach i programach takich jak „Boso przez świat spotkanie” czy u Martyny Wojciechowskiej. Takie miejsca ukryte, bez cywilizacji, albo z jednym telefonem komórkowym na wioskę, oczywiście takie rzeczy cały czas istnieją w Afryce. Odwiedziłem też Namibię z zespołem, w Windhuku mieliśmy zgrupowanie. Z narzeczoną byliśmy w RPA, w Kapsztadzie i zakochaliśmy się w tym kraju i mieście. Zwiedziliśmy całe wybrzeże i Przylądek Dobrej Nadziei. Ale Kapsztad zrobił na nas pozytywne wrażenie, wszystko idealnie tam jest zgrane, ludzie, atmosfera, widoki czy np. pingwiny. Lubimy do tego wracać, do tych obrazków. Jeszcze byliśmy na Zanzibarze i też dzięki temu, że poznaliśmy Afrykę i tam mieszakliśmy to pozwalało nam na zorganizowanie sobie takich wyjazdów bez pomocy biur podróży tylko po swojemu. I chociaż nie jest łatwo to bardzo polecam Afrykę wszystkim!


Jak odbierali Cię kibice już wracając do spraw piłkarskich?

Na początku było nas dwóch europejczyków, ale po trzech miesiącach koledze podziękowali  także zostałem sam. Na prowincji w tym pierwszym klubie to kibice różnie reagowali i ten biały kolor skóry ich ciekawił. Wszystko było normalnie, cieszyliśmy się razem po bramkach bardzo pozytywnie podchodzili do mojej osoby .Nawet teraz jak odwiedziłem stadion Akademiki w listopadzie 2019 roku i to też było na pewno świetne przeżycie być ponownie tam. Na trybunach powitał mnie spiker, przywitał się prezydent klubu, z kibicami śpiewaliśmy, także mają w pamięci to nasze batalie i bramki. Pamiętam jak osiągnęliśmy swój sukces, swój cel na ten rok co utrzymaliśmy się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przyjechali do nas do domu i nas podrzucali do góry, a wszystko kulturalnie, nie nachalnie, tylko tak szczerze z radością.

Nie lubię gdybać, ale zrobię wyjątek. Gdybyś otrzymał propozycję gry w reprezentacji Angoli to czy byś ją przyjął?

Od dzieciaka każdy z nas grających w piłkę nożną marzy by zagrać w reprezentacji swojego kraju i  to niezmiennie ta myśl towarzyszy każdemu. Ja mimo całego swojego swojego pozytywizmu jaki mam do świata to staram się patrzeć na niego realnie to zdałem sobie sprawę, że już w tej reprezentacji nie zagram. OK, byłem na konsultacji U21 z kilkoma fajnymi piłkarzami, którzy porobili dobre kariery jak np. Jędrzejczyk. Też na tej pozycji mamy najlepszego napastnika według mnie na świecie na dzień dzisiejszy, takiego typowego który znajdzie zawsze drogę do bramki. Mamy też kilku topowych innych graczy, więc wiedziałem, że na pewno nie ma szans na to żeby w ogóle wystąpić. Tak więc jeśli pojawiłaby się taka propozycja to jestem przekonany, że bym ją przyjął. Nie miałbym z tym żadnego problemu, wręcz przeciwnie po prostu godnie reprezentowałbym Polskę w barwach Angoli. Będąc na trybunach też można było usłyszeć rozmowy kibiców, którzy mówili między sobą „słuchaj, ten biały może zagrać w naszej kadrze” jednak propozycja taka nigdy nie padła. Na pewno kontuzje, które się pojawiły nie pomogły mi w lepszej grze. W pierwszym sezonie zagrałem we wszystkich meczach i organizm niesamowicie dostał w kość. Pierwsza, druga i trzecia, która praktycznie zakończyła moją karierę.  Było to trudne ale było to na pewno fajne przeżycie i kompletnie niczego nie żałuję. Zrobiłbym to jeszcze raz, może z delikatnymi zmianami.

A w czasie Twojej gry gdyby pojawiły się takie propozycje powiedzmy z Azji czy Ameryki to czy byś je przyjął?

Na pewno bardzo dużo zmieniłem klubów w swoim życiu i jest taką moją wizytówką, może  niechlubną, ale jest. Jeżeli chodzi karierę piłkarską to na pewno nie jest to droga wymarzona i nie polecam jej młodym piłkarzom. Jednak by osiągnąć jakieś doświadczenia życiowe i by móc je wykorzystać to ja zrobiłem to w Angoli. Czy bym wybrał inny kierunek? Jeśli pojawiłaby się jakaś wtedy ciekawa propozycja na pewno bym ją rozważył, bo Angola pomimo tego, że jest cudowna i ma swoje wady. Jest to też wyzwanie dla białego człowieka, nieprzystosowanego do temperatury czy innych zagrożeń jest trudno.

Poszedłeś w nieznane, tak jak i ci zawodnicy, o których właśnie piszemy. Poleciłbyś taki wyjazd innym?


Każdego dnia idziemy w nieznane i nie wiemy co się wydarzy. Ja wierzę głęboko w to, że to wszystko jest tam u góry gdzieś zapisane. Ja jeszcze w październiku 2014 miałem plany biznesowe, a kilka dni później otrzymałem telefon z propozycją gry na końcu świata. Wtedy poszedłem w nieznane. Wszystko zależy od tego czego chcesz od życia. Brać z życia garściami, mieć z tego radość i przy okazji osiągnąć sukces to trzeba wyjść ze swojej strefy konfortu i zaryzykować. Jeśli tego nie chcemy, to nie łudźmy się, że coś samo się trafi jeśli będziemy w jednym rytmie. Takie propozycje warto sprawdzić z każdej strony no i pojechałem. Nie żałuję tego na pewno, a gdzie to już sprawa indywidualna. Teraz świat jest tak otwarty, że praktycznie w kilkadziesiąt godzin, możesz dolecieć w dowolne miejsce na świecie. Ja polecam wszystkim, którzy chcą czerpać z życia jak najwięcej, bo od tego jest życie!